„True Detective” wraca z 3. sezonem już 13 stycznia (w Polsce 14 stycznia) po kilkuletniej przerwie. Oglądaliśmy już pierwsze pięć odcinków hitu HBO i mówimy, jak jest.
OCENA
Recenzja bez spoilerów.
HBO za sprawą Nica Pizzolatto oczarowało widzów. „True Detective”, wydany w Polsce jako „Detektyw”, okazał się niespodziewanym hitem. Śledzenie pracy dwójki wyrazistych pracowników policji, którzy tropili z kolei Króla w Żółci, zdominowało moje dyskusje ze znajomymi i współpracownikami na kilka tygodni. Zarywałem noce, czytając Reddita, tak jak przy „Grze o tron” i „Westworld”.
Sukces serialu zaskoczył HBO, które postanowiło pójść za ciosem. Nic Pizzolatto dostał niemalże wolną rękę przy tworzeniu kontynuacji i… niestety nie podołał zadaniu. Kolejny sezon, opowiadający inną historię i skupiający się na trójce zupełnie nowych bohaterów, nie miał już w sobie magii oryginału. HBO jednak się nie poddało.
Czekaliśmy jednak na 3. sezon „True Detective” aż 3,5 roku.
Stacja zdecydowała się na przerwę - podobnie jak w przypadku polskiej „Watahy”, która często jest porównywana do „Detektywa” za sprawą pięknych kadrów, angażującej i nieoczywistej historii i klimatycznej czołówki; na kolejny sezon serialu o Bieszczadach czekaliśmy aż cztery lata. Nic Pizzolatto jest teraz nie tylko showrunnerem, ale również jednym z trzech reżyserów 3. serii „True Detective”.
Detektyw to antologia, więc twórcy w 3. sezonie ponownie zmienią miejsce akcji i wprowadzą zupełnie nowe postaci. Historia zabiera nas do Ozark, od którego, co ciekawe, wziął tytuł jeden z seriali Netfliksa. Ponownie będziemy obserwować historię w kilku liniach czasowych - konkretnie w trzech. Motywem przewodnim jest śledztwo w sprawie zaginięcia dwójki dzieci, które prowadzi detektyw Wayne Hays.
W głównych bohaterów wcielają się Mahershala Ali i Stephen Dorff.
Po raz kolejny HBO zatrudniło więc do pracy przy „Detektywie” głośne nazwiska. W poprzednich sezonach byli to Matthew McConaughey (Rustin „Rust” Cohle), Woody Harrelson (Martin „Marty” Hart), Colin Farrell (Raymond „Ray” Velcoro), Rachel McAdams (Antigone „Ani” Bezzerides) i Taylor Kitsch (Paul Woodrugh).
Mahershala Ali gra detektywa Wayne’a Haysa, a Stephen Dorff portretuje jego partnera, Rolanda Westa. Oprócz tego w 3. sezonie „True Detective” wzięli udział Scoot McNairy, Carmen Ejogo, Mamie Gummer, Rhys Wakefield, Ray Fisher, Sarah Gadon, Emily Nelson, Michael Greyeyes, Brandon Flynn, Michael Graziadei oraz Jon Tenney.
Muszę przyznać, że jestem oczarowany.
Uznajmy więc, że 2. serii nie było, a dopiero teraz dostaliśmy prawdziwą kontynuację pierwszego sezonu. Obejrzałem jak na razie pięć z ośmiu zaplanowanych odcinków „Detektywa” i już teraz mogę stwierdzić, że Nic Pizzolatto wykorzystał czas na dopracowanie swojej historii.
Produkcji pomogło skupienie się w trzecim sezonie na jednym głównym bohaterze - w debiutanckim było ich dwóch, a w kolejnym aż trzech. Nie ma żadnych wątpliwości, że to wokół bohatera granego przez Mahershalę Aliego kręci się cała historia. To jemu sprawa sprzed lat nie daje spokoju.
A sprawa jest na pozór bardzo zwyczajna.
Oczywiście tak jak można się spodziewać, drugie i trzecie dno, jakie wychodzą na światło dzienne w pierwszych epizodach, to dopiero wierzchołek góry lodowej. Śledztwo, które ciągnie się przez dekady, nie może być łatwe do wyjaśnienia. Jestem przekonany, że fani będą sobie tydzień w tydzień łamać na niej głowę razem z głównym bohaterem.
„True Detective” już wcześniej bawił się - podobnie jak zresztą „Westworld” od tej samej stacji - formą, prezentując nam wydarzenia z kilku różnych linii czasowych. Do tej pory nie było jednak aż tak dużej różnicy pomiędzy klimatem. Cole na starość był w gruncie rzeczy hiperbolą siebie z lat młodości. Hays zmienia się nie do poznania. I to dwukrotnie.
Jeden główny bohater to trzy różne osoby.
Wayne z lat 80. to poczciwy policjant. Dekadę później jest już zgorzkniały, coraz bardziej agresywny. Widać, że nie jest zadowolony ze swojego życia. Mahershala Ali wychodzi jednak z siebie, gdy portretuje swojego bohatera w podeszłym wieku. Jest poturbowanym przez życie starcem, który ma problemy z pamięcią.
Desperacko szuka sposobu, by nadać swojemu życiu sens. Aż bolesne jest oglądanie jego frustracji, tym bardziej w kontekście licznych retrospekcji. Emocje wylewają się z ekranu, a aktor grający główną rolę w 3. sezonie „Detektywa” został dobrany perfekcyjnie. Nie pociągnałby jednak całej produkcji, gdyby nie oprawa.
„True Detective” jak zwykle zachwyca i treścią, i formą.
Małomiasteczkowy klimat jest oddany perfekcyjnie. Zarówno praca kamery, jak i nawet kolorystyka budują tutaj niepowtarzalny klimat. Podczas seansu po prostu czuć napięcie wiszące w powietrzu. Twórcom udała się niezwykle trudna sztuka - uchwycili ducha pierwowzoru, nie kopiując przy tym jeden do jednego sprawdzonych rozwiązań.
„Detektyw” rozwija się przy tym leniwie, ospale. Nie szokuje tanimi sztuczkami - a i tak nie sposób oderwać wzroku od wydarzeń na ekranie. Przy charakterystycznym efekcie dźwiękowym, który zwiastuje zmianę czasu akcji, włos jeży się na głowie. Przejścia pomiędzy scenami są nieoczywiste i wymagają od widza wyobraźni.
Świetnie radzą sobie też pozostali aktorzy.
Gwiazdą jest tu Mahershala Ali, ale nie jest jedynym koniem pociągowym 3. sezonu „True Detective”. Świetne role mają tutaj niemal wszyscy, w tym partner Wayne’a. Nie tworzą może aż tak zgranego duetu, jak Rust i Cole, ale to zmiana na plus. Okazuje się, że partner pozostający w cieniu głównego bohatera wcale nie musi być kartonowy, jak się na pierwszy rzut oka wydawało.
Po pilocie miałem natomiast wrażenie, że „Detektyw” pokazuje nam nieco za mało scen z życia prywatnego głównego bohatera, skupiając się na jego pracy i nowej sprawie. Na szczęście kolejne epizody wynagrodziły to z nawiązką, dodając bohaterowi głębi. Serial wraz z każdą kolejną sceną dokłada nowe elementy do układanki, które idealnie wskakują na swoje miejsce.