Przez nowy kryminał Prime Video prawie spóźniłem się do pracy

"Ballard" to bardzo solidna produkcja, która potrafi wciągnąć widzów już od pierwszych odcinków. A przecież to procedural jakich wiele. Już po opisie fabuły nasuwa skojarzenia z niedawnym hitem Netfliksa. Tak jak główny bohater "Dept. Q" tytułowa bohaterka podpadła niewłaściwym osobom i została oddelegowana do prowadzenia wydziału zajmującego się tzw. zimnymi sprawami - kontynuuje nierozwiązane śledztwa sprzed lat. Przez niedofinansowanie do pomocy ma jedynie wolontariuszy i emerytowanego glinę. A jednak przez swoją nieustępliwość zamierza odkryć, kto na początku XXI wieku zabił siostrę jednego z radnych Los Angeles.

Choć detektyw Ballard jest naciskana przez radnego, w międzyczasie otwiera też inne nierozwiązane sprawy. Mimo to nie mamy do czynienia z proceduralem, gdzie każdy odcinek to inna sprawa, a główny wątek początkowo przewija się tylko gdzieś w tle. Kolejne linie narracyjne zazębiają się, tworząc spójną całość, bo główna bohaterka odkrywa, że mordercą siostry polityka może być ta sama osoba, która odpowiada za śmierć pewnej czarnoskórej dziewczyny. Co ciekawe, sprawcy nie udało się ująć samemu Harry'emu Boschowi.

Twórcy podjęli słuszną decyzję, nie każąc fanom "Bosha" czekać na pojawienie się uwielbianego detektywa. Już w finale pierwszego odcinka usłyszymy jego nazwisko, a w drugim epizodzie nawet się pojawi. I owszem nie brakuje nawiązań do wydarzeń z ostatniego odcinka 3. sezonu "Bosch: Dziedzictwo", gdzie Ballard zadebiutowała, ale wcale nie trzeba ich znać, aby serial zrozumieć. Dynamika relacji bohaterów mówi sama za siebie.

Już od początku widać, że wprowadzenie Harry'ego Boscha jest tylko dodatkiem - ukłonem w stronę miłośników najdłużej trwającego serialu Prime Video. Stanowi ciekawe urozmaicenie, ale i bez tego "Ballard" wypadałaby sobie całkiem dobrze. Może się bowiem pochwalić ciekawymi postaciami. Fakt, widzieliśmy je w kryminałach wielokrotnie. Choćby tytułowa bohaterka to po prostu twarda detektywka, która boi się bliższych relacji i pozwala sobie co najwyżej na szybkie numerki z ratownikiem, kiedy ma zły dzień. Wcielająca się w nią Maggie Q drobnymi gestami i wyważoną mimiką dodaje jej jednak głębi, z łatwością zdobywając sympatię widzów.

"Ballard" nie bawi się w subwersję, ani nie próbuje odkrywać formuły serialu kryminalnego na nowo. Twórcy otwarcie korzystają z klisz, ale robią to na tyle umiejętnie, że nie wprawiają widzów w zażenowanie. Z wyczuciem pokazują walkę tytułowej detektywki nie tylko z przestępcami, ale też skorumpowanym systemem. Przykuwają przy tym przed ekran dokładnie tym samym, czym "Bosch" podbił serca widzów na całym świecie. Realistycznie podchodzą do pracy policyjnej nad zimnymi sprawami, stawiając główną bohaterkę przed kolejnymi wyzwaniami biurokratycznymi i politycznymi.

Nie znaczy to, że przynudzają. Mamy do czynienia z opowieścią, która po prostu gardzi fantastyką proceduralną. Co prawda zdarza się twórcom balansować na jej granicy, gdy technicy odkrywają DNA na taśmie z odciskiem dłoni sprzed ponad 20 lat, ale to raczej wyjątek potwierdzający regułę - takich technologicznie magicznych różdżek w stylu "CSI" więcej tutaj nie ma. A mimo to otrzymujemy serial bardzo gęsty i dynamiczny. Pełno w nim zwrotów akcji, bo śledztwo nieraz prowadzi w ślepe uliczki - podejrzany okazuje się niewinny, przestępca gada jak wariat, a poza tym ktoś kiedyś zatuszował dowody. Tempo co chwilę wzrasta, podgrzewając atmosferę do czerwoności.

"Ballard" dzisiaj, 9 lipca, pojawiła się w całości na Prime Video. Ze względu na inne obowiązki zdążyłem co prawda obejrzeć tylko dwa odcinki, ale już na ich podstawie mogę z całą pewnością stwierdzić, że to serial, który zadowoli fanów kryminałów. Oferuje wszystko, czego od takich produkcji można oczekiwać, a przy tym nie traktuje widzów protekcjonalnie. Dzięki temu wciąga i nie chce się od niego odrywać. Jeśli do niego siądziecie, szykujcie się na bindżowanie wszystkich 10 epizodów. Nawet kosztem zarwanej nocki.

Więcej o tytułach Prime Video poczytasz na Spider's Web: