Na jakie seriale warto czekać w 2019 roku? 11 produkcji, na które ostrzę sobie zęby

2018 rok przyniósł mnóstwo produkcji w odcinkach, którym poświęciłem dziesiątki godzin. Już teraz wiem, że w tym roku będzie podobnie. Spośród obszernej listy zupełnie nowych seriali i kontynuacji dzieł z poprzednich lat, na które czekam najbardziej, wybrałem top X pozycji, których wyczekuję z największymi wypiekami na twarzy.

Czekaliśmy na to kilka lat, ale było warto. Jestem po seansie pierwszych pięciu epizodów 3. serii „Detektywa” i już nie mogę się doczekać kolejnych. Nic Pizzolatto uchwycił znów ten - wydawałoby się - niepowtarzalny klimat oryginału. Tym razem HBO postawiło nie na deut ani trio, ale na jednego głównego bohatera. Rozbicie narracji na trzy linie czasowe sprawiło jednak, że Mahershala Ali gra tak naprawdę trzy różne postaci.

Opowieść o brutalnym Mścicielu z trupią czachą na klacie doczekała się kontynuacji. Frank Castle jest jednym z najlepiej zagranych antybohaterów Marvela. 2. seria „The Punisher” będzie najpewniej ostatnią tak brutalną w ramach Marvel Cinematic Universe i jednym z dwóch ostatnich sezonów serialu na licencji Marvela w Netfliksie w ogóle.

Młode dzieciaki z miasteczka Hawkings i tajemnicza druga strona stały się nieoczekiwanym hitem. Familijny horror czerpiący garściami z sentymentu do lat 80. ubiegłego wieku uderzył w odpowiednie struny. Kontynuacja również się udała, a twórcy uwijają się teraz jak w ukropie, by zdążyć z kolejną odsłoną, zanim aktorzy wcielający się w główne role im dorosną.

Zapewne będzie to ostatni sezon produkcji o superbohaterach Marvela, jaki nakręci Netflix. Sama główna bohaterka i jej przyszywana siostra Patsy Walker to gwarantki świetnej zabawy, ale i tak gorąco liczę na to, że pojawi się tutaj kilka znanych twarzy z innych, już skasowanych seriali (a przynajmniej komiksowy mąż Jessiki, czyli Luke Cage).

Pierwszy i najdłużej emitowany z obecnych w emisji seriali z cyklu Netflix Originals zbliża się ku końcowi, chociaż jego formuła pozwalałaby ciągnąć go w nieskończoność. W siódmej serii po raz ostatni zajrzymy jednak do Litchfield, by dowiedzieć się, jak potoczyły się dalsze losy barwnych bohaterek.

Mało ostatnio dobrego science-fiction, ale jestem przekonany, że nowy odcinkowy „Star Trek” tę lukę wypełni. Już debiutancki sezon „Discovery” okazał się angażujący i nie raził efektami specjalnymi pomimo braku filmowego budżetu. W dodatku powrócą w tym roku dobrze znane postaci w nowych interpretacjach.

Co prawda materiał źródłowy już się skończył, a zakończenie poprzedniej serii będące autorskim pomysłem scenarzystów mnie nie porwało, to i tak nie mogę się doczekać, aż poznam dalsze losy Fredy i reszty bohaterów „Opowieści podręcznej”. Książka o tym samym tytule nie daje już żadnych podpowiedzi, w jaki sposób może przebiegać dalsza walka o wolność w Gilleadzie.

Zdaję sobie sprawę, że kolejna część ekranizacji prozy Neila Gaimana o mniej i bardziej współczesnych bóstwach może okazać się klapą. Problemy kadrowe na planie zwiastują popłuczyny po pięknej, wciągającej i uwodzącej formą pierwszej serii. Nic jednak nie poradzę, że i tak będę się łudził do samego końca, że uda się przynajmniej powtórzyć klimat debiutanckiej serii.

HBO na ten rok szykuje zwieńczenie historii, na które fani czekają już od dawna. Dowiemy się wreszcie, kto zdobędzie tytułowy tron Westeros i jak zakończy się starcie mieszkańców Siedmiu Królestw z Innymi. Po rocznej przerwie w emisji fani „Gry o tron” są wygłodniali jak nigdy przedtem, a ja razem z nimi.

Nie mamy jeszcze stuprocentowej pewności, że „Wiedźmin” trafi na ekrany jeszcze w tym roku, ale sporo na to wskazuje. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Henry’ego Cavilla w pełnym rynsztunku wraz z resztą postaci na ekranie. Nie mam wątpliwości, że chociaż to produkcja zagraniczna, będzie dla Polaków ważniejsza niż ewentualna kontynuacja 1983.

O serialu na razie wiemy tyle, co nic, ale to będzie pierwsza aktorska produkcja w odcinkach bazująca na sadze „Star Wars”. Okaże się zapewne koniem pociągowym serwisu Disney Plus, który ma się stać konkurencją dla Netfliksa. Mam nadzieję, że Lucasfilm wyciągnął błędy ze swoich ostatnich porażek w Hollywood i nie popełni ich ponownie na małym ekranie.