REKLAMA

Mistrz filmowych adaptacji komiksów - Zack Snyder i jego twórczość

Dość rozczarowujące otwarcie "Ligi Sprawiedliwości" i  osobista tragedia (śmierć córki) mogą sprawić, że Zack Snyder nieprędko powróci do pracy. Obecnie poświęca większość czasu rodzinie. Postanowiłem więc podsumować jego dotychczasowe dokonania i ułożyć je od najgorszego do najlepszego filmu.

Zack Snyder 300
REKLAMA
REKLAMA

Uwaga! W zestawieniu znajdują się spoilery z filmu Liga Sprawiedliwości. 

Sucker Punch z 2011 roku

Ten film prezentuje wszystko to, co najgorsze w stylistyce Zacka Snydera. Kino to dla mnie przede wszystkim sztuka wizualna. Czuję więc sympatię dla ludzi, którzy, tak jak Snyder, stawiają swoje pierwsze kroki w branży, kręcąc reklamy oraz teledyski i wielką wagę przykładają do obrazu.

"Sucker Punch" to jednak spora przesada. Podręcznikowy przykład kolosalnej przewagi formy nad treścią, której ten film na dobrą sprawę nie ma. Całość wygląda, jak niezbyt wyszukana fantazja dojrzewającego nastolatka: z kuso ubranymi dziewczynami, scenami walk i potworami w CGI. Jeszcze nigdy takie natężenie fajerwerków na ekranie równie mocno mnie nie zniesmaczyło i znudziło zarazem. Najgorsze jest to, że kręcąc ten film, Snyder był po 40-tce. Trochę to smutne...

Liga Sprawiedliwości z 2017 roku

Będę pewnie jednym z nielicznych, ale Liga Sprawiedliwości podobała się nawet mniej niż Batman v Superman. Sam nie wiem, może się starzeję, a może po prostu uniwersum DC nie jest dla mnie. Już jako dzieciak miałem problem z komiksami DC. Poza Batmanem i pojedynczymi numerami Supermana nic do mnie nie trafiało. "Liga Sprawiedliwości" to zbiór tak abstrakcyjnych postaci, które kompletnie do siebie nie pasują, że nawet na moje gusta to za dużo. Mityczna Amazonka, superszybki Flash, Cyborg, niezniszczalny kosmita, władca mórz i oceanów i na dokładkę detektyw-miliarder w stroju nietoperza. Jakoś Avengersi mniej mnie uwierają.

A jednak Snyder sprawił, że Aquaman został w filmie pokazany całkiem przyzwoicie. Szkoda tylko, że większość scen z nim jest na lądzie (what's the point?). Flash, który robi tu za wysilony comic relief, tylko po to by było zabawniej i mniej ponuro niż w BvS, bardziej mnie męczył, niż bawił. Batman, wyjęty ze swojego świata pogoni za psychopatami w Gotham City, to niestety tylko dziwny, ponury typek w jeszcze dziwniejszym kostiumie. No i Superman [spoiler], który pojawia się pod koniec i z łatwością rozprawia się ze Steppenwolfem. A ów Steppenwolf to kolejny nijaki czarny charakter, który jest zły, uwielbia niszczyć i siać chaos. Mieliśmy to już w "Avengers". Mother Boxy też jakoś dziwnie przypominają Tesseract...

Jedyne, co się Snyderowi udaje w "Lidze Sprawiedliwości", to przedstawienie nowych bohaterów. Linie fabularne Wonder Woman czy Batmana rozczarowują, o Supermanie nie wspominając. Sporo w tym filmie chaosu, skakania z wątku do wątku. Ci wszyscy bohaterowie ewidentnie potrzebują swoich solowych filmów, które, na przykładzie "Wonder Woman", nie tylko wychodzą Warnerowi lepiej, ale też i zarabiają większe pieniądze. Także, drogi Warnerze, przestań gonić za Marvelem i odpuść sobie filmy grupowe o superbohaterach. Mam nadzieję, że jeśli Zack Snyder powróci za kamerę, wcześniej czy później, to nakręci "Człowieka ze Stali 2".

Batman v Superman z 2016 roku

Już parę razy pisałem, że lubię "Batman v Superman". Nie wiem, czy to magia pierwszego w historii spotkania Batmana i Supermana na wielkim ekranie tak mnie uwiodła. Choć ulubionym bohaterem mojego dzieciństwa był Spider-Man, to jednak Batman i Superman byli pierwszymi, których poznałem w dzieciństwie na kartach komiksów. Byłem chyba już tym ostatnim pokoleniem, które zachwycało się postacią Supermana.

Dynamika ich relacji w filmie, nawet jeśli pisana była na kolanie i pełna jest niezręczności, to jakoś mnie wciągnęła. Podobało mi się to wręcz psychotyczne oddanie Batmana temu, by dorwać Supermana i wymierzyć mu sprawiedliwość, nawet wiedząc, że to walka z wiatrakami. Podobał mi się dystans Supermana, który ciągle jeszcze obco czuje się na Ziemi. No i ten pomysł, na metaforyczny pojedynek boga z człowiekiem też jakoś mi zagrał, choć mógłby zostać on lepiej rozpisany.

Mimo wszystko widzę wady tego filmu, czyli nadmierny mrok, powagę, marnie napisany scenariusz, nadekspresyjnego Lexa Luthora, który zdaje się być parodią samego siebie, zbyt długi czas trwania. Ale też dostajemy świetną warstwę wizualną, dobrego Batmana i kontynuację ciekawego podejścia do postaci Supermana, jawiącego się tu jako niechcianego imigranta.

