REKLAMA

W „Star Wars Rebels” od Disney’a zabrakło Mocy – recenzja sPlay

Po skasowanych przez Disney’a Wojnach Klonów nadeszła kolej na następną animację, tym razem rozgrywającą się w czasach Imperium. Po „Star Wars Rebels” nie obiecywałem sobie zbyt dużo, ale dostałem jeszcze mniej. Pilot odcinka jest jak wizytówka – w tym przypadku nudna, nieciekawa i nie zachęcająca, do czekania na więcej.

W „Star Wars Rebels” od Disney’a zabrakło Mocy – recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Słowem wstępu – na pewno nie jestem docelowym odbiorcą dla wydawcy „Star Wars Rebels”. Program, który od 4 października będzie dostępny na polskim kanale telewizyjnym Disney XD pod nazwą „Star Wars Rebelianci” to produkt przeznaczony głównie dla dzieci i nastolatków. Na to wskazuje pierwszy, wypełniony kolorami i postaciami łatwymi do zamiany w zabawki odcinek.

star wars rebels 4

Niestety, Rebelianci mają zasadniczy problem. Po prostu zabrakło w nich Gwiezdnych Wojen.

Oglądając odcinek pilotażowy, wszystko było teoretycznie na swoim miejscu. Mieliśmy białych szturmowców, od czasu do czasu zajarzył się miecz świetlny, w tle przygrywały wariacje znanych z sagi utworów. Kiedy jednak przyglądamy się głównym bohaterom, nie ma w nich Mocy. Nie ma w nich ducha Gwiezdnych Wojen ani specyficznego charakteru, wyżłobionego w cieniu upadku Republiki, nowego Imperium, międzygwiezdnych podróży i bogactwa fikcyjnego świata. Protagoniści to po prostu banda młodych, odważnych, nieco awanturniczych oraz zabawnych postaci, które mogłyby znaleźć się w każdej, dosłownie każdej animacji.

Schemat jest do bólu przewidywalny. Mamy prawego i wierzącego w dawne wartości Jedi. Towarzyszy mu preferujący rozwiązania siłowe kosmita, łowczyni nagród w której zakochuje się główny bohater oraz on sam – buntowniczy młodzieniec, który zaczyna walczyć z Imperium, w imię wyższych, szczytnych celów i idei. Nie wątpię, że taki zestaw herosów będzie doskonale pasował do nieukształtowanego w pełni gustu młodszych odbiorców. Dla mnie bohaterowie są jednak puści w środku, powielający schematy i całkowicie bez wyrazu. O ile „Wojny Klonów” czerpały z dorobku takich ikon jak Anakin Skywalker czy Obi-Wan Kenobi, tutaj mamy zimą pustkę z animowanymi, ale pozbawionymi duszy modelami 3D.

star wars rebels 2

Od strony technicznej „Star Wars Rebels” jest wystarczające, ale nie możemy mówić o jakościowym przeskoku nad „Wojnami Klonów”.

W porównaniu do tych, modele postaci przybrały nieco na szczegółowości. To samo tyczy się otoczenia, które posiada więcej ozdobników, chociaż wciąż jest surowe i sterylne. Doskonale rozumiem, że z punktu widzenia producentów serialu im mniej detali tym lepiej. Z drugiej strony przypuszczałem, że skoro „ Star Wars Rebels” nie może pochwalić się tak ciekawymi postaciami jak te w „Wojnach Klonów”, serial nadrobi warstwą wizualną i wodotryskami. Póki co pozostaję jednak sceptyczny.

To, co w serialu mi się spodobało, to poczucie humoru. Chociaż bardzo często ekipa kosmicznych renegatów próbuje być zabawna ponad możliwości, od czasu do czasu wyjdzie im niezły gag. Mogę się nawet przyznać z pewnym wstydem – raz zaśmiałem się pod nosem. To niemałe osiągnięcie, którego po „Rebelianatach” na pewno się nie spodziewałem. Tym bardziej jestem przekonany, że młodsi i mniej wymagający odbiorcy będą bardzo zadowoleni.

Póki co jestem nieco rozczarowany. Jako starszy konsument, nie mam tutaj czego szukać.

REKLAMA

Animacja w ciekawym okresie dla każdego fana Gwiezdnych Wojen nie wykorzystuje drzemiącego w niej potencjału, zawężając się na młodszych odbiorców. Po emisji odcinka pilotażowego nie mam ochoty wracać do Rebeliantów. O ile w przypadku „Wojen Klonów” byłem cierpliwy ze względu na znane i lubiane postacie, tak tutaj absolutnie nic nie jest w stanie przyciągnąć mnie do ekranu. Ani nie animacja, ani nie świat, ani tym bardziej nie główni bohaterowie. Mogło być znacznie lepiej, chociaż młodszym odbiorcom na pewno się spodoba.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA