Garfunkel and Oates, czyli serialowe Flight of the Conchordes w żeńskim wydaniu – recenzja sPlay
„Garfunkel and Oates” to telewizyjna świeżynka od mało znanej stacji IFC (należącej do AMC Networks). Słowo „świeżynka” jest w tym przypadku absolutnie potrzebne, ponieważ „Garfunkel and Oates” to tak naprawdę jeden, ponad 20 minutowy teledysk-serial z elementami „Muppet Show” (sic). Przyznam, że tego się nie spodziewałem – w końcu jakiś serial komediowy z inną (nową!) formułą, który da się oglądać bez przewracania oczami. Super.
Rada jest jak prezent-niespodzianka, dopiero po fakcie okazuje się, czy rzeczywiście jej chcieliśmy. W show-biznesie jednak nikt nie pyta o zdanie, a radzić może każdy. Przynajmniej większości się tak wydaje. Niekoniecznie akurat czytelnikom. Kwiecień i maj 2014 roku oraz ostatnie lata dobitnie udowadniają nam, odbiorcom, że pisanie jest tylko działalnością około nazwiskową, albo raczej odwrotnie – to nazwisko jest bodźcem do wydania książki.
Coraz więcej w Polsce formatów kulinarnych. Zaczęło się od „Kuchennych Rewolucji”, potem pojawił się „Masterchef”, „Top Chef”, a ostatnio „Hell’s Kitchen”. Niestety, w porównaniu z oryginałami, polskie wersje tych programów wypadają… Blado i bez wyrazu. Dlaczego większość formatów w polskiej wersji to klapa?
Gdzieś na świecie, na półkach magazynów wielkich stacji telewizyjnych, kurzą się taśmy z serialami, które nigdy nie zostały pokazane, i których nikt nigdy już nie zobaczy. Wiadomo o ich istnieniu jedynie dzięki powstaniu pilotażowych odcinków, z których i tak większość nawet nie została wyemitowana. Te odcinki „duchy” krążą po sieci i straszą tych, którzy się na nie natkną. Postanowiłem zebrać je wszystkie do jednego worka i wybrać takie, które – według mojej subiektywnej oceny – miałyby jakiekolwiek szanse na utrzymanie się w ramówce.
Kiedyś mieliśmy „Alternatywy 4” z doskonałym Romanem Wilhelmim i Wojciechem Pokorą, „Zmienników”, masę dowcipnych seriali rodzinnych, począwszy od „Podróży za jeden uśmiech”, poprzez „Wojnę domową” z rozbrajającymi Ireną Kwiatkowską i Krzysztofem Musiałem-Janczarem, aż do chociażby „Siedmiu życzeń” z kotem Rademenesem. Dziś mamy piękne polskie ściernisko z „Hotelem 52”, po którym czasem przetoczą się jakieś dwie XL-ki w towarzystwie Ojca Mateusza, jak zwykle pędzącego na rowerze.
30 listopada 2013 roku o godzinie 20:00 na antenie TVN będziemy mogli obejrzeć finał 6 edycji „Mam Talent!”. Natknęłam się na tę informację przypadkiem albo w telewizji, albo oglądając jakiś program rozrywkowy na TVN Player. I nagle dotarło do mnie, że nie mam najmniejszego pojęcia kim są ludzie, którzy wystąpili we wszystkich sezonach tego talent-show. Ba, nie pamiętam nawet, kto je wszystkie wygrał, oprócz jednego gościa z akordeonem. W mojej głowie powstało pytanie: „Czy i dlaczego ktoś to jeszcze ogląda?”.