Putin policzył gejów w filmach Disneya i zabrakło mu palców u stóp. Ryk wściekłości było słychać w Polsce
W marcu Disney rozpoczął protesty przeciw ustawie "Don't say gay" na Florydzie. Hollywoodzkiemu gigantowi odpowiedział Putin - ustami prokremlowskiej agencji RIA Novosti. Mówił powoli i niewyraźnie, bo w tym samym czasie bezskutecznie próbował zmyć krew ukraińskich kobiet i dzieci z rąk, ale dało się zrozumieć, że "Disney okalecza dzieci". Co jest oczywistą bzdurą, bo wszyscy dobrze wiemy, kto i gdzie okalecza dzieci: zbrodniarz Putin w napadniętej Ukrainie.
Kreml - w przerwie od liczenia strat poniesionych na wojnie w Ukrainie i świętowania skutecznych bombardowań szpitali oraz przedszkoli - postanowił zająć się tematami orientacji seksualnej postaci w bajkach oraz kolorem skóry księżniczek Disneya. Rosyjska agencja RIA Novosti opublikowała tekst atakujący The Walt Disney Company - odnoszący się do protestów pracowników firmy wobec nowej ustawy "Don't say gay" i konfliktu z gubernatorem Florydy, Ronem DeSantisem. Autor felietonu jest ewidentnie zachwycony obrotem spraw w USA.
Ale po kolei. Pod koniec lutego Izba Reprezentantów Florydy przyjęła nową ustawę - jej założenia mają na celu zakaz rozmów na temat orientacji seksualnych i tożsamości płciowej w szkołach podstawowych. Wymagają też, by szkoły informowały rodziców, jeśli dziecko okaże się należeć do mniejszości seksualnej. Tego typu ustawy działają na terenie kilku stanów z silnymi wpływami Partii Republikańskiej (m.in. Oklahoma, Teksas, Luizjana i Missisipi).
Regulację skrytykował m.in. prezydent Joe Biden. Zwraca się uwagę, że jej przyjęcie grozi jeszcze większą liczbą samobójstw i problemów młodzieży LGBT+, która już teraz boryka się ze znacznie wyższym wskaźnikiem zastraszania i prób odebrania sobie życia. Nie wspominając o takich oczywistościach jak konieczność edukowania i uświadamiania młodych osób, które - czerpiąc z niewłaściwych wzorców - mogą kształtować w sobie wypaczone postrzeganie seksualności. Zdaniem wielu specjalistów z zakresu prawa tego typu przepisy łamią prawa człowieka.
"Don't say gay": Disney protestuje
Pracujące dla Disneya osoby LGBT+ skrytykowały firmę za brak sprzeciwu. Wówczas głos zabrał szef The Walt Disney Company, Bob Chapek, publicznie krytykując ustawę i zapowiadając, że firma zakończy udzielanie darowizn o charakterze politycznym na Florydzie. Później w sieci pojawił się list otwarty pracowników i zapowiedź serii protestów przeciw homofobicznemu prawu.
Jak podaje "Vanity Fair", w odpowiedzi Roy DeSantis, gubernator Florydy, zapowiedział ograniczenia dla pracy Disneya w swoim stanie - i podpisał rządowy dokument, który - jego zdaniem - "ochroni wolność słowa mieszkańców tego stanu". Wydał też proklamację, która pozwala stanowym prawodawcom rozważenie zniesienia specjalnego statusu samorządności parku rozrywki Walt Disney World. Zwalnia on Disneya z szeregu przepisów i niektórych podatków oraz opłat. Od ponad 50 lat koncern mógł we własnym zakresie zarządzać użytkowaniem gruntów i infrastrukturą w tzw. "dzielnicy specjalnej" Reedy Creek Development District.
Garść swoich urojeń dorzucił teksański senator Ted Cruz, który zaczął publicznie sugerować, że lada moment będziemy oglądać Myszkę Miki i Psa Pluto w niedwuznacznych sytuacjach, bo przecież hollywoodzki gigant planuje pokazywać dzieciakom animowaną gejowską pornografię. Serio.
Rosjanie mówią: "Disney okalecza dzieci”
To mocne słowa słowa jak na kraj, którego żołnierze w tym samym czasie zabijają i gwałcą małe dzieci. I nagrywają to telefonami, żeby później zarobić w sieci. A jednak - Dmitrij Kosyrew napisał: "W obecnej historii liczy się dla nas nie to, co robią Amerykanie, ale to, co mówią. A mówią dużo i dobrze, zwłaszcza w Teksasie i na Florydzie". To dopiero początek medialnego poklepywania amerykańskich konserwatystów po plecach.
Dalej Putinowski propagandzista wywodził, że z końcem roku studio będzie proponować widzom "nie filmy, a potężne parady gejów" (tu odnosząc się do zwiększenia udziału mniejszości wśród bohaterów kolejnych produkcji). Drążył, że zwrot "chłopcy i dziewczęta" lub "panie i panowie" został zastąpiony hasłem "przyjaciele" lub "marzyciele". Zwracał uwagę, że "w filmach dziewczęta pokroju Królewny Śnieżki, zamiast czekać na księcia, chwytają za miecz i miażdżą królów, autokratów i wrogów demokracji; jednocześnie ich twarze z roku na rok stawały się coraz mniej białe". Dodał, że "wprowadzono parytety rasowe" i rozpoczęto akcję "narzucania matriarchatu całemu światu".
W ten sposób Kosyrew wskazuje, że Rosja tak naprawdę zyskuje na wycofaniu się z niej zachodnich firm (zwłaszcza tych związanych z mediami) - to kolejna cegiełka dołożona do muru oddzielającego atomowe mocarstwo od reszty świata. Bełkot, który ma ułatwić Rosjanom znienawidzenie zgniłego Zachodu i dojście do wniosku, że w gruncie rzeczy dobrze się dzieje.
Autor skonstatował też, że trwa III wojna światowa: "Nie walczymy nawet przeciwko amerykańskim wartościom, bo te, wraz ze starą wersją Disneya, przynależą do przeszłości. Ci, którzy opuścili rosyjski rynek, są inni - z taką kulturą i takimi wartościami łatwo i przyjemnie się rozstać".
Właściwie to samo mogłaby powiedzieć teraz reszta świata, który odciął się od Rosji. Atomowe mocarstwo pod rządami mordercy ukisi się w zalewie propagandy, wrogości i przemocy, chowanych za fasadą bełkotu o "wartościach". Kreml pokazał nam swoje prawdziwe wartości - i to z nimi prawdziwie przyjemnie będzie się rozstać. Raz na zawsze.
Jeśli wkurzył cię Putin, to mam dobrą wiadomość: teraz ty możesz wkurzyć Putina. Przejdź do tego tekstu, wybierz zbiórkę pomocy dla Ukraińców i przelej na nią dowolną kwotę. Nawet 20 zł będzie solą w oku tego zbrodniarza.