Jak pokonać Thanosa? Wystarczy się z nim zakumplować. Nowy serial Marvela kompromituje Iron Mana
Na platformie Disney+ zadebiutował dziś 2. odcinek animowanego serialu „What If...?”, który wchodzi w skład Marvel Cinematic Universe. Nowość wywołała spore zamieszanie, gdy okazało się, że Thanos występuje tam jako jeden z bohaterów. Czego było potrzeba, żeby zreformować Szalonego Tytana? Odrobiny kumpelskiej postawy.
Najnowszy z seriali Marvel Cinematic Universe to szalona opowieść o alternatywnych scenariuszach, które mogłyby przydarzyć się superbohaterom takim jak Kapitan Ameryka czy Iron Man. Na start okazję, by pokazać nową twarz dostały jednak głównie postacie drugiego planu. Premierowy odcinek „What If...?” pokazał Peggy Carter jako Kapitan Brytanię, a kolejny koncentruje się na kosmicznej historii z T'Challą w roli głównej. Książę Wakandy znany z głównego uniwersum jako Czarna Pantera w animowanym serialu zostaje przypadkiem porwany przez Ravagers zamiast Petera Quilla. Dlatego to on finalnie przybiera miano legendarnego pirata i awanturnika Star-Lorda.
Wszystko to jest oczywiście dosyć nieszkodliwą rozrywką, która średnio trzyma się sensu, ale ma pewien powab. Zastanawianie się nad pytaniem „Co by było gdyby?”, to w końcu część ludzkiej natury. Marvel postanowił jednak pójść o krok dalej i prawdziwie zaszaleć. Fani filmowego uniwersum w ostatnich latach narzekają sporo na fakt, że MCU bez Iron Mana, oryginalnego Kapitana Ameryki i Thanosa to już nie to samo. Dlatego uznano, że kosmiczna opowieść z T'Challą w roli głównej świetnie nadaje się na powrót Szalonego Tytana. A ponieważ „What If...?” przedstawia alternatywne rzeczywistości, to widzowie dostali Uczynnego Tytana.
Co sprawiło, że Thanos porzucił swój plan i stał się dobry? Krótka kumpelska rozmowa ze Star-Lordem.
Okazuje się, że powstrzymanie ludobójstwa na galaktyczną skalę nie wymaga wcale zebrania olbrzymiej armii, posiadania mocy Rękawicy Nieskończoności czy ostatecznego poświęcenia ze strony Tony'ego Starka. Iron Man pewnie czuje się teraz okropnie głupio, ale wcale nie trzeba było umierać za sprawę. Wystarczyło zasiąść z Thanosem do gwiezdnego piwa i pogadać z nim otwarcie jak facet z kosmitą. Twórcy 2. odcinka „What If...?” nie pokusili się o odpowiedź na pytanie, jaki był ten „dobry argument” użyty przez T'Challę, ale jak widać wystarczył do przekonania Szalonego Tytania. Ba, Thanos poczuł się tak wdzięczny za otworzenie mu oczu, że dołączył do ekipy Star-Lorda i stał się jego przybocznym.
- Czytaj także: Kim są Eternals, którzy wkrótce dostaną własny film od Marvel Studios? Thanosa wiążą z nimi więzy pokrewieństwa i nienawiści.
Fani Marvel Cinematic Universe podzielili się w swojej ocenie nowego Thanosa. Część widzów uważa „What If...?” za niewinną rozrywkę, która nikomu nie szkodzi i ma po prostu bawić bez wielkich zobowiązań. Z tego powodu nawet jeśli alternatywne scenariusze nie mają wiele sensu, to nie stanowi to żadnego problemu. Inni odebrali powyższą scenę znacznie poważniej i otwarcie kpią w komentarzach. Można tam przeczytać chociażby, że Thanos dał się nabrać na tzw. talk no jutsu. To memiczne określenie pochodzi oryginalnie od czytelników „Naruto”, którzy takim mianem określili sceny, gdy główny bohater przekonywał dotychczasowego wroga do współpracy gadką o przyjaźni i miłości.