REKLAMA

Dwóch Willów Smithów, Ang Lee i showrunner „Gry o tron”. Dlaczego więc „Bliźniak” jest tak nijakim filmem?

Głośne nazwiska w pierwszoplanowych rolach. Rewolucyjna technika zdjęć w 120 klatkach na sekundę. A do tego showrunner „Gry o tron” wśród scenarzystów i uwielbiany przez Hollywood reżyser. „Bliźniak” miał wszelkie podstawy, żeby stać się nowym hitem kina akcji. Co więc poszło nie tak?

Bliźniak to film zmarnowanego potencjału Willa Smitha - recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Niektórzy hollywoodzcy aktorzy przyciągają widzów chętniej niż inni, dzięki czemu mogą liczyć na większe gaże i ciągłe zainteresowanie dużych wytwórni. Na liście najbardziej popularnych nazwisk obok Roberta Downeya Jr (wkrótce na ekranach w roli doktora Dolitle), Dwayne'a Johnsona i Toma Cruise'a znajdziemy osobę Willa Smitha. Gwiazdor od lat cieszy się niesłabnącym powodzeniem, co być może zachęciło twórców „Bliźniaka”, żeby powierzyć mu podwójną rolę.

Smith w nowej produkcji Anga Lee („Hulk”, „Życie Pi”) gra bowiem nie tylko Henry'ego Brogana - doskonałego zabójcę na usługach amerykańskiego rządu - ale też sklonowaną, młodszą wersję siebie. Jak łatwo się domyślić, obie postaci w pewnym momencie stają naprzeciw siebie w pojedynku na śmierć i życie. Zanim jednak do tego dojdzie, scenarzyści „Bliźniaka” zaprezentują widzom jedną z bardziej wydumanych, nudnych i nietrzymających się kupy fabuł we współczesnym kinie sensacyjnym.

„Bliźniak” cały swój powab składa na barki Willa Smitha, ale nie daje aktorowi narzędzi niezbędnych do odniesienia sukcesu.

Henry Brogan po kolejnym skutecznie wykonanym zadaniu ostatecznie podejmuje dojrzewającą od dawna decyzję o przejściu na emeryturę. Agencja przyjmuje jego decyzję i życzy mu szczęścia na przyszłość. Zabójca dowiaduje się jednak od jednego ze swoich dawnych towarzyszy, że rząd nie był z nim szczery w wielu sprawach. Niedługo później kolega z armii zostaje zamordowany, a Brogan musi sam ratować się ucieczką. Po drodze spotyka mającą go obserwować agentkę, Danny Zakarweski, której ratuje życie. Razem będą musieli odkryć, dlaczego Agencja chce śmierci Brogana oraz stawić czoła najlepszemu z asasynów projektu Gemini.

Wszystko to oczywiście jest tylko pretekstem do jak największej liczby scen walki, w których pokazać się mają szansę Will Smith (i to w podwójnej roli), Mary Elizabeth Winstead, Clive Owen oraz długa lista kaskaderów i dublerów. Problem w tym, że jak na „wizjonerski umysł” Ang Lee prowadzi wszystkiego sekwencje akcji w sposób niesamowicie schematyczny i przewidywalny. Nawet najlepsze z nich nie wykraczają poza poziom „poprawny”. Być może pewne ograniczenia narzucała wykorzystana technologia kręcenia filmu w 120 klatkach na sekundę („Bliźniak” w Polsce będzie wyświetlany w bardziej ograniczonym formacie), ale tutaj autorzy mogą mieć pretensje tylko do siebie samych.

Po premierze filmu w USA mocno oberwało się Smithowi, ale osobiście większe pretensje kierowałbym pod adresem Davida Benioffa i Anga Lee.

Wszystko, co dobre w „Gemini Man” zaczyna się właśnie od Willa Smitha. Nie dość, że aktor musi podołać graniu dwóch wersji tego samego bohatera, to jeszcze ma znacznie utrudnione zadanie z powodu drętwych dialogów. W ostatecznym rozrachunku znacznie lepiej radzi sobie z nieco zgorzkniałym, operującym czarnym humorem Broganem, niż zagubionym i niewinnym Juniorem. Ale nie można mu mimo wszystko odmówić zaangażowania i chęci.

bliźniak film class="wp-image-336706"
Foto: Will Smith w filmi „Bliźniak”

Tych cech zupełnie nie widać po scenariuszu, którego autorami są Billy Ray, Darren Lemke oraz David Benioff. Jeden z twórców serialu „Gra o tron” w ostatnich miesiącach musiał radzić sobie z ostrą krytyką i „Bliźniak” zdecydowanie tej sytuacji nie poprawi. Wydaje się też, że we wszystkich technologicznych nowinkach ostatecznie pogubił się Ang Lee. Niewiele zostało w nim z wnikliwego obserwatora ludzkiej psychiki znanego z prac nad „Tajemnicą Brokeback Mountain”.

REKLAMA

Przy czym dodatkowym problemem „Gemini Man” jest to, że film Lee traktuje się niezwykle poważnie i na serio. Pomimo momentami niezwykle dziecinnego scenariusza i komediowej natury wielu ról Willa Smitha, niezwykle dużo tutaj ponurej atmosfery i moralnych dylematów. Niestety, żaden z tych elementów nie dostaje wystarczająco dużo czasu i miejsca, żeby móc wyrosnąć ponad przeciętność. A przecież można założyć, że ambicje twórców były większe niż stworzenie dzieła, które można obejrzeć, jeśli akurat nic innego nie leci w telewizji, a wieczór jest bardzo leniwy.

„Bliźniak” jest już dostępny w polskich kinach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA