W nowym "American Horror Story" zobaczysz i kosmitów, i wampiry

Nie ma obecnie w emisji bardziej jankeskiego serialu od "American Horror Story". Do tej pory ta wyjątkowa antologia, w której co sezon (niemalże) ta sama obsada przedstawia nam (niemalże) niepowiązane ze sobą historie, skupiała się za każdym razem na jednym przerażającym zagadnieniu - takim jak wizyta w nawiedzonym domu, albo wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tym razem po dłuższej przerwie dostaliśmy jednak de facto dwie serie w jednej.

Pierwsze odcinki to opowieść o wampirach zatytułowana "Red Tide", co można tłumaczyć na "Czerwony przypływ". Zaczyna się sztampowo: małżeństwo sprowadza się do domu na przedmieściach; on, Harry Gardner (Finn Wittrock), jest pisarzem poszukującym weny, a ona, ciężarna Doris (Lily Rabe), dekoratorką wnętrz szukającą poklasku na Instagramie. Wraz z nimi w Provincetown, Massachusetts, melduje się ich uzdolniona córka, Alma (Ryan Kiera Armstrong).

Nie liczcie jednak na powtórkę z 1. sezonu, bo tym razem dom nie jest nawiedzony - jeśli już, to "nawiedzona" jest cała okolica! Z biegiem czasu okazuje się bowiem, że senne małe miasteczko oraz jego bardzo charakterystyczni (chociaż często nieco zbyt bladzi) mieszkańcy mają swoje tajemnice, od których włos jeży się na głowie. Przysłowiowe trupy nie mieszczą się w szafie, a Harry zawiera znajomość z pewną grupą artystów, która zmieni na zawsze jego życie…

Podczas gdy pierwsza dwójka z wymienionych wyżej aktorów wcieliła się tutaj w odnoszących sukcesy pisarzy, którzy biorą Harry'ego pod swoje skrzydła (są nimi odpowiednio Austin Sommers oraz Sarah Cunningham znana lepiej jako Belle Noir), aktor wcielający się lata temu w Kevina w puszczanym co święta hicie Polsatu, gra Mickeya: znanego tubylcom ćpuna i żigolaka. On z kolei zna się dobrze ze zwariowaną Karen (Sarah Paulson), która kaszle tak, jakby miała zapalenie płuc.

Dynamika relacji pomiędzy tymi oraz kilkoma innymi nieco mniej istotnymi bohaterami jest ogromną siłą tych pierwszych odcinków składających się na 10. sezon "American Horror Story". Akcja rwie na złamanie karku i wymaga sporo zawieszenia niewiary od widza, ale liczne zwroty akcji utrzymują widza na krawędzi fotela, a flashbacki sprawiają, że z bohaterami można się bardzo szybko mocno zżyć… by potem część z nich ze smutkiem żegnać, gdy już poleje się krew.

"Dolina Śmierci" zabiera nas w przeszłość, gdzie już na samym początku spotykamy, tym razem w czerni i bieli, Neala McDonough jako prezydenta Stanów Zjednoczonych, Dwighta D. Eisenhowera. Oprócz tego powracają Sarah Paulson jako jego żona, Mamie Eisenhower oraz Lily Rabe w roli uprowadzonej przez kosmitów Amelii Earhart. Do tego w ramach drugiej linii czasowej będziemy obserwować grupę młodych studentów i ich reakcje na porwanie trzeciego stopnia…

Co prawda w Polsce na odcinki poświęcone przybyszom z innej planety jeszcze trochę poczekamy, ale w Stanach Zjednoczonych jeszcze przed polską premierą 10. serii "American Horror Story" pojawił się już pierwszy z nich i zapowiada się na to, że ta część 10. sezonu może być równie udana, co poprzednia, a kto wie - może Ryan Murphy je jakoś ze sobą połączy? Jak na razie odpowiedzi na to pytanie nie mamy, ale poznamy ją już niedługo!