Player One nie jest filmem dojrzałym. Nie jest filmem zawierającym jakieś szczególnie głębsze treści. Jest prosty, wręcz bardzo infantylny. Nie przeszkadza mu to być jednym z najlepszych rozrywkowych filmów ostatnich lat.
OCENA
Miałem duże obawy względem filmu Player One. Opinie na temat książki, której jest ekranizacją, są podzielone. Zwiastuny również nie wyglądały przesadnie zachęcająco. A na dodatek mistrz Spielberg – wydawać by się mogło – stracił wiele ze swojej młodzieńczej ikry, koncentrując się na poważnych filmach historycznych. A gdy nawet robi skok w bok i wraca do kina przygodowego, wychodzą potworki pokroju Indiany Jonesa 4.
Gdyby Player One był już ogólnodostępny w kinach, zacząłbym tę recenzję w następujący sposób: jeżeli w tej chwili nie masz obowiązków do wykonania i mentalnie blisko ci – tak jak i mnie – do 15-latka, przestań marnować czas na czytanie tego tekstu. Wróć do niego po seansie, biegnij do kina, bo nie ma czasu do stracenia. Niestety, na ogólną dostępność filmu trzeba jeszcze chwilę poczekać, więc opowiem wam dlaczego warto się na niego wybrać.
Zanim napiszę swoje peany, czas na chwilę otrzeźwienia.
Wychodząc z seansu czułem się jak po przejażdżce najlepszą kolejką górską w Disneylandzie, a dominującą myślą było: jeszcze raz, jeszcze raz!. Nie jest to jednak film doskonały. Żadne z niego arcydzieło kinematografii. Więc zanim otulę go listem miłosnym, najpierw, dla porządku, ponarzekam.
Fabuła i scenariusz filmu są proste, wręcz infantylne. W niedalekiej przyszłości nasza cywilizacja chyli się ku upadkowi. Panują wszechobecna bieda i rozwarstwienie społeczne. Ludzie nie mają już ochoty na rozwiązywanie swoich problemów, chcą tylko przeżyć w miarę bezpiecznie swoje życia. Ukojenie daje im Oasis, czyli gigantyczna gra MMO w wirtualnej rzeczywistości. Tam mogą być kim chcą, przeżywać niesamowite przygody i uciekać od beznadziei swojego prawdziwego życia.
Twórca Oasis niespodziewanie umiera, pozostawiając po sobie niezwykły testament. Obwieszcza, że ukrył w swojej gigantycznej grze easter egga. Kto pierwszy go odnajdzie, przejmie wszystkie udziały w firmie kontrolującej Oasis warte 500 mld dol. oraz kontrolę nad samą grą. Wśród śmiałków, którzy starają się rozwikłać zagadkę, jest nasz główny bohater: nastoletnia sierota ze slumsów. Jak zapewne się domyślacie, to właśnie on trafi na pierwszy trop prowadzący do odkrycia tajemniczego fragmentu gry.
To duże pole do popisu do rozważań socjologicznych czy egzystencjonalnych. To również temat na hardkorowe, rasowe science fiction. Miejsce na zadanie wielu ciekawych pytań i szukanie na nie odpowiedzi. Nie uświadczycie jednak tego w Player One.
Scenariusz i fabuła filmu jak najbardziej się kleją. Co prawda, już podczas pierwszego oglądania wychwyciłem nieliczne i mało istotne niedociągnięcia w narracji, ale na szczęście nie psują one przyjemności z seansu. Nie jest to też w żadnym razie film głupi. Cała opowieść jest fajnie ułożona, a morał pod koniec – choć banalny – właściwy i logiczny. Player One, najzwyczajniej w świecie, nawet na chwilę nie stara się być dojrzałym. Zdecydowanie z premedytacją. Ale czy Indiana Jones, Jurassic Park czy inne kultowe filmy przygodowe Spielberga były głębokie? Nie.
Chyba w tym tkwi siła Player One. To kino rozrywkowe, które ma przede wszystkim bawić. I robi to, jak mało który film.
Od pierwszych minut aż do napisów końcowych uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie tylko z uwagi na dużo dobrego humoru, ale również z powodu tego, co się działo na ekranie. Już na samym początku jesteśmy wręcz atakowani wszystkim tym, co najlepsze w popkulturze XX i XXI wieku. Wydawca Spider’s Web zaproponował mi stworzenie tekstu, w którym miałbym wymienić wszystkie smaczki w Player One. Odparłem, że to raczej niemożliwe, bo nie jestem pewien, czy w filmie są chociaż dwie minuty, w których nie da się wypatrzeć żadnego easter egga.
Warhammer, Halo, Minecraft, Gwiezdne wojny (sprytnie ominięty problem praw autorskich), Powrót do Przyszłości, Star Trek, Lśnienie, Jurassic Park, Quake, King Kong, Gundam, Akira, World of Warcraft, Godzilla, Van Halen, Final Fantasy, Obcy, Mortal Kombat, Terminator 2, Mario Kart… Player One to jeden wielki orgazm dla nerdów. Nie jest to jednak ordynarne żerowanie na nostalgii, a prawdziwy i epicki hołd dla wszystkiego, co najlepsze w historii kinowych i komputerowo-konsolowych blockbusterów.
Widać tu wyraźnie kunszt mistrza Spielberga.
Player One to film polegający całkowicie na cyfrowych efektach specjalnych. Nie jestem pewien, czy aktorzy w którymkolwiek momencie grali nie na tle zielonego ekranu i bez czujników do motion-capture. Jednak w przeciwieństwie do konkurencji, nie przytłacza swoim rozmachem i wartką akcją.
Wyczucie Spielberga jest tu bezbłędne. Nie wiem jak wy, ale ja na kolejnych Transformersach czy Avengersach zaczynam się nudzić, zerkając pod koniec seansu na zegarek. To piękne wizualnie filmy, ale po obejrzeniu przez godzinę cudownej grafiki komputerowej mam ochotę już porobić coś innego. W Player One żałowałem, że to już koniec i że trzeba opuścić salę kinową.
Zabawa w wychwytywanie smaczków na szczęście nie jest jedynym atutem tego filmu, choć jedna ze scen, prezentująca epicką bitwę pomiędzy tysiącami awatarów graczy – wszystkie inspirowane filmami i grami wideo – to jedna z najcudowniejszych rzeczy, jakie widziałem kiedykolwiek.
Tu wszystko po prostu pasuje.
Od razu wiemy które postacie mamy lubić i przychodzi nam to bardzo szybko. Dialogi rozpisane są rewelacyjnie. Nie brakuje charakterystycznych dla Spielberga zabawnych gagów rozładowujących napięcie czy ogólnego dystansu tej superprodukcji do samej siebie. Zero nadęcia, sto procent kolokwialnego funu.
Osobne słowa uznania należą się polskim tłumaczom. Dialogi przełożone zostały na język polski w sposób rewelacyjny. Zespół za nie odpowiedzialny doskonale zna nerdowy żargon, nie posługując się nim na oślep, a stosując go dokładnie w taki sposób, jak trzeba. Brawo.
To znamienne, że pierwszy film który w końcu idealnie chwyta klimat gier wideo został stworzony przez reżysera, którego kariera zaczęła się przed trafieniem ich do mainstreamu.
Spielberg miał oczywiście wiele wsparcia. Na pewno od sztabu wynajętych ekspertów, a przede wszystkim od samego autora książki. To jednak przede wszystkim jego film. A on jako jedyny w pełni rozumie, o co chodzi w grach wideo, jak prowadzona jest w nich narracja i czym właściwie motywowani są gracze.
Żarty z reklam czy mikrotransakcji są tu na porządku dziennym. Tak, jak mrugnięcia okiem w stronę różnych popularnych, tak zwanych mechanik gier. Player One jednak przede wszystkim doskonale rozumie największy urok gier wideo, jakim jest zapewniana przez nie wolność dla wyobraźni i kreatywność w mieszaniu wielu elementów. Dotychczasowe adaptacje filmowe gier albo bezskutecznie próbowały je naśladować, albo taktownie z tego rezygnowały, stawiając na przełożenie założeń rozgrywki do języka kina. W Player One wszystko wyszło naturalnie i dokładnie takie, jakim być powinno.
To nie jest arcydzieło. I na pewno wielu nie pojmie jego uroku. Tak zwane duże dzieci będą jednak zachwycone.
Gdybym miał wystawić temu filmowi emocjonalną ocenę, byłoby to bez wahania 10/10. To jednak krzywdziłoby prawdziwe filmowe i ponadczasowe arcydzieła, które stymulują w niezwykły sposób zmysły i intelekt. Na dodatek nie wszystko wyszło idealnie. Dla przykładu, wątek romantyczny obecny w Player One jest zbyt infantylny, nawet jak na założenia tej produkcji. Player One bez wątpienia ma swoje wady.
To film dla tych, którzy nigdy nie wyrośli z machania mieczem świetlnym, grania w RPG-i, nocnych maratonów z filmami klasy B czy strzelania do siebie nawzajem w wirtualnym świecie Halo czy Quake’a. Jeżeli nie należysz do tej grupy, nie jestem pewien czy będziesz się na Player One dobrze bawić. A na pewno wielu jego elementów wręcz nie zrozumiesz.
Jeżeli jednak pasujesz do targetu, już teraz rezerwuj sobie czas na pójście do kina. Player One przewyższył wszystkie moje oczekiwania. Na pewno nie wyszedłem z kina po seansie mądrzejszy czy czymś poruszony. Z pewnością jednak wzruszony, podekscytowany, uśmiechnięty i – wybaczcie kolokwializm – podjarany. Absolutna rewelacja!