Film o Hanie Solo to "najlepsze Gwiezdne wojny w historii". Wiecie co? Nawet im wierzę!

Pełen wzruszenia wychodziłem z kina po Przebudzeniu Mocy, oszołomiony wręcz tym, co widziałem. Niewątpliwie pod wpływem wielkiego „hype’u” i mojego gwiezdnowojennego fanbojstwa, ale co z tego. Z Łotra 1 wyszedłem z kolei pozytywnie zaskoczony, bo nie spodziewałem się tak wysokiego poziomu.

Disney, przynajmniej na razie, nie czyni mojej ukochanej legendzie jakiegoś większego zła, miejscami wręcz zawstydzając samego George’a Lucasa. Dobra passa pewnie się kiedyś skończy, na razie jednak jest dobrze. A słysząc o nowym filmie o Hanie Solo, optymizm mój rośnie i rośnie.

Wszyscy wiemy, że najlepsza odsłona Gwiezdnych wojen to Imperium kontratakuje (choć prywatnie, subiektywnie, wolę Powrót Jedi, ale przecież zaraz mnie tu ukamienują figurkami Ewoków jak się do tego przyznam). Tymczasem Woody Harrelson śmie prawić herezje, że spin off o przygodach młodego Hana Solo będzie jeszcze lepszy.

Jak twierdzi ów aktor zaangażowany w ten film, nowe gwiezdnowojenne dzieło ma już świetnych aktorów, świetnych reżyserów, świetny scenariusz… ma wszystko, co mieć powinien, by wyszedł znakomicie.

Zaczynam mu wierzyć. Wiecie dlaczego? Reżyserzy tego filmu, a więc Phil Lord i Chris Miller, są faktycznie świetni. Za zdjęcia odpowiada Bradford Young, który wykonał kapitalną robotę w Nowym początku (przeciętny film, ale zdjęcia miał bardzo dobre). No i obsada, czyli Alden Ehrenreich, Donald Glover, Emilia Clarke, Phoebe Waller-Bridge, Thandie Newton i Michael K. Williams.

Jeżeli nie zabraknie pasji i miłości do tej marki i jeżeli Disney nic nie popsuje, to faktycznie szykuje nam się… nie wiem czy najlepszy film w historii Lucasfilmu, ale zdecydowanie wart naszego czasu i pieniędzy za bilet do kina.