Serial "Outcast: Opętanie" polską premierę będzie miał dopiero 4 czerwca. Mnie udało się już obejrzeć pilotażowy odcinek i z całą stanowczością stwierdzam, że zdecydowanie jest na co czekać - to będzie jedna z najciekawszych telewizyjnych premier tego roku.
"Outcast: Opętanie" jest ekranizacją komiksowej serii autorstwa Roberta Kirkmana, czyli tego samego gościa, który jest autorem "The Walking Dead". Komiksy wydawane są od 2014 roku nakładem Image Comics, do dziś ukazało się 18 zeszytów. Co ciekawe, prawa do stworzenia telewizyjnej adaptacji Cinemax wykupił w roku... 2013, kiedy to Kirkman ogłosił plany stworzenia nowego cyklu.
Był to bez wątpienia ruch odważny - w owym czasie nikt, włączając w to samego Kirkmana, na jakim poziomie stać będzie komiksowy "Outcast" i z jakim zainteresowaniem czytelników oraz potencjalnych widzów się spotka.
Pilotażowy odcinek dowodzi, że ryzyko się opłaciło. Nie ma w tym już większego zaskoczenia, zapowiadały to materiały promocyjne, obiecywały zwiastuny - wszystko wskazywało na to, że nie będzie to kolejna serialowa wydmuszka, a produkcja przynajmniej zadowalająca. Cóż, jest zdecydowanie lepiej niż "zadowalająco".
O fabule "Outcast: Opętanie" nie chcę mówić zbyt wiele, by nie psuć nikomu zabawy, poprzestanę więc na zamieszczeniu skróconego opisu, udostępnionego przez dystrybutora:
Brzmi jak kolejne dziełko, wykorzystujące dobrze znane, by nie powiedzieć: wyeksploatowane, motywy i wątki. I nie da się ukryć, że tak jest. Owszem, opowiastek o opętaniu jest na pęczki, a ta, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie wyróżnia się niczym szczególnym, jeżeli chodzi o fabułę. Zasadnicza różnica pomiędzy "Outcast" a kolejnymi klonami "Omena" jest taka, że serial Kirkmana opowiada tę historię dobrze.
Produkcja trzyma w napięciu, jest elektryzująca, interesująca, pełna niejasności i tropów z przeszłości.
Atmosfera niepokoju towarzyszy nam już od pierwszych sekund - nota bene otwierająca serial scena jest absolutnie rewelacyjna: choć przerysowana z komiksu niemalże 1 do 1, to jednak zrealizowana z prawdziwą maestrią - blednąc dopiero przy napisach końcowych. Intryga jest przemyślana, budowana bez zbędnego pośpiechu, a jednocześnie nie uświadczymy tu dłużyzn. Każda scena jest po coś, każda wnosi coś intrygującego: czy jest to szczegół o którejś z postaci, budowanie głębi bohaterów czy subtelne popchnięcie akcji naprzód.
Pierwszy odcinek "Outcast: Opętanie" przedstawia wątki z trzech pierwszych zeszytów komiksu, choć niektóre wątki zostały pominięte lub odłożone na później. W tym momencie nie da się odpowiedzieć na pytanie, na ile - lub: czy w ogóle - serial będzie odbiegał od pierwowzoru. Pilot jest mu bardzo wierny, większość scen i dialogów jest żywcem wyjęta z jego kart. I najpewniej tak pozostanie, przynajmniej jeśli chodzi o pierwszy sezon. Ale kto wie, może Kirkman czymś nas jeszcze zaskoczy.
Jeśli całość utrzyma poziom pilota, "Outcast" ma spore szanse, by być jednym z najlepszych seriali tego roku, a jednocześnie pierwszą faktycznie udaną ekranizacją twórczości Kirkmana. Premiera już w czerwcu, w Polsce wyemituje go Fox, w sobotę 4 czerwca o 22:00. Jest na co czekać.