Przesadzone wybuchy i zapierające dech efekty specjalne. Najlepsze blockbustery 2018 roku
Które filmy kinowe powodowały eksplozje wiader z popcornem i opad szczęki w minionych 12 miesiącach? Sprawdź naszą listę najlepszych blockbusterów 2018 roku.
Nasi stali czytelnicy pewnie już się pewnie zdążyli zorientować, że uwielbiam blockbustery. Niezobowiązująca rozrywka mnie relaksuje i nadal nie znudziły mi się zapierające dech w piersiach efekty specjalne. Ze względu na zbliżający się koniec roku przygotowałem więc ranking dziesięciu najlepszych filmów tego typu, które miałem okazję zobaczyć w 2018 r.
Najlepsze blockbustery 2018
„Harry Potter” to jedna z serii książek mojego dzieciństwa. Jakoś pod koniec pierwszej części filmów straciłem zainteresowanie opowieścią o młodym czarodzieju. Pewnie narażę się wielu fanom, ale nic na to nie poradzę, że dorosłem wcześniej od bohatera i uznałem serię za zbyt infantylną.
Przeszło dekadę później wybrałem się jednak na „Fantastyczne zwierzęta 2” i bawiłem się dobrze, aczkolwiek nie był to jeden z moich ulubionych filmów tego roku. Choć to oczywiście nadal produkcja przygotowana z myślą o młodych widzach, to twórcom udało się uchwycić tę ulotną magię.
Trzeci z tegorocznych filmów Marvela nie był zły, ale jako blockbuster blednie w obliczu konkurencji. Spuszczenie z tonu i przyjrzenie się sprawom bardziej przyziemnym niż ratowanie świata serii wyszło na dobre, ale w „Ant-Man i Osa” zabrakło jednak tej bożej iskry, którą miała jedynka.
Oromne roboty, jeszcze większe potwory i równanie miasta z ziemią - co mogło pójść nie tak? Na dobrą sprawę całkiem sporo, ale „Pacific Rim: Uprising” to akurat bardzo udany sequel. Widać, że twórcy jaegerów włożyli w nie naprawdę dużo serca, a fabuła będąca tylko pretekstem, by pokazać widowiskowe pojedynki, zadziwiająco dobrze trzyma się kupy.
Jedyny wyemitowany w tym roku film z cyklu „Gwiezdne wojny” okazał się wizerunkową i finansową porażką Disneya. Nie uważam jednak, że był to film zły. To nie ta skala, co kolejne epizody, ale taka dłuższa wyprawa w inny niż zwykle zakątek odległej galaktyki była nam potrzebna.
Pierwsze z prawdziwych zaskoczeń tego roku i nieplanowany wcześniej seans. Książki, na podstawie której film nakręcono nie czytałem, ale spodobał mi się ten świat. Film oglądałem zresztą niedawno ponownie wraz z znajomymi i podtrzymuję zdanie, że warto go obejrzeć w grupie, by wspólnie wyłapywać smaczki i easter-eggi.
5. Deadpool 2
Wade Wilson ma ciepłe miejsce w moim serduszku, a Ryan Reynolds to urodzony Deadpool. Drugi film o najemniku z niewyparzoną gębą nie był już tak dobry jak pierwsza część, ale i tak ubawiłem się po pachy. Nie mogę się teraz doczekać, aż znajdę czas, by obejrzeć jego świąteczną reedycję!
Tom Cruise ma już swoje lata, a Mission: Impossible to wiekowa seria, której kolejne części wydawane są raz na kilka lat. Tegoroczny odcinek okazał się nadzwyczaj udany. Obfitował w świetne sceny akcji i w niesamowite popisy kaskaderskie. Odejście od formuły filmu szpiegowskiego na rzecz typowego blockbustera było strzałem w dziesiątkę.
3. Aquaman
Tak jak z pierwszymi dwoma miejscami nie miałem problemu, tak przy trzecim musiałem się nagłowić. Uznałem jednak, że skoro to zestawienie blockbusterów, to jestem w stanie wybaczyć „Aquamanowi” wady, skoro z kina wyszedłem uśmiechnięty.
Z pewnością nie byłem zażenowany, jak już bywało przy filmach DC (tak, chodzi mi o fatalny „Legion samobójców”). Nie jest to najlepszy film Warner Bros. w historii, ale naprawdę niezłe kino popcornowe? Jak najbardziej.
Film na drugim miejscu znalazł się na podium niespodziewanie. Nie czekałem na tę premierę, a polski tytuł, czyli „Zabójcze maszyny”, nasuwał skojarzenia z „Zabójczą oponą” i „Zabójczymi kondomami”.
Okazało się, że w praktyce to wciągająca opowieść, która budzi skojarzenie z „Gwiezdnymi wojnami”, „Mad Maksem”, „Waterworld” i „Wild Wild West”, a to wszystko podlane sosem z gry „Horizon Zero Dawn” ( i nie tylko).
Pierwsze miejsce nie powinno być dla nikogo zaskończeniem. „Avengers: Infinity War” to ukoronowanie dekady pracy całego Marvel Studios. Przez ekran przewinęła się nie tylko cała plejada superherosów i ich towarzyszy, ale również świetnie napisany Thanos.
Bohaterowie od dawna zasługiwali na takiego złoczyńcę. Nie można tego niestety powiedzieć o Czarnej Panterze i Venomie, które swoje zarobiły, ale moim zdaniem - zupełnie niezasłużenie. No i psst! „Avengers: Wojna bez granic” można już obejrzeć w HBO i HBO GO.
—
PS. W tym roku widziałem też film „Bumblebee”, czyli świetny spin-off serii Transformers, ale ze względu na datę premiery w zestawieniu go nie umieściłem.