The Walking Dead po raz kolejny pokazuje nam, jak bardzo Zbawcy dowodzeni przez Negana są źli. Na szczęście tym razem ukazanie zbirów od najgorszej strony popycha akcję do przodu.
OCENA
Siódmy sezon The Walking Dead zapowiadał się fenomenalnie. Wprowadzenie do serialu znanego z komiksów łotra imieniem Negan zwiastowało zupełnie nowe wyzwanie dla grupy bohaterów i powrót do czasów świetności serii. W praktyce wyszło odtwórczo i nudno.
13 odcinek ponownie korzysta z tego samego motywu.
Już wielokrotnie widzieliśmy to, jak Zbawcy gnębią mieszkańców okolicznych osad. Dostaliśmy właśnie powtórkę z rozrywki, tylko tym razem pod butem oprawców znaleźli się nie mieszkańcy Aleksandrii, a Królestwa. Widzimy, jak Ezekiel i spółka muszą zmierzyć się z tyranią obecnych władców pustkowi.
Odcinek skupia się na dostawie towarów w wykonaniu przedstawicieli Królestwa. W jej trakcie idzie nie tak coś, co doprowadza do tragedii. Tyle dobrego - chociaż po raz kolejny wykorzystano wyświechtany motyw karykaturalnych bandziorów, to przynajmniej fabuła ruszyła do przodu.
Królestwo nie pozostanie zbyt długo neutralne.
Ezekiel z początku odmówił prośbie Ricka i nie zgodził się na branie udziału w kampanii wojennej przeciw Zbawcom. Po ostatnich wydarzeniach nie wyobrażam sobie jednak, by dalej był w stanie stać obok i godzić się na nowe upokorzenia. Nie po tym, jak w wyniku jego decyzji zginęli kolejni ludzie.
Negan ma łeb na karku i wie jak podporządkować sobie ludzi. Jego zakapiorom brak jednak morderczej charyzmy i umiejętności kalkulacji. Nie umieją tłamsić maluczkich tak, by odebrać im wolę walki. Zamiast tego nastawiają ich przeciw sobie, a gdy przyjdzie po nich kostucha, to sami będą sobie winni.
Najnowszy odcinek The Walking Dead skupia się na postaci Morgana.
Ten na przestrzeni ostatnich sezonów stał się pacyfistą. Żyjąc w smutnej postapokaliptycznej rzeczywistości, postanowił trwać przy swoich zasadach i odmówił zabijania innych ludzi. Scenarzyści wystawili go jednak na próbę i wymusili na nim rewizję poglądów w bardzo bolesnej scenie.
The Walking Dead ruszyło też do przodu wątek Carol, która podobnie jak Morgan przeżywała ostatnio kryzys osobowości i zamknęła się na odludziu. Scenarzyści powiedzieli jednak dość i wygląda na to, że bohaterowie wrócą do gry, a Rick z ekipą zyskają bardzo cennych sojuszników.
Szkoda tylko, że w The Walking Dead brakuje subtelności.
Najnowszy odcinek oceniłbym dużo lepiej, gdyby kolejne zwroty akcji nie były tak łopatologicznie zapowiadane. Serial sam zdradza dalsze losy bohaterów, dając im sporo czasu ekranowego. W dodatku giną tylko po to, by wywarło to presję psychiczną na jednym z głównych bohaterów.
W ostatnich dwóch sezonach już kilkukrotnie poznawaliśmy lepiej postać drugoplanową tylko po to, by jeszcze w tym samym odcinku widzieć, jak gryzie piach. Nie inaczej było i tym razem. Tylko teraz śmierć kolejnych postaci nie była ani szokująca, ani zaskakująca, a wręcz spodziewana.
The Walking Dead S07E13 to trudny w ocenie odcinek.
Naprawdę nie potrzebujemy już oglądać kolejny raz scen pokazujących nam, jacy to Zbawcy są źli i okrutni. Przykładów na to mamy aż nadto. Na szczęście tym razem ich okrucieństwo będzie miało jakieś reperkusje w kolejnych kilku odcinkach tego sezonu - a przynajmniej taką mam nadzieję.
Szkoda tylko, że serial znowu pozbył się bohaterów, których zaczynałem lubić, ciut za wcześnie. Zamiast zrobić z nich postaci z krwi i kości, których brak odczułbym w kolejnych epizodach, ledwie zostali zarysowani i usunięci jak pionki z szachownicy tylko po to, by wpłynąć na dobrze znane postaci.
Odcinek w ogóle nie rozwinął też jedynego interesującego wątku w tym sezonie, czyli zbrojenia się przez grupę Ricka do wojny. Obawiam się, że w tym tempie przed końcem sezonu nie padnie nawet pierwszy strzał. Chociaż przynajmniej rośnie lista postaci, które mogą go oddać.