Nie tylko pączki. 6 filmów, po których zrobisz się głodny

Oto film, który połączył moje dwie ulubione sfery życia, czyli jedzenie i podróże. "Szef" to bowiem połączenie ciepłej rodzinnej historii o pasji do gotowania i kina drogi. Co więcej, to właśnie po tym filmie ostatecznie przekonałem się do food trucków. Za reżyserię Szefa odpowiada nie byle kto, bo Jon Favreau, który zrobił sobie kiedyś krótką przerwę od wielkich widowisk Marvela (reżyserował wcześniej dwa pierwsze "Iron Many") i opowiedział kameralną oraz niezwykle przyjemną w obyciu historię, która oprócz tego, że zainspiruje wasze kubki smakowe, to wprowadzi w idealny nastrój do urządzenia sobie uczty w większym gronie.

Ten wybitny film wykorzystuje jedzenie jako sferę sacrum, niczym magiczne artefakty, które dają ludziom nadzwyczajne właściwości.  Tytułowa Babette jest nowo zatrudnioną kucharką, która próbuje się odnaleźć w społeczności uduchowionych ascetów i w ramach niespodzianki chce ich uraczyć wystawnym poczęstunkiem, jakiego w życiu na oczy nie widzieli. Ludziom, którzy zawsze sobie wszystkiego w życiu odmawiali, obfita uczta otwiera na zupełnie nowe doznania i przenosi w nowy wymiar percepcji rzeczywistości.

Mało który film pokazał mi, jak wielką siłę ma nie tyle samo jedzenie, ale i proces przygotowania go. Chyba nikt obecnie, robiąc dla kogoś obiad czy prosty posiłek, nie postrzega tego w kategorii daru bądź też ofiary, prawda?

Nie jestem zbyt wielkim fanem filmowych romansów, ale dzieło Lasse Hallstroma wyróżnia się na ich tle co najmniej kilkoma istotnymi szczegółami. Po pierwsze wyborna obsada (Juliette Binoche, Alfred Molina, Johnny Depp). Po drugie urocza i lekka atmosfera małego miasteczka, a takie zawsze uwielbiam oglądać. Ale przede wszystkim, tytułowa czekolada gra tu pierwsze skrzypce. Jej smak i zapach niemalże wydobywają się z ekranu. Same sceny jej przygotowywania, bądź degustacji, wprowadzają mnie w stan bliski nirvany.

Tylko Pixar jest w stanie przekonać mnie, że szczur w kuchni jest jak najbardziej na miejscu. "Ratatuj" to opowieść o pasji i sile marzeń, a te zawsze dobrze działają na naszą motywację. A gdy przy okazji możemy zajrzeć za kulisy pracy we francuskiej restauracji i przypatrzeć się temu, jak powstają wykwintne dana, to czegóż więcej można chcieć od filmu?

Jeden z pierwszych filmów Anga Lee, jeszcze przed jego hollywoodzką karierą, dał światu pełen uroku i ciepła film, który celebruje rodzinę i bliskość głównie poprzez jedzenie. A konkretnie chodzi o starannie przygotowywane przez ojca trzech kobiet (emerytowanego szefa kuchni) niedzielne obiady. Daje to bohaterom filmu powód ku temu, by się spotkać, a widzom możliwość przypatrzenia się ciągle jeszcze egzotycznej dla nas kuchni azjatyckiej i temu, jak powstają tamtejsze dania.

Jeśli jednak wasze poczucie sytości jest w permanentnym stanie niezaspokojenia, to serdecznie polecam "Wielkie żarcie". Ten włoski film z lat 70., który w swoich czasach wywołaj masę skandali, opowiada o grupce mężczyzn z wyższych sfer, którzy postanawiają urządzić sobie największą ucztę wszech czasów. Chcą popełnić samobójstwo poprzez…przejedzenie. Sami przyznajcie, jest to niestandardowy sposób na odejście z tego padołu łez.  Są dwa wyjścia, albo Wielkie żarcie sprawi, że będziecie mieć jadłowstręt przez kilka dni, albo wręcz przeciwnie.