REKLAMA

Nawet Denzel Washington czasem pudłuje. Bez litości 2 – recenzja

"Bez litości 2", czyli sequel całkiem niezłego (choć generycznego) akcyjniaka z 2014 roku popełnia wszystkie tradycyjne błędy kontynuacji. Ignorując starą jak świat zasadę, że więcej nie znaczy lepiej, a lepsze jest wrogiem dobrego, film Antoine Fuqua rozczarowuje i nie dorównuje poprzednikowi.

bez litosci 2 recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Tajny agent Robert McCall (Denzel Washington) nie może zaznać spokoju nawet na emeryturze. Mężczyzna stara się nikomu nie wadzić i zarabiać uczciwe pieniądze, zajmując się przewożeniem ludzi samochodem po mieście. Gdy jednak dowiaduje się, że jego bliska przyjaciółka została zamordowana, McCall wyrusza, by znaleźć sprawców i dokonać na nich zemsty.

Jako fan staroszkolnego kina akcji byłem pozytywnie zaskoczony pierwszą odsłoną "Bez litości".

To świadome swoich wad i zalet kino akcji, które o poziom wyżej podnosił jak zawsze wyborny Denzel Washington w roli głównej. Poszedł on sprawdzoną ścieżką Liama Neesona i pomimo 60 lat na karku udało mu się sprawnie zawitać do panteonu gwiazd kina akcji. Podobnie jak w przypadku Neesona z nieocenioną pomocą sprawnych montażystów i operatora, którzy łaskawie obdarowali go kocimi ruchami i fenomenalną sprawnością, osiągniętą w dużej mierze za pomocą finezyjnych cięć oraz odpowiedniego ustawienia kamery.

Pomimo tego, że "Bez litości" oglądało mi się dobrze, to nie czułem potrzeby śledzenia dalszych losów Roberta McCalla. Pierwszy film był dla mnie zamkniętą historią. Do tego wiedziałem, że Denzel Washington ma raczej chłodny stosunek do franczyz, kontynuacji, budowania filmowych serii. Sequela się więc nie spodziewałem, pomimo finansowego sukcesu jedynki. No, ale okazało się, że nawet tak twarde charaktery, mające silną pozycję w Hollywood, stojąc w obliczu planów emerytalnych ugną się i zmienią swoje żelazne zasady. "Bez litości 2" zapisze się więc w historii jako pierwszy sequel w karierze Denzela Washingtona.

bez litosci 2 film

Niestety, film Antoine Fuqua już na poziomie pierwszych zapowiedzi i zwiastuna był mi dość obojętny. Jak pisałem wyżej, nie czułem potrzeby powracania do tego świata i tej postaci. Dla mnie to opowieść na jeden film. Producenci uznali inaczej. Szkoda tylko, że produkt jaki nam dostarczyli to chaotyczne i nieumiejętnie opowiedziane kino akcji klasy B.

"Bez litości 2" to na dobrą sprawę duchowy remake jednego z filmów ze Stevenem Seagalem czy Chuckiem Norrisem z lat 80. Wyróżnia go tylko to, że w roli głównej gra naprawdę wybitny aktor.

Cała reszta to ta sama zabawa w "dobrych i złych" co zawsze. Mamy więc westernowy motyw samotnego mściciela, bandę oprychów, parę efektownych scen pojedynków oraz bijatyk i to na dobrą sprawę tyle. "Bez litości 2" całymi garściami czerpie z tradycji kina zemsty, thrillerów sensacyjnych, wspomnianych wyżej westernów. Sęk w tym, że robi to w dość pokraczny i nieumiejętny sposób.

Scenariusz filmu wydaje się być mocno niedopracowany. Fabuła plącze się między wątkami, które poskładane są w jakąś dziwaczną konstrukcję niepasujących do siebie puzzli. Cały pierwszy akt opowiada chyba ze trzy mini-historie i dopiero po czasie ślamazarnie dochodzi do punktu, w którym rozkręca się główna intryga. Ale i później, równolegle do owej głównej linii fabularnej, opowieść nagle skręca w stronę wątków pobocznych, z których na dobrą sprawę tylko jeden ma jakikolwiek sens i stanowi łącznik z resztą bazowej fabuły. Przyznaję, dziwna to szkoła konstrukcji fabularnej.

Sprawia to, że "Bez litości 2" to na dobrą sprawę zlepek kilku niezłych sekwencji akcji, który warto obejrzeć jedynie dla Denzela Washingtona i ewentualnie jeszcze dla ciekawego finału, który rozgrywa się w opustoszałym miasteczku, podczas zbliżającego się huraganu.

Denzel, jak pisałem wcześniej, to klasa sama w sobie. Nawet najbardziej tandetnym kwestiom czy scenom potrafi nadać on szlachetności oraz zaangażować w nie najbardziej sceptycznego widza.

To nieczęsty dar. Jego Robert McCall, podobnie jak w pierwszej części, to niepowstrzymana skała. Zawsze opanowany, totalnie skupiony, perfekcyjnie wyszkolony.

Szkoda tylko, że w "Bez litości 2" twórcy kompletnie popłynęli i zrobili z niego prawie superbohatera i świętego w jednym. Oprócz walki z mordercami swojej przyjaciółki, stara się także nawrócić młodego czarnoskórego sąsiada, by nie przyłączał się do gangu, a zajął malarstwem. Zabrakło mi tylko sceny, w któryej ratuje kotka uwięzionego na drzewie.

REKLAMA
bez litosci 2 2018

Ale mimo tego wszystkiego "Bez litości 2" ogląda się całkiem nieźle. Jeśli zdacie sobie sprawę, że będziecie mieć do czynienia z kinem akcji klasy B, w stylu filmów ze Stevenem Seagalem, to jest szansa, że będziecie się w miarę dobrze bawić. Ja raczej dość szybko o nim zapomnę. I będę żyć nadzieją, że trzecia część już nie powstanie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA