Czeka nas "Wiedźmin" ery TikToka? Internet pożarł Bagińskiego za słowa "Im młodsi widzowie, tym logika jest mniej istotna"
"Wiedźmin" od ponad tygodnia budzi olbrzymie spory nie tylko w Polsce i to się prędko nie zmieni. Portal Reddit od wczoraj bucha gorącym ogniem, a wszystkiemu zawinił Tomasz Bagiński. W udzielonym przed producenta wywiadzie padło kilka bardzo kontrowersyjnych stwierdzeń na temat młodych widzów, TikToka i 2. sezonu serialu.
Na temat 2. sezonu "Wiedźmina" powiedziano i napisano już w ostatnich dniach bardzo wiele. Wszyscy wiemy już o zabiciu uwielbianego przez fanów najstarszego przyjaciela Geralta, pojawieniu się tajemniczej Voleth Meir czy ewoluujących potworach i nowym wątku związanym z koniunkcją sfer. Wszystkie wspomniane wątku są powiązane z najważniejszym tematem, czyli olbrzymiej liczby zmian względem "Krwi elfów" Andrzeja Sapkowskiego. I choć w internecie nie zabrakło obrońców kierunku obranego w 2. części przez Lauren S. Hissrich i Tomasza Bagińskiego, to liczba krytyków produkcji rośnie z każdym dniem.
Sytuacji nie poprawił sam Tomasz Bagiński, który w trakcie rozmowy z Karolem Paciorkiem na kanale Imponderabilia powiedział sporo rzeczy, które oburzyły fanów "Wiedźmina". Nagranie wywiadu pojawiło się na YouTubie 19 grudnia, ale afera wybuchła tak naprawdę dopiero na początku bieżącego tygodnia. Stało się tak za sprawą użytkownika wiedźmińskiego Reddita o nicku Any-Agent4270. Wrzucił on (lub ona) 48 sekundowy fragment z filmu Paciorka, w którym Tomasz Bagiński opowiada o zmieniającej się na naszych oczach widowni:
"Wiedźmin" dobitnie pokazuje w 2. sezonie, że logika dla jego twórców nie była zbyt istotna.
Dlatego właśnie fani książek Andrzeja Sapkowskiego i gier CD Projekt RED zareagowali tak żywiołowo na Reddicie oraz pod wywiadem opublikowanym na YouTubie. Patrząc na wrzucane przez nich komentarze, nie trudno zauważyć, że poczuli się oszukani i potraktowani jak idioci. Nie powodu pojawiły się też porównania do słynnej deklaracji showrunnerów "Gry o tron", którzy zrezygnowali z fantastycznych elementów historii, by przyciągnąć przed ekrany matki i graczy NFL.
Tomasz Bagiński w oczach wielu osób wpisał się powyższymi słowami w trend robienia coraz prostszych i głupszych produkcji dla masowego odbiorcy. Takich, w trakcie których nikt nie będzie musiał zastanawiać się nad skomplikowanymi dylematami moralnymi ani odwołaniami do klasyki fantasy. Nowy sezon "Wiedźmina" roi się od idiotycznych momentów, więc fanom łatwo było uwierzyć w podobne nastawianie Bagińskiego i Hissrich. Gdzieś w tej fali wściekłości i kpin zagubiły się jednak rzadkie próby występowania w obronie producenta 2. sezonu. Dosyć słusznie wskazywały one, że wycięcie niecałej minuty z trwającego prawie 2 godziny wywiadu pozbawia wypowiedź filmowca niezbędnego kontekstu.
Tomasz Bagiński zasłużył i nie zasłużył na pożarcie żywcem przez Reddita. Warto wysłuchać całej jego wypowiedzi.
