Polska aktorka dała ogłoszenie o pracę i zalała ją lawina hejtu. Szuka pracownika czy niewolnika?
Maja Bohosiewicz jest najnowszą celebrytką, która wpadła w wir internetowego oburzenia.
Ogłoszenie w sprawie posady asystenta lub asystentki wspomagającą Maję Bohosiewicz w zarządzaniu marką modową Le Collet pojawiło się na Instagramie popularnej celebrytki dziś rano. W długim wpisie wyszczególniono listę zadań i wymaganych kompetencji, a także kilka mniej lub bardziej dziwnych wrzutek mających na celu zniechęcenie niewłaściwych kandydatów.
Maja Bohosiewicz zaznaczyła w ogłoszeniu, że interesują ją tylko osoby mieszkające w Warszawie i świetnie ją znające, dobrze czujące się za kółkiem, elastyczne, dyspozycyjne, gotowe na „nienormalne godziny pracy”, radzące sobie ze stresem i mający zawsze jakieś rozwiązanie gotowe od ręki. A oprócz tego oczywiście pozytywnie nastawione do życia (czemu, jak wszyscy wiemy, stres i nieformalny czas pracy bardzo pomagają).
We wpisie nie sposób było oczywiście znaleźć żadnej informacji o wynagrodzeniu, za to chętnie osoby mogły przeczytać, że „ich stan zdrowia interesuje tylko dwie osoby: mamę i lekarza prowadzącego”.
Maja Bohosiewicz otrzymała w zamian mnóstwo komentarzy krytykujących takie podejście do pracowników.
Wiadomość od celebrytki poruszyła dużą część opinii publicznej, bo niestety nie jest niczym wyjątkowym w świecie ogłoszeń o pracę. Nie od dzisiaj wymagań znajdziemy tam mnóstwo, w przeciwieństwie do informacji o profitach czy wynagrodzeniu. Z kolei słowa o chorobie interesującej tylko lekarza i rodzinę sugerowały wprost chęć łamania kodeksu pracy. W nieco późniejszym wpisie na InstaStories celebrytka postanowiła więc wyjaśnić to nieporozumienie:
Czy takie przedstawienie sprawy faktycznie zamyka debatę? Raczej nie, bo choćby sens pisania o takich prywatnych preferencjach (nie mających absolutnie nic wspólnego z wymaganiami pracy) jest bardzo wątpliwy. Świadomość własnej niewinności nie przeszkodziła też Bohosiewicz skasować z ogłoszenia kilka co bardziej kontrowersyjnych fragmentów. Choć oczywiście w jej mniemaniu finalnie to sama aktorka okazała się pokrzywdzoną osobą w tej sprawie.
Maja Bohosiewicz reprezentuje typową celebrycką postawę – najpierw myśl, że ci wszystko wolno, a potem oburzaj się na hejt.
Przykładów żerowania na oddaniu fanów i chęci współpracowania ze znaną osobą przez influencerów i gwiazdy było ostatnio mnóstwo (by przypomnieć tylko sprawę fotografa Ewy Chodakowskiej). Oczywiście nikomu nie wolno w odpowiedzi na złe wzorce ze strony celebrytów reagować hejtem i wulgarnymi obelgami. Maja Bohosiewicz pokazała na swoich InstaStories zdjęcia podobnych wiadomości i tego nie można ignorować.
Natomiast próba odwrócenia kota ogonem i przedstawienia całej sprawy jako zmasowanego ataku na biedną osobę publiczną ma niewiele wspólnego z prawdą. Maja Bohosiewicz słusznie wskazuje, że stwierdzenie jakoby szukała niewolnika nie ma nic wspólnego z prawdą. Ale czy to w jakiś sposób czyni opublikowany rano wpis lepszym? Odpowiedź na to pytanie jest raczej oczywista. Chyba, że idąc zgodnie z linią obrony aktorki, wiadomość na Instagramie to nie jest profesjonalne ogłoszenie o pracę. Ale skoro tak, to czemu tak bardzo Maję Bohosiewicz oburzyły nieprofesjonalne odpowiedzi na nieprofesjonalną propozycję?