REKLAMA

Prawdopodobnie najlepszy polski serial ostatnich lat. "Wataha" - recenzja sPlay

Wreszcie się doczekaliśmy - polski serial "Wataha" zadebiutuje dziś na antenie HBO (aktualnie serial dostępny jest już na HBO GO). Oczekiwania były spore - nawet jeżeli niewielu spodziewało się, że dorówna poziomem "Detektywowi" czy "Grze o Tron", to jednak ta produkcja nie mogła zejść poniżej pewnego, wysokiego poziomu. I nie tylko nie zeszła, ale momentami wręcz zbliża się światowej czołówki. 

"Wataha" - recenzja sPlay
REKLAMA

"Wataha" to sześcioodcinkowy miniserial, który wciela w życie słynną maksymę Alfreda Hitchcoka - wszystko zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie nieprzerwanie rośnie. W bieszczadzkim posterunku Straży Granicznej dochodzi do zamachu bombowego, z którego z życiem uchodzi jedynie kapitan Wiktor Rebrow. Moment przed wybuchem Rebrow otrzymuje wysłaną z nieznanego numeru wiadomość o treści "boom", co stanowi dla prokuratury poszlakę, wskazującą na jego możliwy udział w zbrodni.

REKLAMA

W eksplozji śmierć ponosi kilku funkcjonariuszy, w tym także ukochana Rebrowa, Ewa. Załamany kapitan planuje wycofać się ze służby i usiłuje przeprowadzić prywatne dochodzenie. Tymczasem rusza proces rekrutacji nowego oddziału Straży Granicznej, złożonego z najlepszych ludzi z całej Polski. Propozycję dołączenia do niego otrzymuje również Rebrow.

Wciągający wątek główny, za którym kryje się intrygująca tajemnica, kilka śledztw prowadzonych równocześnie i codzienne czynności Straży Granicznej, które mogą mieć związek ze sprawą - tym próbuje kupić widza "Wataha". Ale gdyby ktoś był nieprzekonany, to twórcy serialu wcale na tym nie poprzestali i dorzucili jeszcze szereg atutów już nie na poziomie scenariusza, a realizacji.

wataha hbo

Już sama czołówka jest świetna. Mroczna, klimatyczna, budząca ciekawość. To oczywiście kwestia mało istotna, ale warta odnotowania - idę o zakład, że nie powstydziłby się jej żaden z najlepszych zachodnich seriali. Do tego mamy równie udane zdjęcia, fantastyczne krajobrazy, w których nie da się nie zakochać i bardzo sprawnie budowane napięcie - "Wataha" nie bombarduje widza wątkami, tylko wprowadza je z wyczuciem, pojedynczo, jeden po drugim. Dzięki temu nie tylko byłem zainteresowany tym, co się zaraz wydarzy, ale też, mimo iż akcja wybucha zanim mamy okazję oswoić się z bohaterami, nie czułem się zmęczony narracją.

Muszę pochwalić także obsadę, bo wypada bardzo, bardzo dobrze. Choć w pilotażowym odcinku najwięcej miejsca poświęcono postaci Wiktora Rebrowa, która w wykonaniu Leszka Lichoty jest przekonująca i wiarygodna, to nie sposób nie docenić również Bartłomieja Topy oraz Aleksandry Popławskiej w roli zimnej i wyrachowanej pani prokurator. Oglądanie ich na ekranie nie tylko nie powoduje bólu gałek ocznych, co jest doświadczeniem dobrze znanym koneserom polskich seriali i telenowel, ale wręcz sprawia przyjemność.

REKLAMA
Wataha HBO

"Wataha" przynosi też rozczarowanie, choć akurat tylko tym, którzy spodziewali się "kolejnego polskiego gniota". Pilot tego miniserialu to w rodzimym dorobku telewizyjnym prawdziwa perełka. Czy kolejne odcinki utrzymają ten poziom? Coś mi mówi, że tak i że będzie można tę produkcję wymieniać jednym tchem obok "PitBulla", "Gliny" czy pierwszego "Oficera". A to przecież grono tych polskich seriali ostatnich lat, które faktycznie warto zobaczyć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA