Nowy wygląd Agenta 47 każe mi zapytać – co było nie tak ze świetnym filmem Hitman z 2007 roku?
Podczas zakończonego już Comic Conu wytwórnia 20th Century Fox pochwaliła się pierwszymi zdjęciami przedstawiającymi nowego filmowego Agenta 47. Ujęcia prezentujące aktora Ruperta Firenda jako płatnego zabójcy wywołały we mnie wewnętrzny opór. Po co „rebootować” serię, która rozpoczęła się doskonale? Wielkoekranowy Hitman z 2007 roku był prawdziwą perłą kina akcji. Co więcej, produkcja nawet dzisiaj wygląda świetnie i mam zamiar zachęcić Was do jej obejrzenia.
Filmowy „Hitman” z 2007 był całkiem niezły, a przy adaptacji „Max Payne” z idiotycznym scenariuszem – wręcz znakomity. Dlatego informacja o jego reboocie jest powodem do zadowolenia, zwłaszcza że odkryto pierwsze zaskakujące karty.
To fakt, nie spodziewałem się zbyt wiele po filmowej adaptacji Hitmana. Od samego początku zdawałem sobie sprawę, że będzie to zaledwie luźne podejście do tematu gry, niemniej nie spodziewałem się, że różnice wywołane prywatnym „widzi-mi-się” reżysera będą tak duże. W filmowym Hitmanie niemal wszystko jest inne. Począwszy od bohatera, metod jego zabójstw, jego mentalności, ogólnego zarysu fabuły, na dodaniu wątku romantycznego kończąc. Niestety, Hitman zamienił się w jeden z tych sensacyjnych filmów, które zawsze kończą się happy-endem, wielką miłością, domkiem w Hiszpanii i (prawie) gromadką dzieci. Cieszę się ze szczęścia filmowego agenta 47, niemniej coś tutaj jest porządnie nie tak…
Adaptacja „Hitmana” budzi mieszane uczucia wśród fanów kultowej serii gier. Obsadzenie Vina Diesela w roli Agenta 47 wywołało kontrowersje – czy aktor znany z ról twardzieli poradzi sobie z chłodnym profesjonalizmem skrytobójcy? Film, zaplanowany na 2007 rok, może okazać się hitem lub rozczarowaniem – czas pokaże.