"Wiedźmin" budzi od kilku dni wielkie emocje i spory, dlatego w tracie wigilijnej kolacji może się okazać najczęściej dyskutowanym tematem w polskich domach. Boicie się, że rodzina będzie pełna apologetów Lauren S. Hissrich? Potrzebujecie odpowiedzi na argument: "Nie podoba ci się, bo nie jest tak jak chciałeś"? Lista najgłupszych momentów z 2. sezonu "Wiedźmina" bardzo wam się w takiej sytuacji przyda.
Spór o "Wiedźmina" trwa już od 17 grudnia i nic nie wskazuje na to, by miał się prędko zakończyć. Warto oczywiście poznać argumenty obu stron, bo tylko w taki sposób można prowadzić cywilizowaną dyskusję na poważnie. Nie zmienia to natomiast faktu, że liczba idiotycznych scen i wątków w 2. sezonie serialu poraża. Wybraliśmy te, które zrobiły na widzach największe wrażenie.
Wiedźmin 2. sezon - najgłupsze momenty z nowych odcinków serialu:
"Wiedźmin" ma oczywiście swoje mocne strony. Henry Cavill nadal dźwiga serial na swoich barkach i samą charyzmą jest w stanie dać widzom sporo przyjemności. Nawet ja jestem to w stanie przyznać bez bicia, choć nie do końca podoba mi się kierunek obrany przez brytyjskiego aktora. Pojedyncze plusy nie mogą jednak przesłonić powodzi minusów. Bo to, co się w 2. sezonie "Wiedźmina" udało, nie niweluje licznych słabości produkcji. Zbyt wiele scen jest po prostu głupich.
Wiedźmini zapraszają prostytutki do tajnej warowni
Kaer Morhen to dla wiedźminów Północy jedyna w pełni bezpieczna przystań. To u boku Vesemira jest prawdziwy dom Geralta, Eskela czy Lamberta, choć wielu z nich nie przyznałoby tego otwarcie. Bezpieczeństwo wiedźmińskiego siedliszcza w dużej mierze jest uzależnione od sekretności jego lokalizacji. Walające się po Kaer Morhen kości wiedźminów zabitych w trakcie najazdu na warownię mają o tym przypominać.
Dlatego moment z 2. odcinka, w którym wiedźmini zapraszają do siedliszcza grupę prostytutek, jest tak dziwaczny i przeraźliwie krótkowzroczny. Jaki łowca potworów przy zdrowych zmysłach zdecydowałby się na tak ryzykowny krok? Skąd w ogóle te kobiety przybyły, skoro Kaer Morhen leży gdzieś na pustkowiach Kaedwen? I przede wszystkim, czy ich pojawienie się dodało cokolwiek do fabuły? Żadna nie pełni w epizodzie wielkiej roli, wszystkie błyskawicznie znikają i tyle je widzimy. Nie ma to jak zniszczyć logikę własnego świata przedstawionego za sprawą sceny, która nie gra żadnej roli w opowiadanej historii.
Rience wyskakuje jak pokemon z trawy
Twórcy 2. sezonu "Wiedźmina" mają tendencję do wyciągania znikąd zagrożenia dla Geralta i Ciri, gdy tylko boją się, że odcinek może zacząć nudzić widzów. W przypadku pojawiających się tu i ówdzie potworów zostało to przynajmniej w jakiś sposób wytłumaczone, zupełnie inaczej niż nagłe pojawienie się Rience'a w Kaer Morhen. Mag-renegat wyskakuje na niczego niespodziewających się Triss i Vesemira (gdzie podziały się słynne wiedźmińskie zmysły?) niczym pokemon z wysokiej trawy.
Niemal identyczna sytuacja powtarza się jakiś czas później, gdy Rience w otoczeniu grupy uzbrojonych napastników nagle pojawia się w świątyni Melitele. Czy nikt ich po drodze nie zauważył? O tak, sobie tam wparowali bez żadnego oporu? U Sapkowskiego byłoby to niemożliwe, bo w sadze świat istnieje i normalnie funkcjonuje poza głównymi bohaterami. W serialu Netfliksa cały Kontynent zamiera i ugina się pod naporem fabuły. Na szczęście w tym drugim wypadku da się przynajmniej wyjaśnić, skąd Rience wie, gdzie szukać Geralta i Ciri. Vesemir w jego obecności wspomina bowiem imię Nenneke, zapewne powszechnie znane. Nie zmienia to natomiast faktu, że każdemu pojawieniu się Rience'a w 2. sezonie powinien towarzyszyć muzyczny singiel doskonale znany fanom serii "Pokemon".
Test na szpiega według Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Aretuzie
Nowy sezon "Wiedźmina" doczekał się wielu negatywnych komentarzy na temat swojej sceny politycznej i wszelkich intryg tworzonych przez członków Kapituły Czarodziejów. W pełni zasłużenie, bo właściwie żaden z tamtejszych wątków nie został należycie zawiązany i przeprowadzony. Nic nie jest jednak w stanie pobić swoją głupotą wątku z Yennefer i szpiegowaniem na rzecz Nilfgaardu. Czarodziejka przybywa do Aretuzy później od innych i prosto z niewoli Czarnych, więc część jej oponentów wątpi w jej wierność Nordlingom. Ma to jakiś sens, bo przynajmniej na papierze Nilfgaard nic nie robi przypadkowo.
- Czytaj także: Mało wam głupich decyzji w serialach Netfliksa? Sprawdźcie nasz tekst o największych idiotyzmach "Domu z papieru".
