Co za tydzień dla audiofilów! Powrót Florence, Kendricka i The Black Keys

Co słychać? Dużo dobrego - z powrotem Florence and the Machine i Kendricka Lamara na czele. W drugim tygodniu maja na rynku muzycznym pojawiło się sporo płytowych nowości, spośród któryś staraliśmy się wyłonić kilka potencjalnie najciekawszych. W te ciepłe, słoneczne dni wsłuchujemy się w najświeższe muzyczne premiery i sprawdzamy najgłośniejsze i najciekawsze tytuły.

Zgodnie z tradycją, wyłoniliśmy cztery subiektywnie najciekawsze nowe płyty, których premiera odbyła się w ostatnich dniach. Tym razem padło wyłącznie na artystów zagranicznych - i to prawdziwych tytanów. Które wydawnictwa najbardziej przypadły nam do gustu?

Piąty studyjny album boskiej Florence i składu - po czterech latach przerwy przyszedł czas na wielki powrót. To jeden z tych licznych powstających w trakcie pandemii materiałów - w tym okresie wielu artystów tworzyło pod wpływem tęsknoty i wielu innych targających nimi emocji, które wywołał lockdown. Florence zdała sobie wówczas sprawę, że najbardziej brakuje jej tańca, koncertów i klubów. Nowa płyta jest zatem odpowiedzią na tę osobistą tęsknotę: materiałem porywającym do tańca, festiwalowym absolutem, esencją koncertowych przygód.

Na nowy krążek Kendricka czekaliśmy ponad 5 lat. Artysta postarał się wynagrodzić nam tę cierpliwość - to świeżutkie wydawnictwo jest podwójnym albumem składającym się w sumie z 18 numerów. Wśród gości są m.in. Beth Gibbons, Blxst, Amanda Reifer, Sampha, Taylour Paige, Summer Walker, Ghostface Killah, Kodak Black, Sam Dew i Tanna Leone. Do tej pory każdy z materiałów Lamara zapisał się w historii hip-hopu. Wątpię, by tym razem miało być inaczej. To jeden z jego najgłębszych i najbardziej złożonych projektów - odkrywczy, napędzany ambicją, chęcią komunikacji i rezygnacją z podążania łatwymi, utartymi ścieżkami.

Rockowo-bluesowy duet z Ohio w ostatnich latach nie każe długo czekać na kolejne krążki. Po upływie roku proponują swoim słuchaczom "Dropout Boogie" i choć podtrzymuję, że muzycy swój najlepszy czas mieli dekadę temu, to i tak ich najnowszy krążek jest materiałem najwyższej klasy. Jedenaste studyjne dzieło "jednej z najlepszych rockandrollowych formacji na Ziemi" (według "Uncut") sięga do jej korzeni i wczesnych muzycznych poczynań - i może właśnie dzięki temu słuchając go miałem wrażenie, że The Black Keys już dawno nie brzmieli tak dobrze.

Po licznych sukcesach na listach przebojów na całym świecie i wyprzedanym koncercie w Berlinie dla 17.000 osób, Moderat udali się na dłuższy urlop - był to rok 2017. Cóż, przyszedł czas na kolejny z wielu dzisiejszych powrotów! Nowy album zawiera dziesięć świeżutkich utworów - jakże wielka była moja radość, gdy odkryłem, że zespół wciąż nie boi się eksperymentów i pozwala sobie na liczne kompozycyjne i dźwiękowe dziwactwa! Oczywiście, to wciąż ich świat - ten rozpoznawalny, oczekiwany - artyści zdecydowali się jednak wytyczyć w nim całą masę nowych ścieżek, dbając o unikalność i odpowiednią dawkę emocji.