Serial „What If…?” od Marvela pokazuje, co by było, gdyby Kapitan Ameryka była kobietą
„What If…?” to nowy serial w ofercie Disney+. Twórcy animacji przedstawiają w niej alternatywne rzeczywistości, w których historia potoczyła się inaczej niż w filmach z cyklu MCU. Niestety w pierwszym odcinku poświęconym Kapitan Carter, która przyjęła serum super-żołnierza zamiast Steve’a Rogersa, scenarzyści się nie wysilili.
OCENA
Uwaga na spoilery z serialu „Loki” oraz innych promocji z cyklu MCU.
Kilka tygodni temu w serialu „Loki” byliśmy świadkami narodzin multiwersum. Ten, Który Pozostaje przyznał się, że odpowiada za stworzenie Świętej Linii Czasu i odebranie ludziom wolnej woli. Każde odstępstwo od normy, które mogłoby poskutkować powstaniem nowej rzeczywistości, było tłumione w zarodku przez organizację TVA (Time Variance Authority), a odpowiedzialnych za to ludzi (i nie tylko) nazywano wariantami i rzucano na pożarcie Aliothowi.
Sylvie, czyli żeński wariant Lokiego, pod koniec serialu zabiła Tego, Który Pozostaje, co doprowadziło do uwolnienia nowych linii czasowych, w których niektóre wydarzenia mogły potoczyć się inaczej niż w oglądanych przez nas przez ostatnie lata filmach. Nowa animacja Marvel Studios pozwala nam zajrzeć oczami niejakiego Watchera, który „podgląda, ale nie interweniuje”, do kilku takich alternatywnych światów, które w znacznym stopniu różnią się od tego, co znamy z MCU…
Pierwszy odcinek „What If…?” poświęcono Kapitan Carter.
Od razu widać, że twórcy zakładają, iż widzowie znają film „Kapitan Ameryka”. Po krótkim wprowadzeniu zaczynają od sceny, w której Steve Rogers szykował się do przyjęcia serum super-żołnierza. To właśnie tutaj nastąpił rozłam linii czasu w wyniku decyzji podjętej przez agentkę Carter. Kobieta została na sali, zamiast ją opuścić, co na zawsze zmieniło bieg historii — młody chłopak, który miał zostać Kapitanem Ameryką, został postrzelony. A ktoś go musiał zastąpić.
Howard Stark nie był gotów wejść do maszyny wstrzykującej serum, a Peggy, niewiele myśląc, zajęła miejsce Steve’a. Po przejściu procedury nie stała się jednak maskotką amerykańskiej armii, gdyż w czasach II wojny światowej rola kobiet w społeczeństwie była inna. Carter się jednak nie poddała i wykonywała z grubsza te same misje, co Steve Rogers — z tą różnicą, że nie wzbraniała się przed zabijaniem nazistów. Na koniec nazwała samą siebie Kapitan Carter.
Szkoda jednak, że scenarzyści „What If…” się nie wysilili.
Co prawda w odcinku pojawił się nawet swoisty protoplasta Iron Mana, gdyż Howard Stark przygotował na bazie Tesseractu zbroję dla chuderlawego i dochodzącego do siebie po postrzale Steve’a Rogersa, którego okrzyknięto potem „H.Y.D.R.A. Stomperem”, ale fabuła kroczyła z grubsza tym samym torem, co film „Kapitan Ameryka”. Dotyczy to nawet zakończenia — z tą różnicą, że Agentka Carter została uwięziona na 70 lat w jakimś innym wymiarze, a nie w lodzie.
Oczywiście nie jest wykluczone, że istnieje fabulrne wyjaśnienie tych zbieżności fabularnych pomiędzy filmem i animacją. Nie zdziwiłbym się, gdyby scenarzyści uznali, że z jakiegoś powodu alternatywne rzeczywistości w Marvel Cinematic Universe same z siebie próbują powrócić do status-quo wyznaczonego przez Świętą Linię Czasu pomimo podjęcia przez bohaterów decyzji, które zmieniają ich koleje losu. Niestety tutaj możemy jedynie spekulować w oczekiwaniu na kolejne odcinki.
Mam nadzieję, że kolejne epizody „What If…” pokażą nam efekt motyla w pełnej krasie.
Już w tym odcinku miłym zaskoczeniem był humor, który przypadł udziale postaci Bucky’ego Barnesa, a do tego w rysunkach i dialogach sporo było easter-eggów, ale po seansie mimo to czułem niedosyt. Liczę na to, że w kolejnych epizodach scenarzyści sobie pofolgują i zaczną tworzyć w pełni autorskie historie i nie dojdzie do tego, że każdy z odcinków będzie swoistym remakiem jednego z poprzednich filmów. Na dłuższą metę byłoby to nudne i odtwórcze.
Trudno też na ten moment powiedzieć, czy bohaterowie kolejnych epizodów, wśród których oprócz agentki Carter są Tony Stark współpracujący z Kilmongerem, Peter Parker polujący na zombie i T’Challa ratujący galaktykę w zastępstwie Petera Quilla, spotkają się kiedyś i stworzą np. nową formację Avengers, czy też antologia pozostanie oderwanym od MCU zbiorem alternatywnych historii. Coś tak przez skórę jednak czuję, że „What If…?” może być wstępem do czegoś większego…