Problemem okazuje się sposób, w jaki Yennefer ma udowodnić swoją niewinność. Otóż magowie wymyślają, że powinna ona zamordować pojmanego pod Sodden Cahira, bo nie udało im się go złamać i wydobyć z jego umysłu pożytecznych informacji. Co właściwie udowodni śmierć Cahira? Lojalność wobec poleceń magów z Kapituły? Przecież to da się udowodnić na dziesiątki sposób, które nie doprowadzą do utraty cennego jeńca. Co więcej, gdyby Yennefer faktycznie była szpiegiem, to czy zabicie mającego pożyteczne informacje o Nilfgaardzie Cahira nie byłoby jednym z jej celów? Przecież Emhyr to człowiek bezwzględny i z pewnością gotowy poświęcić jeden ze pionków.
Jedna mała Próba Traw jeszcze nikomu nie zaszkodziła
W kontekście "Wiedźmina" coraz częściej pojawia się określenie character assasination. Mam natomiast wątpliwości, czy można go używać w przypadku większości postaci z seriali. Może poza Eskelem i z całą pewnością poza Vesemirem. Nestor wiedźminów został w zasadzie całkowicie zrujnowany i nie wyobrażam sobie, by kiedykolwiek miał zostać uratowany ze stanu, do którego doprowadzili go scenarzyści. Vesemir z książek nigdy w życiu nie przeprowadziłby Próby Traw na Ciri. Wiedźmini czuli się w dużej mierze zagubieni w kwestii wychowywania dziewczynki, ale ta jedna rzecz była jasna dla wszystkich.
W serialu Vesemir nie ma oporów, żeby przeprowadzić potencjalnie śmiertelną operację na przybranej córce Białego Wilka. Otwarte pozostaje pytanie, czy specyfik wytworzony na bazie krwi Ciri w ogóle by na nią zadziałał. Potem w sumie jest jeszcze gorzej, bo "Vesemir - potencjalny morderca" staje się "Vesemirem - mordercą", gdy wbija nóż w brzuch opętanej Cirilli.
Mali agenci: Yennefer i Cahir
Ucieczka Yennefer i Cahira z rąk czarodziejów jest momentem niezwykle trudnym do wytłumaczenia. Cały pomysł z zabiciem wartościowego jeńca na oczach wszystkich najważniejszych władców Północy jest tak przeraźliwie idiotyczny, że dominuje nad resztą. Otwarcie można się jednak zastanawiać, czemu właściwie Yen uratowała Cahira? Czemu tylko nie odmówiła morderstwa lub nie uciekła w pojedynkę?
Nie sposób powiedzieć, jaka była jej motywacja, a twórcy nawet na moment nie wracają do tego wątku. Wiele osób w naszej redakcji nominowało do listy największych głupot nieco późniejszy moment, gdy poszukiwani listem gończym Yennefer i Cahir przekradają się przez miasto. Oboje mają wtedy na sobie drogie, kolorowe, idiotyczne peleryny z kapturem. Wystarczy jeden rzut oka na ich właścicieli, by uznać, że mają coś na sumieniu i przed kimś uciekają. Nie ma to jak mistrzowskie wtopienie się w tłum.
Jaskier "zapomniał", że jest genialnym przemytnikiem
Wątek Jaskra pomagającego elfim uchodźcom był dla Netfliksa na tyle ważny, że zamieścił go nawet na liście spoilerów, o których nie wolno było wspominać w przedpremierowych recenzjach 2. sezonu. Trudno powiedzieć dlaczego, bo właściwie nic tutaj nie ma sensu. Trubadur postanawia przemycić Yen, Cahira i grupę elfów na statek, co jest oczywiście bardzo szlachetne, ale jaki jest właściwie jego plan? Rozkazuje im zostać z tyłu i trzymać się ściany, a on pójdzie pierwszy i zrobi to, "w czym jest dobry". Na pytanie Cahira, co "to" jest, Jaskier odpowiada krótko: "Nigdy nie wiem. Dlatego tak dobrze mi idzie".
Brzmi to jak względnie zabawny i sprytny dialog, ale w rzeczywistości nic się za nim nie kryje. Jaskier autentycznie zdaje się nie mieć żadnego planu. Nawet jeśli przekradnie się na statek bez przepustki, to jak pomoże to reszcie się tam dostać? Nie wiadomo. Szybko zresztą okazuje się, że przyjaciel Geralta nie jest wcale taki dobry w przemytniczym fachu, bo daje się sprowokować krytycznemu komentarzowi na temat swojej twórczości. Wtedy jeden z elfów poświęca się, by Jaskier i inni mogli przejść. Po obejrzeniu tej sceny staje się oczywiste, że scenarzyści wymyślili sobie takie, a nie inne zakończenie i nawet nie próbowali ubrać całej wymiany zdań w żadne pozory logiki.
Syndrom 7. sezonu "Gry o tron" i to bez smoków
Podróżowanie w 2. sezonie "Wiedźmina" przypomina to, co widzieliśmy w ostatnich dwóch częściach "Gry o tron". Postaci teleportują się bez ładu i składu po całym Kontynencie i znajdują się w najbardziej dogodnych dla siebie miejscach dokładnie w idealnych momentach. Do tego Żaden mag nijak nie chroni się przed teleportami do własnej sypialni, ale tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia, bo odróże konno trwają bowiem równie krótko. Przejazd z Kaer Morhen do Cintry i z powrotem to kwestia kilkunastu, maksymalnie kilkudziesięciu godzin. Dlatego też w finałowym odcinku, gdy czas faktycznie goni Geralta i Yennefer, utrata czarodziejskich mocy nie jest wcale problemem. Oboje wyruszają konno i błyskawicznie docierają do warowni, gdzie swoje grasowanie zaczęła właśnie zabójcza Ciri. Teleport nie był więc im potrzebny.