REKLAMA

"Dom z papieru: Korea" jest lepszy od oryginału. Wyjaśniam dlaczego

Czy ten remake był w ogóle potrzebny. "Dom z papieru: Korea" to nowa wersja piekielnie popularnego hiszpańskiego serialu, który z tamtejszej telewizji trafił na Netfliksa. Muszę przyznać, że nowa wersja podoba mi się bardziej, choć różnice są raczej niewielkie.

dom z papiero korea online
REKLAMA

"Dom z papieru: Korea" to remake jednego z najpopularniejszych seriali w historii Netfliksa. Nie wiem, czy nowa produkcja powtórzy sukces oryginału, ale jestem przekonany, że pierwsza część sezonu nabije serwisowi sporo wyświetleń. Zwłaszcza, że mimo szeregu bliźniaczych podobieństw, pod wieloma względami wypada nieco lepiej.

REKLAMA

Sześć odcinków serialu "Dom z papieru: Korea" wpadło dziś do oferty Netfliksa. Wyprodukowanie remake'u zaledwie kilka lat po premierze pierwszej odsłony hiszpańskiego oryginału niektórym może wydawać się zastanawiającym zabiegiem, ale jest w tym całkiem sporo sensu. Po pierwsze - wygłodniali fani europejskiej wersji z pewnością rzucą się na tę koreańską (przynajmniej z ciekawości). Po drugie, lokalne produkcje Netfliksa (na czele z koreańskimi właśnie) oglądają się świetnie - nie wątpię, że również w tym przypadku serwis może liczyć na potężne zainteresowanie mieszkańców Azji.

Dom z papieru: Korea - recenzja serialu Netfliksa

Jest rok 2025. Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna oraz Korea Południowa ogłaszają koniec wojny. Oba państwa zgodziły się zawrzeć obustronną unię gospodarczą i wprowadzić wspólną walutę. Można też swobodnie podróżować między krajami. Woo-jin Seon (która wkrótce otrzyma pseudonim Tokio) jest członkinią armii Korei Północnej - gdy tylko kończy służbę, wyrusza do Seulu. Pragnie spełnić swój "koreański sen" - niestety, nadzieje jej i wielu innych podróżnych okazują się płonne. Z czasem po obu stronach pojawią się osoby, które rzekomo dorobiły się na nowym, wschodzącym rynku, jednak zdecydowana większość obywateli północy musi liczyć się z rosnącą niechęcią południowców. Jak można się domyślać, kieszenie napchali sobie przede wszystkim ci, którym już wcześniej nie brakowało pieniędzy.

Przybysze są wykorzystywani zawodowo i spychani na margines; Woo-jin Seon została oszukana, a ostatecznie, by spłacić długi, zmuszona do spełniania zachcianek gości pewnego klubu. Mierząc się z podłością szemranego szefostwa, bohaterka dochodzi do wniosku, że w tym nowym świecie to złodzieje wciąż zarabiają w najlepsze. Dlaczego zatem nie miałaby do nich dołączyć?

Rok później odnajduje ją tajemniczy mężczyzna, każący nazywać się Profesorem. Resztę już znacie - protagonistka dołącza do grupy zdolnych złodziei pochodzących z obu Korei (wracają znane z oryginału pseudonimy). Razem przywdziewają maski Hahohe (uważane za obiekty religijne, ale umożliwiające też naśmiewanie się z rządzących bez konsekwencji) i dokonują napadu na Wspólną Mennicę.

Dom z papieru: Korea

"Dom z papieru: Korea" pełen jest fabularnych podobieństw do "La Casa De Papel".

Jednak twórcom w pewnym stopniu udało się uniknąć wrażenia męczącej wtórności. Oczywiście, to wciąż ta sama historia, a większość zwrotów akcji już widzieliśmy - z drugiej strony problemy systemowe i społeczne, które w oryginale stanowiły zaledwie tło dla całej tej sensacyjnej telenoweli, są tu znacznie bardziej uwypuklone. Opowieść została zręcznie przeniesiona na grunt koreański - pozostaje uniwersalna w przekazie, ale niepozbawiona elementów charakterystycznych i ściśle powiązanych z polityką i kulturą miejsca akcji.

Choć część postaci - na czele z Tokio - wydaje mi się w tej wersji najzwyczajniej w świecie ciekawsza (a z pewnością mniej irytująca i stroniąca od podejmowania frustrująco niedorzecznych decyzji), a odmienny język, kultura i zmiany w strukturach znanego nam świata odświeżają ten format, w końcu każdego ze znających oryginał widzów dopadnie nieprzyjemne uczucie powtórki z rozrywki. Wydaje mi się zatem, że miłośnicy oryginału nie przekonają się do nowej wersji. Przywiązanie do lubianych bohaterów i główna oś fabularna, która nie proponuje żadnych ciekawych modyfikacji (większość nowości dotyczy pomniejszych wątków i backstory postaci), mogą złożyć się na rozczarowanie seansem. Szkoda, że zarysowując tak ciekawą bazę świata z niedalekiej przyszłości scenarzyści nie zdecydowali się poświęcić mu nieco więcej uwagi.

REKLAMA

Niestety: o ile to, co dzieje się nieco bardziej na marginesie tej historii, wypada nie tylko ciekawiej, lecz także bardziej wiarygodnie (a przecież wprowadzono tam potężny element fikcji), o tyle główny wątek po kolei odhacza rozdziały hiszpańskiej wersji. Pewnym problemem jest też tempo - oryginał gnał na złamanie karku, a wersja koreańska, odbębniwszy dynamiczny prolog, mocno zwalnia. Widzowie, którzy nie przepadają za pędzącym na łeb, na szyję biegiem wydarzeń, mogą być zadowoleni - fani oryginalnej formuły raczej się rozczarują. Zwłaszcza, że każdy z sześciu odcinków (na Netflix wpadła pierwsza połowa sezonu - data premiery drugiej części nie została ujawniona) trwa odrobinę za długo (od 63 do 78 minut).

Poza tym to w sporej mierze ten sam komplet wad i zalet - jeśli ktoś nie lubi wersji hiszpańskiej, najpewniej i od tej się odbije. Zastanawiałbym się natomiast, czy widzom nieznającym serialu nie polecić właśnie remake'u, który rozgrywa się w ciekawszych okolicznościach. Sukces produkcji stoi pod dużym znakiem zapytania - Netflix może liczyć na widownię azjatycką, obawiam się jednak, że fani oryginału, którzy teraz rzucą się na koreańską wariację, dość szybko ją porzucą. Pozostaje im czekać na zapowiedziane spin-offy.

Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA