REKLAMA

„Bomba. Alfabet polskiego szołbiznesu” to niewypał. Ktoś zadzwoni po saperów?

„Jeśli to czytasz, znaczy – jesteś kozakiem. Po pierwsze – witaj! Miło mi cholernie, że na świecie jest jeszcze ktoś równie pokręcony jak ja. Cieszę się, że śmieciowe jedzenie, dziura ozonowa, misie żelki, Familiada i wszechogarniający – wlewający się wszystkimi otworami ciała kretynizm nie zdołały wykastrować wszystkich z jaj, rozumu i poczucia humoru.” Karolina Korwin-Piotrowska

„Bomba. Alfabet polskiego szołbiznesu” to niewypał. Ktoś zadzwoni po saperów?
REKLAMA
REKLAMA

Świdrujące wzrok, czarne i ciężkie jak bryły węgla oczy, szpiczasty nos i wąskie usta, które nigdy się nie zamykają, bo nieustannie wylatują z nich żyletki słów. Tak mniej więcej postrzegam byłą jurorkę „Top model”, byłą prowadzącą „Magiel towarzyski” na antenie TVN Style i byłą redaktorkę naczelną Plejady.pl. Oczywiście przez czterdzieści (z górką) lat życia, Karolina Korwin-Piotrowska, historyk z wykształcenia, dziennikarka z wyboru – miała o wiele więcej zawodowych doświadczeń i, co oczywiste, spotkała niemało osób z półświatka celebrytów. Na nieszczęście postanowiła o tym napisać. Zawzięła się i stworzyła książkę pod tytułem „Bomba. Alfabet polskiego szołbiznesu”.

Szoł i biznes, kogel mogel

Lubię czasami unurzać się w bagnie, człapać po burej masie, powoli wyciągając nogi z mlaszczącym dźwiękiem przypominającym z trudem odkorkowywaną butelkę z winem. Lubię poczuć zażenowanie, czystą rozpacz i odrobinę wstydu. Tak mniej więcej się czuję, kiedy zaglądam na portale o zdrobniałych, zdziecinniałych nazwach, z których dowiaduję się, że Doda miała brudne majtki a Karolak siedzi po uszy w długach i wrzucił Rumunowi zaledwie dwa grosze do kubka (zadanie dla inteligencji czytelnika, który musi te „fakty” połączyć).

Chyba z powodu tego kryjącego się w zakamarkach psychiki masochizmu sięgnąłem również po książkę Korwin-Piotrowskiej. Miałem też nadzieję, że doświadczona w końcu dziennikarka zaprezentuje lokalne, krajowe gwiazdki szołbiznesu w sposób lekki, zabawny, a przede wszystkim ciekawy. Liczyłem na nieznane fakty z życia celebrytów, którzy okupują polskie stacje telewizyjne albo ślizgają się na falach radiowych. Miała być bomba, a dostałem niewypał.

Sposób na celebrytę

Zadanie dla czytelnika – wyciągnij z pamięci kilka najbardziej oklepanych plotek o pierwszym z brzegu bohaterze tabloidów, dorzuć swoje zdanie o nim (dowolnie: na tak, lub nie), napisz jeszcze, że coś cię kłuje w nodze. Gotowe? Tak mniej więcej wygląda przeciętna pozycja, litera w alfabecie dziennikarki, biedny gwiazdor, który trafił na jej stół do wiwisekcji. O Brodce dowiedziałem się, że jest dobra w tym co robi i czyta umowy. O Brodzik przeczytałem to samo co w Wikipedii.

O Lindzie, Gajosie, Torbickiej – same oczywistości. Zaraz, zaraz? Jaki Gajos, jaka Torbicka? Czy te osobistości sceniczne, filmowe i telewizyjne można stawiać na równi z Frykowską uprawiającą seks w basenie Big Brothera albo Gardias – ładną pogodynką?

REKLAMA

Brnąłem dalej w mentalnym bagnie, a kolejne zdania przylepiały się do mnie tworząc nieprzepuszczalną skorupę. W tej książce nie ma absolutnie nic świeżego i ciekawego. Nie brakuje za to ciągłej i nachalnej promocji samej Korwin-Piotrowskiej, taniego moralizatorstwa z pozycji arbitra elegancji i tajemnic, które można znaleźć u wujka Google po pięciu sekundach.

Czytelnik płaci za autopromocję autorki i naskrobany na kolanie alfabet. Miało być kontrowersyjnie, ostro, bezpardonowo? Otóż nie jest. Jest nijako i byle jak. Po co płacić za bombę, która okazała się atrapą?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA