REKLAMA

Ckliwa, ale ujmująca. "Utopia", Pawbeats - recenzja sPlay

Producencki album 24-letniego Pawbeatsa, czyli Marcina Pawłowskiego, budzi różne opinie. Krytycy muzyczni piszą, że "Utopia" jest mdła, ckliwa i brakuje jej charakteru. Z kolei większość słuchaczy - jak wynika z internetowych komentarzy - jest z krążka bardzo zadowolona. Mnie zdecydowanie bliżej do tej drugiej grupy. 

"Utopia", Pawbeats - recenzja sPlay
REKLAMA

Że Pawbeats to producent bardzo zdolny, wiadomo nie od dziś. To on jest odpowiedzialny za podkłady z kawałków "Indygo" i "Banicja" z płyty Bisza "Wilk Chodnikowy", współpracował też z Pihem oraz Miuoshem i był głównym kompozytorem płyty Madoxa. A to wcale nie koniec jego osiągnięć. Najnowsze - czyli "Utopia" - wylądowało na OLiSie na drugim miejscu, a cały nakład rozszedł się raptem w dwa tygodnie po premierze. Jakby nie patrzeć - to olbrzymi sukces. Czy zasłużony? Moim zdaniem - jak najbardziej.

REKLAMA

Album utrzymany jest w dość jednolitym klimacie, który momentami nie brzmi szczególnie rapowo, a zajeżdża popem. I chociaż wolę tłuste, brudne bity z wyraźniejszymi bębnami, to jak dla mnie Pawbeatsowi udało się wyjść obronną ręką. Nawet mimo tego, że partie ukochanego przez producenta pianina wciskane są praktycznie wszędzie. Brzmieniowo płyta jest ciekawa - najważniejszą rolę odgrywają na niej instrumenty, których jest naprawdę sporo: skrzypce, wiolonczela, altówka, kontrabas, akordeon, trąbka czy gitara, przez co definitywnie nie są to klasyczne, hip-hopowe podkłady.

Wrażenie robi nie tylko lista zaproszonych na "Utopię" gości, wśród których wypada wymienić takich raperów jak choćby Tede, Rahim, Zeus, Kękę, Oxon, Quebonafide czy VNM, ale też ich znakomitą dyspozycję. Nie tylko żaden nie rozczarował, ale niektórzy potrafili mnie bardzo pozytywnie zaskoczyć - na przykład Pih, którego normalnie słuchać nie mogę, tu dał całkiem dobrą zwrotkę, podobnie niezbyt ceniony przeze mnie Paluch nagrał bardzo przyzwoity kawałek. W zasadzie wszystkie utwory są przynajmniej poprawne.

Sporą zaletą "Utopii" jest jej różnorodność - jest i klasyczny storytelling w postaci "Braci" Flojda i Rovera, psychodeliczna "Schizofrenia" (Rah, Buka, Pih), radiowa "Euforia" (Quebo/Kasia Grzesiek), jest i czysty popis technicznych umiejętności w "Weź się nie obraź" Oxona. Obok Tedego i będącego w szczytowej formie Zeusa, to właśnie Oxon wypada tu najlepiej. Bardzo podoba mi się także dobór damskich wokali, które świetnie uzupełniają tę produkcję.

REKLAMA

I chociaż nie da się nie zgodzić z tym, że jest to album dość ckliwy zarówno w warstwie muzycznej, jak tekstowej, to nie jest pod tym kątem przegięty czy nieznośny. Rapowi konserwatyści raczej nie będą się dobrze czuli w takich klimatach, ale otwartych na eksperymenty z tym gatunkiem zachęcam do sięgnięcia po "Utopię", bo summa summarum to płyta interesująca i udana.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA