Ten facet pozwał twórców Titanica. Jest zdania, że DiCaprio zagrał historię jego życia

Kojarzycie Titanica? Jakoś tak się złożyło, że obejrzałem go dopiero kilka lat temu, ale muszę przyznać, że film zrobił na mnie dobre wrażenie. Oczywiście raczej nie z gatunku "nie zasnę przez kilka dni", ale mocne 8/10 się należy. Nie dziwię się zatem, że w 1997 okazał się tak wielkim wydarzeniem w świecie wielkiego kina.

No i najwyraźniej bohater niniejszej notki też Titanica obejrzał dopiero niedawno. Tak to sobie przynajmniej wyobrażam. Facet odpalił wieczorem z piwkiem telewizor, akurat leciał Titanic, "a, obejrzę sobie wreszcie o co tyle szumu". Po czym przez cały blisko trzy godzinny seans z otwartą buzią wymachiwał butelką wykrzykując "No kurczę, ja tam byłem!!!".

Tak to sobie wyobrażam, bo przecież jak inaczej można wytłumaczyć, że dojście do wniosku, iż historia opowiedziana w Titanicu bazuje na historii jego życia, zajęło mu dokładnie 20 lat od premiery filmu?

Stephen Cummings twierdzi, że zagrana przez Leonardo DiCaprio postać Jacka Dawsona bazuje na jego osobistych przeżyciach i doświadczeniach, które do reżysera i scenarzysty filmu - Jamesa Camerona - miały dojść pocztą pantoflową pomiędzy 1988 a 1989 rokiem.

Twierdzi on również, że same okoliczności zatonięcia statku nie opierały się aż tak bardzo na historii, za to na chętnie opowiadanych przez niego wydarzeniach z życia pewnej pary jego krewnych. Tak, dobrze się domyślacie - mężczyzna utonął, żona przeżyła. Mężczyzna oczekuje 300 milionów dolarów zadośćuczynienia oraz 1 proc. tantiem.

Biorąc pod uwagę, że Titanic zatonął 105 lat temu, cała opowieść trochę nie trzyma się kupy. Ale jest pewne sensowne wyjaśnienie tej historii. Być może przez kilkadziesiąt lat Stephen Cummings pozostawał zamrożony we wnętrzu góry lodowej. To by też wyjaśniało czemu dopiero teraz obejrzał Titanica i sformułował swoje roszczenia.