W trakcie rozmowy z Karolem Paciorkiem polski twórca nie ukrywa, że na planie "Wiedźmina" niewiele osób miało jakiekolwiek pojęcie o książkach Sapkowskiego. Potwierdza też intencję twórców produkcji, którzy zdecydowali się na wprowadzenie licznych zmian względem oryginalnej opowieści. Zdaniem Bagińskiego były one natomiast uzasadnione i nie naruszały ducha historii wymyślonej przez Sapkowskiego. Z tym ostatnim stwierdzeniem wielu widzów się oczywiście nie zgodzi, ale to poboczna kwestia:
Staraliśmy się unikać zmian co do ducha historii i powieści. Ale rzeczywiście jest sporo zmian dotyczącej samej fabuły. Głównie związanych z tym, czego w książce nie ma. Albo z tym, co należałoby tam rozbudować. Tymi wątkami, które nie dają się przepisać jeden do jednego. U Sapkowskiego w każdym tomie mamy jedną dużą kulminację, jeden zwrot akcji na tom. Czasem dwie (...) W serialu ośmioodcinkowym potrzebujemy kulminacji i zwrotu akcji osiem razy. Na każdy odcinek
- wyznał Tomasz Bagiński.
Nie mam zamiaru ukrywać, że fundamentalnie nie zgadzam się z takim nastawieniem twórcy. Prowadzi ono w mojej opinii do zaburzenia naturalnego toku historii i wprowadzenia do niej sztucznych elementów w obawie, żeby przypadkiem widz się zaznał nudy. To zaś świadczy dobitnie o braku wiary wobec siły prozy Andrzeja Sapkowskiego. Bagiński wprost stwierdza, że z tego powodu twórcy dorzucali w każdym odcinku dodatkową walkę z potworem czy potyczkę z ludzkimi przeciwnikami (głównie Riencem).
Wyobraźmy sobie analogiczną sytuację w "Grze o tron". Gdy nagle w środku rozmowy między Tyrionem a Varysem czy Jonem Snow i Samwellem Tarlym Nocny Król teleportował do środka komnaty kilku Biały Wędrowców. Jak by to wyglądało, jeśli nie idiotycznie? Konflikty muszą wypływać naturalnie z toku opowieści, inaczej mają efekt odwrotny od zamierzonego. Tego twórcy "Wiedźmina" zdają się jednak za nic nie rozumieć.
Tomasz Bagiński przyznaje też, że "Wiedźmin" nie poddał się jeszcze w pełni naciskowi widzów ery TikToka.
Producent "Wiedźmina" mówi w rozmowie z Paciorkiem o szerszym trendzie, który ma już miejsce. Nie chodzi tylko o "Wiedźmina", to zaledwie punkty wyjścia do znacznie bardziej ogólnej dyskusji. Samo odejście od liniowej narracji i "książkowego" budowania historii na rzecz większej fragmentaryczności jest jednak w opinii filmowca nieuniknione, lecz jego intensyfikacja czeka nas dopiero w przyszłości. Osobiście mam co do tego ogromne wątpliwości.
Propagowana przez Tomasza Bagińskiego wizja opiera się głównie na kontrowersyjnym tekście Jacka Dukaja. Nie jest to czas ani miejsce, by mocniej pochylić się nad "Po piśmie", ale pada tam wiele bardzo daleko posuniętych wniosków. Bazujących często na nadinterpretacjach zachowań odbiorców należących do dwóch najmłodszych pokoleń. Dlatego właśnie Tomasz Bagiński jednocześnie zasłużył i nie zasłużył na internetowe baty spadające na jego głowę w ostatnich godzinach. Jego słowa nie odnosiły się bowiem stricte tylko do "Wiedźmina" i nie miały na celu usprawiedliwienia jego jakości. Ta część krytyki opiera się na wyrwaniu fragmentu wypowiedzi z kontekstu.
Jednocześnie trudno mi bronić Polaka, bo w jego patrzeniu na relację między twórcą i widzem jest coś wyniosłego. Nawet gdy mówi o tym, że w przyszłości tylko twórcy będą rozumieć istotę skomplikowanej narracji, de facto trochę uwłacza odbiorcom. Dlaczego niby miałoby to być tylko domeną specjalistów? I jak to ma się do nieliniowego i niechronologicznego 1. sezonu "Wiedźmina", która za ten element był krytykowany na całym świecie i przez wszystkich? Chętnie usłyszałbym odpowiedzi na te pytania, ale obecnie chyba bardziej współczuję polskiemu producentowi. Obrona słabego serialu zawsze wymaga fikołków i nigdy nie jest zbyt trwała. Bo naprawdę szczerze wątpię, by Netflix chciał użyć na plakacie 3. sezonu podsumowujących dyskusję słów Tomasza Bagińskiego: "Wiedźminowi jeszcze nie grozi kompletne rozsypanie". Nic tylko oglądać.