REKLAMA

Polacy śmieją się z Zawieruchy, że gra Vegę u Vegi, a mnie szlag trafia, bo to nic złego

Dziś dowiedzieliśmy się, że Rafał Zawierucha zagra Patryka Vegę w filmie, jakżeby inaczej, Patryka Vegi - "Niewidzialna wojna". Pół Internetu kiśnie z z wystrzelonego pod galaktykę HD1 ego króla polskiego box office'u (który zapewne i tak zgromadzi przed ekranami pokaźną widownię), a kolejni żartownisie za cel obierają sobie również Zawieruchę. Szyderstwa z "upadku" i "żenującej kariery" aktora się mnożą - a ja uważam, że to cholernie niesprawiedliwe.

rafał zawierucha patryk vega film niewidzialna wojna tarantino
REKLAMA

Dołącz do Amazon Prime z tego linku, skorzystaj z promocji (30 dni za darmo) i kupuj taniej podczas pierwszego Amazon Prime Day w Polsce.

REKLAMA

W 2022 roku Patryk Vega zrealizował swoją wielką masturbacyjną fantazję - dając ostateczny dowód swojego niewyobrażalnego narcyzmu, w wieku zaledwie 45 lat nakręcił film o samym sobie. "Niewidzialna wojna" to autobiografia, która - jak kiedyś już przewidywałem - najpewniej opisze wielką przemianę, objawienie i wreszcie (znany z nowego "Pitbulla" czy "Small World") mesjanizm twórcy.

W roli samego siebie Vega obsadził Rafała Zawieruchę, któremu od rana (czyli od czasu publikacji nowego plakatu) dość mocno obrywa się w komentarzach. Fakt, że trzydziestopięcioletni aktor wcześniej pojawił się na chwilę w filmie Tarantino, okazał się dla niego przekleństwem.

Kilka pierwszych z brzegu komentarzy znalezionych pod newsami na Facebooku:

Rafał Zawierucha jako Patryk Vega

W obronie Zawieruchy

Niektórzy twierdzą, że w polskiej branży filmowej panuje dość jasny podział: albo robisz coś za dobre pieniądze i w zachodnich warunkach, albo coś dobrego. Inni powtarzają, że jeśli chcesz żyć z aktorstwa, to po prostu przyjmujesz oferowane ci role przy niewielkiej selekcji. Jeśli zaś wolisz wybierać wyłącznie scenariusze tętniące olbrzymim potencjałem na naprawdę dobre kino - poszukaj sobie pracy dorywczej. I jedni i drudzy mają rację.

W dużym skrócie: tu jest Polska. Tu nie kręci się tak dużo i za tyle pieniędzy, jak na zachodzie. Tu nie przebiera się w tonach ofert i scenariuszy. Tu zbyt wiele filmów jest tworzonych przez algorytm - taśmowo. Tak, by przyciągnąć przeciętnych widzów, których pierwszym repertuarowym wyborem są polskie tytuły, odlać się na kiepskie recenzje i napełnić kieszenie.

Młodsi i mniej popularni aktorzy chcą grać i - fajnie by było - z tego właśnie żyć. Przyjmują zatem kolejne oferty, windując swoją popularność i czekając na kolejne - wierząc, że w końcu trafią im się znacznie lepsze okazje na coś naprawdę ambitnego. Zresztą, w polskich realiach wielu znakomitych aktorów z olbrzymim stażem regularnie pojawia się w kaszankach - Zbigniew Zamachowski, Bogusław Linda, Andrzej Grabowski czy robiący teraz karierę w USA Piotr Adamczyk, by daleko nie szukać. To tylko pierwsze z brzegu przykłady - co zabawne, każdy z wyżej wymienionych zagrał u Vegi. I u wielu innych, produkujących znacznie gorzej zrealizowane koszmarki twórców.

Rafał Zawierucha jako Roman Polański - Pewnego razu... w Hollywood

Zmierzam do tego, że to niebywale niesprawiedliwe - wylewać na polskiego aktora wiadro pomyj i wywlekać występ u Tarantino. Przypomnę, że z Zawieruchy drwiono już, że pojawił się w "Pewnego razu... w Hollywood" tylko na moment - jak gdyby fakt, że nieznany chłopak z Polski zagrał u jednego z najbardziej cenionych reżyserów świata nie był niczym szczególnym, bo to tylko mała rólka (abstrahując od wycięcia sporej części materiału - czy ktokolwiek obiecywał więcej?). Tymczasem teraz mówi się o żenadzie i upadku - z klifu Tarantino na dno oceanu Vega.

To nie żaden upadek. Rola u boku Margot Robbie była świetną sprawą, ale, owszem, to tylko niewielki epizod, który wcale nie oznacza otwarcia wrót do wielkiej sławy dla nieznanego wcześniej młodego polskiego aktora. To fajny start - a później trzeba zmierzyć się z ponurą rzeczywistością polskiej branży, która nie rozpieszcza. Przeciwnie - jest niebywale hermetyczna i stawia na sprawdzone, przyciągające przed ekrany nazwiska.

REKLAMA

Nie ma też niczego hańbiącego w przyjęciu lukratywnej propozycji od reżysera, który dobrze płaci i dobrze traktuje swoich pracowników - nawet jeśli nazywa się Vega i kręci coraz bardziej odklejone filmy (zakładając, oczywiście, że nie należą do tych obiektywnie szkodliwych). Wiecie, gość - w tym wypadku Zawierucha, ale może chodzić o innego aktora czy aktorkę - wykonuje swój zawód. Siedząc w domu i czekając na propozycje występu u, nie wiem, Pawlikowskiego, może zakończyć karierę na - no właśnie - siedzeniu w domu i czekaniu.

Słowem - niech pan pokaże, co pan potrafi, panie Rafale. Niech pan zagra lepszego Vegę niż sam Vega. To tylko jeden z - mam nadzieję - wielu filmów w pańskiej karierze.

Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA