"Najpierw zabili mojego ojca" to porażająca lekcja historii. Film Angeliny Jolie zobaczysz w Netfliksie
Nowy film w reżyserii Angeliny Jolie, zrealizowany dla Netfliksa, "Najpierw zabili mojego ojca", to porażająca lekcja z najczarniejszej historii Kambodży, gdzie w połowie lat 70. doszło do masowego ludobójstwa.
OCENA
Przerażającą historię obserwujemy z perspektywy 7-letniej Loung (wciela się w nią debiutująca i fantastyczna Sareum Srey Moch). Z początku nic nie zapowiada zbliżającej się tragedii. Loung i jej spora rodzina relaksują się przy muzyce w piękny, słoneczny dzień. Jej ojciec, oficer pracujący dla rządu, właśnie wrócił z pracy. Niedługo później do miasta wkracza bojówka - Czerwoni Khmerzy, tworzący ugrupowanie wyznające ekstremistyczną formę komunizmu i nacjonalizmu. Tuż po tym jak przejęli władzę w Kambodży zaczęli wprowadzać swoje porządki.
Ich brutalna ideologia zakładała wyzbycie się wszelkich dóbr, własności i przywiązania do przedmiotów oraz ludzi na rzecz wspólnej pracy dla dobra imperium Angkoru.
Loung wraz ze swoją rodziną, podobnie jak setki innych mieszkańców miast i miasteczek Kambodży, zostali pod groźbą śmierci zmuszeni do opuszczenia swoich domów, porzucenia swoich cennych przedmiotów, ubrań, butów, jedzenia. W ciągu kilku dni stracili wszystko. Ze zwykłej, szczęśliwej miejskiej rodziny stali się bezdomnymi tułaczami, próbującymi jakoś przeżyć.
Na przykładzie Loung i jej rodziny, Angelina Jolie pokazuje jak potworny, nieludzki i chory był reżim Czerwonych Khmerów, którzy niszczyli i zabijali ludzi w ciągnącej się tygodniami agonii.
Najpierw pozbawiając ich pozycji społecznej i poczucia bezpieczeństwa oraz jakichkolwiek szczątków tożsamości. Potem zmuszając do poddańczej i morderczej pracy na polach śmierci, a na samym końcu wykańczając ich głodem, chorobami albo bolesnymi rozłąkami z rodzinami.
Matki i ojcowie żegnali się na zawsze ze swoimi dziećmi. Modlili się jedynie o to, by udało im się choć przeżyć, gdziekolwiek zostaną zesłani. Ludzie zostali sprowadzeni przez Khemrów do roli bezosobowych mrówek, które mają wykonywać wyznaczoną im pracę. Doskonale pokazują to liczne ujęcia z góry, w których widzimy nie ludzi, a punkty/kropki wykonujące swoją robotę. Tak jakbyśmy obserwowali jakąś kolonię owadów.
"Najpierw zabili mojego ojca" to jeden z najbardziej ponurych, szorstkich i przygnębiających filmów, jakie widziałem w ostatnich latach.
Mnogość tragedii i zła, jakie spadły na małą Loung i jej rodzinę, jest tak ogromna, że potrafi dosłownie przygnieść widza. W pewnym momencie miałem wręcz dość. Chciałem wyłączyć ten film. Tak bardzo jest smutny i łamiący serce.
Przy okazji nie można nie zwrócić uwagi na fakt, że jako dzieło artystyczne, "Najpierw zabili mojego ojca" jest absolutnym triumfem Jolie jako reżyserki. To jej pierwszy w pełni udany film, który można uznać za znakomity. Tak od strony fabularnej jak i formalnej. Jolie nie boi się ciekawych eksperymentów z formą, niestandardowych ujęć, by pokazać historię widzianą oczami dziecka.
Nie wiem, jakim cudem Jolie znalazła Sareum Srey Moch i była w stanie przekonać ją do zagrania tak wstrząsającej historii. Jednakże dziewczynka przed kamerą spisuje się niewiarygodnie!
Sama postać Loung jest niezwykła. Widać w niej wyjątkową siłę i determinację oraz dojrzałość. Sceny, w których przychodzi jej patrzeć na okropności dziejące się wokół niej, na to jak zabierają jej ubranka, buciki, jedzenie, a potem siostrę i ojca, po prostu wżerają się w psychikę widza. Ona sama przypatruje się temu z dezorientacją z czasem przechodzącą w milczącą akceptację, po skrywane wewnątrz ból, strach i złość.
To niebywałe, że tak małe dziecko jest w stanie to wszystko pokazać na ekranie. Tak samo jak niebywałe było to, że ponad 40 lat temu tak samo małe dziecko naprawdę to przeżyło.
Nie jest to w sumie pierwszy film, który zmierzył się z tym tematem. Niedługo po zakończeniu rządów Czerwonych Khmerów powstał znakomity brytyjski obraz "Pola śmierci" z Johnem Malkovichem w jednej z ról. Natomiast podejście Angeliny Jolie jest zupełnie inne, bardziej osobiste.
Osobiste nie tylko ze względu na sposób opowiadania tej historii oczami małego dziecka, będącego świadkiem i uczestnikiem tragedii, ale też ze względu na to, że adaptowany syn Jolie, Maddox, pochodzi właśnie z Kambodży.
Sama Angelina od lat jest czynnie zaangażowana w niesienie pomocy krajom wyniszczonym przez głód, biedę, choroby i wojny. Udało jej się wykorzystać swoją sławę i pozycję do zrobienia czegoś dobrego na świecie. I choć oczywiście sama świata nie zmieni, to nie sposób nie doceniać jej konsekwencji i uporu z jakim nieustannie próbuje pomagać. Choćby poprzez zwiększanie świadomości ludzi na tematy, które często są pomijane bądź zapominane.
Teraz Jolie - za sprawą "Najpierw zabili mojego ojca" - przypomina światu o tym, o czym wielu chciałoby zapomnieć albo w ogóle nie wiedzieć. Ale ta konfrontacja, choć niełatwa, jest potwornie potrzebna.
Tym bardziej, że nie powstała z cynicznych pobudek bogatej białej gwiazdy z "pierwszego świata", która miała kaprys zabawienia się w artystyczne kino. "Najpierw zabili mojego ojca" to projekt, w który Angelina Jolie jest zaangażowana na poziomie osobistym. Do tego, nie jest to w żadnym razie film o znamionach komercyjnych – to trudne, niszowe, czysto festiwalowe kino, które nie znajdzie sobie rzeszy widzów, nawet biorąc pod uwagę fakt, że dostępne jest w Netfliksie.
To, że ten film w ogóle powstał, w takiej formie, to mały cud sam w sobie. Gdyby nie persona i pozycja Jolie w branży filmowej, to raczej nie ujrzałby światła dziennego.
Zresztą reżyserka nie próbuje wcale w żaden sposób wypromować siebie na barkach tragedii w Kambodży. Więcej, w otwierających scenach,winą za ludobójstwo obarcza nie tylko rządy Pol Pota, ale również amerykański rząd, wówczas pod wodzą prezydenta Nixona, który wydał nieoficjalne rozkazy bombardowania Kambodży.
Dobrze, że ten film powstał, bo temat ludobójstwa w Kambodży nie jest niestety szeroko znany, a o takich historiach, nieważne jak okropnych, dowiadywać powinien się cały świat.
I choć w tym wszystkim jest to najmniej istotne, to "Najpierw zabili mojego ojca" może zapewnić pierwszą nominację (a może i nawet samą statuetkę) do Oscara dla Netfliksa. Czy tak się stanie, przekonamy się już wkrótce. Jedno jest pewnie, mamy do czynienia z wielkim kinem, które, tak czy inaczej, ma szansę zapisać się w historii.