Obiektywie rzecz biorąc, nie powiem, że to znakomite kino, ale też na pewno daleki jestem od mieszania go z błotem. Jak na film rozrywkowy, bazujacy na mainstreamowych komiksach, jego ambicje robią na mnie wrażenie. Nawet jeśli owych ambicji Snyder nie udźwignął do końca i to głównie one sprawiły, że odbiór tego filmu był taki chłodny.

Człowiek ze Stali z 2013 roku

Gdy dowiedziałem się po raz pierwszy, że to Zack Snyder będzie kręcił film o Supermanie, mając w pamięci jego "300" oraz "Watchmen", byłem wniebowzięty. Do tej konkretnej postaci jest to wybór idealny. Superman to trudna i zarazem strasznie nudna postać. Snyder wraz z Christopherem Nolanem znaleźli dla niej całkiem ciekawe miejsce we współczesności, tworząc opowieść będącą hybrydą historii o uchodźcy, który jest zarazem kosmitą i symbolem współczesnego Mesjasza. Nie wszystkie motywy fabularne przypadły mi do gustu, ale wizualnie film chwilami wręcz powalał.

Scena, w której Superman po raz pierwszy wzbija się do lotu po prostu wbiła mnie w fotel. Jeszcze nigdy w kinie nikt nie pokazał tak potęgi tej postaci i to tylko jedną sekwencją. Ze wszystkich filmów, które powstały o Supermanie, "Człowieka ze Stali" stawiam tuż za pierwszymi dwoma klasycznymi "Supermenami" Richarda Donnera.

Legendy Sowiego Królestwa: Strażnicy Ga Hoole z 2010 roku

Nie wiem, czy wszyscy z was zdają sobie sprawę z tego, że Zack Snyder ma na swoim koncie także animację dla dzieci. Choć "Legendy Sowiego Królestwa: Strażnicy Ga'Hoole" nie są do końca bajką dla młodego widza, jest to dość mroczna baśń. Ale - o dziwo - to właśnie w animowanej poetyce Snyder czuje się najlepiej. Wydaje mi się, że jest to reżyser, którego wizja często blokowana jest przez wszelkie ograniczenia, jakie stawia przed nim rzeczywistość. Animacja daje mu z kolei pełną kontrolę i władzę nad światem, jaki chce wykreować. W "Legendach Sowiego Królestwa" Snyder nie ma tak często mu przypisywanych problemów z narracją, opowieść przedstawiona jest klarownie, akcja płynie w świetnym tempie, a animacja zachwyca swoim wykonaniem (formalnie i wizualnie to jedna z najlepszych animacji w historii).

300 z 2007 roku

Dla wielu "300" to film pusty, głupi, pełen bezmyślnej przemocy i dowód na upadek kina. Dla mnie to dzieło sztuki wizualnej. Dzięki temu filmowi Snyder z miejsca wskoczył do mojego topu najciekawszych reżyserów XXI wieku. Nie ma on może tak wspanałych zdolności narracyjnych jak Christopher Nolan czy Paul Thomas Anderson, ale z pewnością ma ponadprzeciętny zmysł wizualny. Poszczególne kadry z "300" wyglądają jak zapierające dech w piersiach obrazy największych mistrzów.

I jasne, "300" nie mają praktycznie żadnej fabuły, ale nie o to w tym filmie chodzi. To wizualna impresja, którą się podziwia, a nie analizuje od strony fabularnej. Jest to też, formalnie, jedna z najlepszych, tzn. najwierniejszych, adaptacji komiksu w historii, w pełni oddająca poetykę opowieści obrazkowych, które Snyder jako jedyny potrafi w tak niesamowity sposób przenieść na ekran.

Świt żywych trupów z 2004 roku

Kinowy debiut Zacka Snydera jest ciągle jednym z jego najlepszych filmów. Remake klasyka George’a Romero nie jest może tak dobry i inteligentny jak oryginał, Snyder nie bawi się też zbytnio w jakiekolwiek budowanie napięcia, ale jako prostolinijne kino o zombie sprawuje się znakomicie. Ma kapitalne tempo, dobrą dramaturgię, gdzieniegdzie umiejętnie wpleciony nieoczywisty czarny humor i, jak na tego typu kino, świetnie zarysowane postaci. Jeden z lepszych horrorów XXI wieku.

Watchmen z 2009 roku

Ten film wzbudza mieszane uczucia, nie stał się też wielkim sukcesem kasowym, ale dla mnie to wielkie kino i najlepszy film Zacka Snydera. Adaptacja komiksu totalna. Jest to praktycznie przeniesienie kadr po kadrze z papieru na taśmę filmową. Dla wielu to właśnie było problemem z "Watchmen". Ja od adaptacji oczekuję wierności z oryginałem i Snyder dał mi to w 100%.

REKLAMA

Oglądanie kultowych kadrów z komiksu, które na moich oczach się poruszają, i to z taką gracją, było doświadczeniem, które wzbudzało ciarki na moich plecach. Wizualnie "Watchmen" to mistrzostwo świata – są tu wszystkie motywy typowe dla twórczości Snydera, mamy więc slow motion, mnóstwo ciekawych i efektownych ujęć, kapitalny soundtrack, ale też, oczywiście głównie dzięki materiałowi źródłowemu, Snyder dość istotnie skupia się tu na bohaterach i fabule. Fabularne ramy komiksu sprawiły, że nie mógł pozwolić sobie na szybkie ucieczki do scen akcji, musiał się skupić przede wszystkim na opowiadanej historii.

Już kilka razy łapałem się na tym, że chcąc powrócić do "Watchmen" coraz częściej sięgałem prędzej po film niż komiks, a to o czymś świadczy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA