REKLAMA

„YouTube'a robi się dzisiaj dla gimbazy” - rozmawiamy z Grzegorzem "Dakannem" Barańskim, twórcą kultowego „Piątku”

Grzegorz "Dakann" Barański to jedna z bardziej kontrowersyjnych postaci polskiego YouTube'a, która przekornie twierdzi, że przygodę z tym medium dopiero zaczyna. Z Dakannem, twórcą znanego "Piątku", rozmawiamy o jego działalności, kasie, gimbazie, innych youtuberach i przyszłości polskiego YouTube'a.

Wywiad z Dakannem: YouTube'a robi się dzisiaj dla gimbazy
REKLAMA
REKLAMA

Szymon Radzewicz: Z „Piątkiem” miałem do czynienia jeszcze na płycie CD. Ludzie wymieniali się nim jak pirackimi filmami. To był fenomen. Udało Ci się go bezpośrednio zmonetyzować?

Dakann (Grzegorz Barański): Nie. Po pierwsze dlatego, że kiedy zaczęliśmy to kręcić nie wierzyliśmy w sens podpinania się do (wtedy) Google Videos. To oczywiście było dużym błędem. Dawniej przelicznik reklamy był naprawdę dochodowy. Druga rzecz – oryginalny „Piątek” nie jest na moim kanale, tylko na kanale przyjaciela. Szczerze, to nawet nie wiem, jakim cudem się uchowałem przez te wszystkie lata, nie prowadząc swojego kanału. Był martwy przez 8 lat. Nawet mnie to zaskakuje.

Pewien popularny youtuber powiedział mi, że gdyby miał żyć z samych wyświetleń Google już dawno umarłby z głodu. Bez komercyjnych akcji nie da się wyżyć?

Nigdy nie tworzyłem swojego prywatnego kanału w celach komercyjnych. Mój kanał przez 8 lat był praktycznie martwy. Dopiero kiedy poznałem Ryana Socasha i przyłączyłem się do Mediakraft mam świetne zaplecze techniczne i mogę zacząć działać na swoim poletku. Zawsze pracowałem dla zewnętrznych firm, dopiero od kilku miesięcy jestem podpięty do sieci partnerskich. Więc, szczerze mówiąc, dopiero zaczynam przygodę z polskim YouTube'em.

Dalej za nim nie przepadasz?

Nie chcę nikogo hejcić. Po prostu nie oglądam polskiego YouTube’a. Są kanały fajne, ale najzwyczajniej w świecie nie oglądam niczego, bo nie znajduję treści, które by mnie ciekawiły. Sami grajmerzy, stylizacje, szafiary. Nie siedzę w tym.

A gdyby „Piątek” pojawił się dzisiaj, też miałby taką siłę oddziaływania jak w 2005 roku?

Gdyby to było przystosowane do dzisiejszych warunków i komentowałbym tę rzeczywistość, która jest teraz, przy użyciu najnowszych technologii, myślę, że by się udało. „Piątek the series” też był w miarę popularny. Trudno mi jednak zgadywać. Wtedy to trafiło, bo to było na fali kina offowego, które się rozwijało. Teraz kino offowe jest już w regresie.

W polskim YouTube nie ma miejsca dla takiego offu, dla wartości premium?

Uważam, że jest. Tylko nie dla osób, które biorą się za to, bo chcą zarabiać. Nie od tego powinni wychodzić, ale od zwykłej pasji. Tak, jak my zaczynaliśmy. Nikt z nas nie myślał, że to będzie sposób na życie. Dzisiaj bardzo dużo osób tworząc format, myśli w kategoriach sprzedaży. Nie o tym, co naprawdę chcą robić. Bardzo mało jest produkcji czysto offowych, amatorskich komediodramatów, dokumentów… Artur Filipowicz zrobił ostatnio dokument o dorosłych fanach kucyków Pony. Bardzo fajny, ale wyświetleń nie ma miażdżących. Ludzie tego nie szukają sami z siebie. Szkoda. Nie rozumiem też tego, że wielu twórców offowych nie wrzuca swoich filmów na YouTube. Kierują się jakimiś dziwnymi prawami. Uważają za bohemę artystyczną i wpychają się gdzieś w cień.

Nie chcą być wrzucani do jednego worka z youtuberami…

Trudno im się dziwić. Kiedy ktoś spędza nad filmem 2-3 miesiące, a ma być pobity przez 15-latka, który przez pół godziny gra w Minecrafta, to jest coś nie tak. Zupełnie inne podejście do filmu. Nie to towarzystwo. Być w worku zagrajmerów czy kobiet, które pokazują ciuchy w szafie – nie każdy tego chce.

Jak zysk, to tylko filmy pod gimnazjalistów?

Tak, YouTube'a robi się dzisiaj dla gimbazy. Podpisuję się pod tą tezą rękoma i nogami. Wszystko co się robi, jeżeli chce się odnieść sukces, czy to blogerstwo, filmiki amatorskie, parodie, to musi być zawartość skierowana do przedziału wiekowego 12 – 18. Od tego niestety nie ma ucieczki.

To się zmieni?

Mam nadzieję. Chcę, żeby te produkcje były coraz bardziej profesjonalne. Widzowie będą dorastać. Albo twórcy dorosną razem z nimi, albo w pewnym momencie stracą widza. Mam ten komfort, że robię materiały dla widowni 18+. Widzowie są bardziej stali, chociaż jest ich oczywiście mniej. Nie siedzą codziennie na YouTube, bo mają pracę. Publika, która przychodzi do nas na zloty to widzowie nie oglądający niczego innego. „Gardzą” resztą i nie oglądają innych kanałów. W dużej mierze dlatego, że polski YouTube jest bardzo grzeczny. Rozumiem to, bo to siła dla reklamodawców – wszystko jest grzeczne, ładne, ułożone i kolorowe. Ja w tej działce nie siedzę.

YouTube jest grzeczny? A co z kanałami takimi jak z Z Dupy?

Ten kanał jest ostry, ale wciąż skierowany do gimbazy. Zresztą pan Dąbrowski w wielu wywiadach to potwierdzał – że robi to dla gimnazjalistów. Nie do końca wiem, czego on oczekuje. Fajnie jest mieć swój target, ale target osób młodych to jest target bardzo zmienny, bardzo płynny, ci ludzie szybko dorastają, można sobie jednym odcinkiem zniechęcić wielu do oglądania. Coś im się nie spodoba i mogą przestać dalej cię śledzić. U mnie jest tak, że widzowie się totalnie ze mną nie zgadzają, ale dyskutują i do mnie wracają.

Czyli wraz ze swoimi widzami tworzysz awangardę polskiego YouTube’a?

Mógłbym się tak nazwać (śmiech). Nie prowadzę swojego kanału w celach zarobkowych, więc za przeproszeniem mam totalnie wyjebane na to, czy się materiał komuś spodoba, czy nie. Naprawdę. Mnie to nic nie obchodzi. Robiłem tak głupie rzeczy przez te wszystkie lata, że nie mam żadnego ciśnienia, aby mój materiał miał na przykład 50 tysięcy wyświetleń. Dla mnie to żaden zarobek, założenie na życie. Jaja mi od tego nie urosną, jak zobaczę ileś tysięcy subów. Wiem, że inni tak do tego podchodzą. Jestem więc niszą, wiem, że wielu osobom się nie podoba, co robię. Nowi widzowie przychodzą, ale powoli. Mam filmy, które puścisz w pokoju i twoja mama na pewno nie będzie zachwycona.

Jednak jakieś kanały polecić musisz…

Topowa dycha Artura jest bardzo dobrze prowadzona. Bardzo fajne są Teorie Spiskowe. Banshee jest super. Nie moja bajka, ale znalazła sposób na siebie. To jest teraz rzadkie. Szczerze, regularnie niczego nie oglądam. Z tych największych kanałów też nikogo. Jak ktoś ma 1000 odcinków na koncie, nie widzę już niczego dla siebie. Zresztą wszyscy najwięksi przymierają, jak spojrzysz na statystyki.

„Przymierają”?

Jak gadam w towarzystwie, tak to się właśnie rysuje. O Abstrachujach nikt już praktycznie nie mówi. Lekko Stronniczy się zamknęli. Zapytaj Beczkę ma marne wyświetlenia. Dem którego bardzo lubię zaczął siedzieć w tej dziwnej niszy komiksów, ma swoich fanów z którymi jeździ na konwenty. Niektóre kanały cały czas się rozwijają, ale jeżeli jednym z najważniejszych youtuberów w Polsce jest osoba która „gra w gry”, to trudno jest wypłynąć z inną, ambitną treścią.

Czym ty się teraz zajmujesz? Masz mnóstwo otwartych projektów.

Priorytetowe obecnie jest dla mnie Tylko Kino. Prowadzę segment „Tylko Premiery” i recenzuję tam najnowsze produkcje kinowe. Drugie będą Ponki – realizuję je z resztą ekipy Mediakraft. Z projektów prywatnych są zawieszone Czarne Owce . Zostaje jeszcze mój prywatny kanał, na którym wszystko robię hobbistycznie.

Czym się różni praca nad komercyjnymi projektami w porównaniu do twoich czysto autorskich produkcji? Tutaj i tutaj czerpiesz profity finansowe.

Profity da się czerpać, oczywiście. Czarne Owce nie są jednak projektem, który byłby w stanie mnie utrzymać finansowo. Odcinki nie wychodzą cyklicznie. Przy produkcji Tylko Kina i Ponki jest zupełnie inny stosunek do pracy. Muszę współpracować, jestem punktualny, piszę scenariusze – praca normalna. Może się wydawać, że przychodzę i z marszu staję przed kamerą, ale tak nie jest. To jest wysyłanie mnie do kina, muszę napisać recenzję, przyjść, przedstawić ją – normalna robota.

Musisz wstawać skoro świt, chodzić jak w zegarku?

Do regularności i punktualności to nikt mnie zmuszać nie musi. To ja cisnę ludzi, żeby byli na czas. Mam bardzo twardą etykę pracy. Podchodzę do tego profesjonalnie, chociaż można sądzić, że kręcenie „filmików” tego nie wymaga. Musi być punktualność, wszystko musi być rozstawione i przygotowane, scenariusz napisany. Mam świadomość, że nie mogę przyjść 40 minut spóźniony i otworzyć sobie piwko. Nawet za luźnymi Ponkami stoi machina scenariuszowa.

Pomysły wynikające z doświadczenia przy Czarnych Owcach idą w parze z komercyjnymi projektami?

Moje pomysły są najczęściej dokładnie na drugim biegunie jeżeli chodzi o reklamodawców. Gdybym miał parę baniek na realizację, to te pomysły byłyby bardzo odmienne od tego, co aktualnie robię. Na przykład bardzo mocno pojechałbym po polityce.

Nie ma w Polsce reklamodawców z pazurem?

Jeszcze się taki do mnie taki nie zgłosił. Może jakiś się znajdzie, który chciałaby mieć twarz kogoś ostrzejszego. Nie chama albo buca, ale kogoś kto nie jest taki ułożony i cieplutki. Póki co nikogo takiego nie ma na horyzoncie. Mieliśmy jedną propozycję od firmy która produkuje browar. Byli zainteresowani reklamą product placement. Po obejrzeniu jednego odcinka powiedzieli jednak, że nie ma mowy. Musieli zrobić kiepski research. Co innego teraz – jest duże zainteresowanie projektami takimi jak Tylko Kino.

Dakann i Grzegorz Barański to ta sama osoba, czy jednak masz swoje medialne alter-ego?

Myślę, że teraz już ta druga opcja. Kiedyś Dakann to w 100 procentach byłem ja. Okres liceum, studiów – wiadomo jak jest w tym wieku. Teraz ta postać też już trochę wyluzowała. Czuję się, jak gdybym miał rozdwojenie jaźni. Wiadomo, że ta postać którą kreuję jest w opozycji do całego świata. Ten, kto mnie zna, to wie, że daleko mi już do takiego stylu życia. Nie pieklę się. Nie oglądam telewizji, żeby nie podnosić sobie ciśnienia. W rzeczywistości siadam na kanapie z żoną, otwieram dobrą szkocką, odpalamy film i mamy wszystko w dupie.

Zrzuciłeś kilkanaście kilogramów. Nie pieklisz się. Zajmujesz się filmami. Profesjonalizacja wizerunku?

W projektach komercyjnych zawsze będę dokładnie tym, kogo się ode mnie wymaga. Jestem bardzo giętki i plastyczny jeżeli chodzi o tworzenie programów. Będzie trzeba robić program o historii, to będę mędrkował o historii. Będzie program o głupich żartach, to będę robił głupie żarty. Z projektów, które są mi zlecane, nie ma chyba rzeczy, jakich bym się nie podjął.

REKLAMA

Wiesz, że muszę zadać to pytanie… Kiedy następny „Piątek”?

Według moich obietnic miał to być pierwszy kwartał tego roku. Już wiem, że się nie wyrobię. Jestem wsadzony w masę projektów. „Piątek” będzie musiał poczekać, ale mam szczerą nadzieję, że jego premiera nastąpi jeszcze w tym roku. Skorzystam z tego wszystkiego, co daje mi pracodawca, dzięki ich możliwościom technicznym powstanie coś ekstra. Oczywiście na moim prywatnym kanale i na moich własnych warunkach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA