Rian Johnson trolluje fanów Gwiezdnych wojen. Reżyser Ostatniego Jedi toczy wojnę z całym fandomem
Ostatni Jedi to film, który podzielił środowisko wielbicieli Gwiezdnych wojen. Fani gwiezdnej sagi nie znoszą filmu Riana Johnsona z wielu różnych powodów, czasem wzajemnie się wykluczających. Disney nie przejmuje się jednak tymi opiniami i uczynił Johnsona autorem następnej trylogii. A ten jest w pełni świadom swojej władzy i z radością trolluje swoich przeciwników.
Rian Johnson według części krytyki jest wizjonerem, który wlał życie w skostniałe uniwersum Gwiezdnych wojen. Znaczna większość fanów uważa jednak, że reżyser Ostatniego Jedi stworzył film fabularnie niechlujny, przepełniony sztuczną poprawnością polityczną i co najważniejsze obrażający postaci Luke'a Skywalkera i Leii Organy. Internet wręcz roi się od materiałów opisujących wszystkie najgorsze cechy filmów, od tych bardzo konkretnych, po całkowicie wyssane z palca.
W swoich atakach niektórzy „fani” posuwali się za daleko i dręczyli aktorki wcielające się w role Rose i Rey. Bardzo prawdopodobne, że gniew fanów odbił się także na wynikach finansowych filmu Han Solo: Gwiezdne wojny – historie. Jeśli wierzyć doniesieniom portalu Collider, Disney wyciągnął z tego doświadczenia bardzo dziwne wnioski.
Firma założona przez Walta Disneya chce na jakiś czas zrezygnować z realizacji filmowych spin-offów.
Osoby pracujące nad (nigdy niepotwierdzonymi oficjalnie) filmami o Obi-Wanie Kenobim i Bobie Fetcie zostały podobno zwolnione z tworzenia tych projektów. Zamiast tego Disney chce się skoncentrować na nowych trylogiach. Jedną z nich stworzą pomysłodawcy serialu Gra o tron, a drugą... właśnie Rian Johnson.
Jeśli właśnie taki jest plan Disneya na odbudowanie marki Star Wars, to bardzo prawdopodobne, że czeka ich srogi zawód. Spin-off o Hanie Solo nie był złym filmem, ale średniej jakości marketing i wciąż żywy gniew fanów (film miał premierę ledwie kilka miesięcy po Ostatnim Jedi) doprowadziły do klęski w box office.
Tylko dwie rzeczy mogą złagodzić wściekłość fandomu – fantastyczny IX epizod Gwiezdnych wojen lub poważne zmiany personalne na szczycie Lucasfilm.
Pierwsza opcja na ten moment wydaje się mało prawdopodobna. Dotychczasowe filmy Star Wars stworzone pod batutą Disneya albo podchodziły do tematu bardzo konserwatywnie, albo bardzo chaotycznie. Przebudzenie Mocy było dosyć bezczelnym powieleniem oryginalnej sagi, Łotr 1 i Han Solo opowiadały historie, które wszyscy fani dawno znali, a Ostatni Jedi to było piramidalne nieporozumienie.
Jakiś czas temu media obiegła informacja o planowanym zwolnieniu Kathleen Kennedy z funkcji szefowej Lucasfilmu, ale na ten moment wciąż pełni ona swoją rolę. Również Rian Johnson nie zamierza w żaden sposób przepraszać czy kajać się za swój film. Wręcz przeciwnie, wciąż trzyma się swojej wersji i otwarcie szydzi ze swoich krytyków.
Fani Gwiezdnych wojen z lubością wysyłają sobie wideo ze spotkań promocyjnych, na których Johnson krzyczy na wstawiającego się za fanami Marka Hamilla. Reżyser Ostatniego Jedi wykpił też twitterową inicjatywę Remake The Last Jedi. Jej autorzy to rzekomo grupa wpływowych producentów, którzy są gotowi wyłożyć własne pieniądze na przerobienie Ostatniego Jedi. Johnson tak bardzo popiera tę inicjatywę, że niemalże błaga na kolanach o realizację tego przedsięwzięcia. Oczywiście to z jego strony czyste szyderstwo.
Trudno nie oprzeć się jednocześnie wrażeniu, że w Disneyu panuje prawdziwy chaos informacyjny związany z Gwiezdnymi wojnami. Według doniesień serwisu MovieWeb firma nie chce podejmować dalszego ryzyka związanego z zatrudnianiem młodych i niedoświadczonych reżyserów. Zamiast tego chce stawiać na doświadczonych filmowców. Ale czy do takich można zaliczyć Riana Johnsona? Wszystko to składa się na obraz pełen paniki i niejasnych, podjętych w pośpiechu decyzji. Czy w takiej sytuacji kogokolwiek dziwi klapa Hana Solo: Gwiezdne wojny – historie?