Film "Winni", który znajdziecie w ofercie Netflix Polska, nie jest dziełem oryginalnym - to remake duńskiej produkcji z 2018 roku. Nie wszyscy wiedzą, że fabuła filmu "Winni" zainspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami.
"Winni" to nowy przykład hollywoodzkiej przeróbki (czy raczej: hollywoodzkiego odtwórstwa) europejskiego oryginału - i to zaledwie trzy lata po jego premierze. Jest to zarazem kolejny remake w reżyserii Antoine'a Fuqua, w którego portfolio nie brakuje przecież solidnych filmów. "Winni" są właściwie kopią duńskiej produkcji, do której dodano niewiele - nieudolne próby zagęszczenia atmosfery paradoksalnie ją rozrzedzają, wobec czego nieliczne modyfikacje scenariusza działają raczej na niekorzyść opowieści.
Co więcej - o czym przekonuje mój redakcyjny kolega - film uparcie traktuje widzów jak idiotów. Trudno jednak nazwać nowych "Winnych" obrazem nieudanym - jeśli nie znamy oryginału, opowieść powinna nas zaangażować, a świetny Jake Gyllenhaal pomaga jej odrobinę wybić się ponad przeciętność.
Obie wersje opowiadają o byłym policjancie, który stracił pracę i został dyspozytorem ratunkowym. Teraz próbuje ocalić kobietę będącą w poważnym niebezpieczeństwie - wygląda na to, że została uprowadzona. Podczas rozmowy bohater stopniowo zyskuje coraz więcej informacji dotyczących miejsca pobytu kobiety. Co ważne, akcja rozgrywa się w biurze 911, a widz śledzi ją wyłącznie z perspektywy dyspozytora - podobnie jak grany przez Gyllengaala Joe, tak i my nie wiemy, co dokładnie dzieje się po drugiej stronie telefonu.
Winni - film oparty na faktach? Jaka jest prawdziwa historia?
W pewnym sensie film "Winni" jest oparty na faktach. Gustav Möller, reżyser duńskiego oryginału o tym samym tytule, w jednym z wywiadów opowiedział o swoich inspiracjach. Pomysł na film zrodził się po przesłuchaniu 20-minutowego nagrania rozmowy porwanej kobiety z dyspozytorem ratunkowym. Zapis rozmowy trafił na YouTube'a. Uprowadzona i dyspozytor opracowali specjalny kod, którym porozumiewali się w taki sposób, by nie wzbudzić podejrzeń porywacza.
Möller wspominał, że odtwarzając zarejestrowany dialog czuł się tak, jakby oglądał obrazy, choć słuchał jedynie dźwięku; jego mózg kreował całe sceny z udziałem tej kobiety. Miał przed oczami samochód, w którym siedziała i drogę, którą jechali. Oczywiście, oryginalna sprawa wyglądała nieco inaczej (a amerykańską wersję osadzono w kontekście pożarów w Kalifornii), jednak ten konkretny przypadek stał się głównym materiałem źródłowym dla twórcy oryginału.
Kolejną inspiracją dla Möllera i scenarzysty, z którym wspólnie napisał ten film, czyli Emila Nygaarda Albertsena, był podcast "Serial" poświęcony dziennikarstwu śledczemu. W przypadku każdego odcinka kreowane przez umysł twórcy obrazy przedstawianych osób i miejsc ulegały zmianie, ponieważ zdobywał nowe informacje o ofierze i podejrzanych. Coś takiego starali się wypracować w swoim filmie, który stymuluję wyobraźnię podrzucającą wizje aktualizujące się wraz z kolejnymi ujawnianymi przez rozmówców informacjami.