"Pinokia" nigdy za wiele. Ten nowy od Netfliksa zapowiada się obłędnie

Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.

Doprawdy, nie mam pojęcia, jak Netflix upchnął te wszystkie potencjalne hity w jednym miesiącu. Ważne jednak jest to, że platforma w grudniu nudzić nam się nie pozwoli. Już to zresztą udowodniła, bo w tym tygodniu co chwilę atakowała nas głośnymi tytułami. Dostaliśmy polskie "Pewnego razu na krajowej jedynce", "Trolla", czy "Kochanka Lady Chatterley". A przecież serwis dopiero się rozkręca.

W przyszłym tygodniu użytkownicy platformy Netflix szczególną uwagę powinni zwrócić na 2. sezon koreańskiego "Domu z papieru" i "Pinokia". Tak, "Pinokia". Tak, kolejnego. Ale - uwierzcie mi - w tym wypadku od przybytku was głowa nie rozboli.

Nie ma sensu nawet próbować zliczyć ile adaptacji "Pinokia" już powstało. Kino regularnie sięga po powieść Carlo Collodiego. Całkiem niedawno zrobił to Robert Zemeckis, prezentując nam aktorską wersję klasycznej animacji Disneya. To było we wrześniu. Trzy miesiące przerwy i zobaczymy historię drewnianego chłopca w ujęciu Guillermo del Toro.

Del Toro wraz z Markiem Gustafsonem postanowili przedstawić dobrze znaną nam opowieść w formie animacji poklatkowej. Prezentuje się to obłędnie. Możecie się o tym przekonać już po samym zwiastunie:

Del Toro zapowiadał swoją wersję "Pinokia" jeszcze w 2008 roku. Projektu nie udało się jednak rozwinąć. Kolejne informacje na jego temat pojawiły się więc w 2017 roku. I... wtedy też nie poszło jak trzeba. Dopiero rok później przejął go Netflix i doprowadził do końca. Wszystko wskazuje na to, że warto było tyle czekać.

Krytycy mieli już okazję obejrzeć film i się nim zachwycić. Na agregatorze recenzji Rotten Tomatoes ma on 97 proc. pozytywnych opinii. Według werdyktu jest wizualnie oszałamiający i skupia się na mrocznych aspektach materiału źródłowego.