REKLAMA

„Niezłomny” pokazuje, że przed Jolie jeszcze długa droga. Książka pozostaje niedościgniona

Na film „Niezłomny” warto wybrać się do kina z kilku powodów. Po pierwsze, hollywoodzka produkcja opowiada niesamowitą, ale autentyczną historię wojennego weterana Louisa Zamperiniego. Po drugie, to świetna okazja aby samemu ocenić reżyserski kunszt Angeliny Jolie. Po trzecie w końcu – produkcja może być impulsem, aby zainteresować się FENOMENALNĄ książką. Niestety, sam film mocno przy niej blednie.

„Niezłomny” pokazuje, że przed Jolie jeszcze długa droga. Książka pozostaje niedościgniona
REKLAMA
REKLAMA

Naprawdę żałuję, że Louis Zamperini odszedł z tego świata wraz z 2014 rokiem. Jestem ciekaw, jaka byłaby jego reakcja na film wyreżyserowany przez Angelinę Jolie. Moim zdaniem wielkoekranowy „Niezłomny” jest olbrzymim, pękającym w wielu miejscach jajkiem – wydmuszką. To najlepszy przykład na to, co z kapitalnymi, niesamowitymi historiami pisanymi przez samo życie potrafi zrobić machina Hollywood. Już dawno nie widziałem tak patetycznego, grającego na przetartych strunach i banalnego tworu, który biografią jest jedynie z nazwy na plakacie filmowym.

niezłomny 4

Największą wadą „Niezłomnego” jest niedoświadczenie reżyserki. Ta traktuje Zamperiniego jak przedmiot, nie człowieka.

Angelina Jolie z prędkością serii z karabinu maszynowego rzuca bohatera od jednego niesamowitego wydarzenia do drugiego. Dzielny, lubiany i stający na wysokości zadania aktor Jack O'Connell błyskawicznie zamienia się z nastolatka w olimpijczyka, potem żołnierza, następnie rozbitka, aby w końcu zostać jeńcem wojennym na jednej z zapomnianych przez Boga wysp Pacyfiku. Nie mam nic przeciwko – to wydarzyło się naprawdę i to autentyczna historia niesamowitego człowieka, której starczyłoby na przynajmniej trzy części biograficznej super-produkcji.

Niestety, Jolie chce zmieścić całą tą opowieść w ciągu 2 godzin i 17 minut. Nie jest to niemożliwe, lecz tak ogromne spłaszczenie i skrócenie życiowego materiału wymaga nie tylko ostrych i bezlitosnych nożyczek, ale również umiejętności. Nie sposób po prostu ciąć. Trzeba wiedzieć, gdzie dokładnie. Niestety, reżyserka postanowiła przedłożyć efektowne ujęcia, wybuchy i patetyczne wymiany zdań nad stabilne elementy zaczepienia, dzięki którym historia na ekranie stałaby się naprawdę autentyczna. Bardziej żywi i namacalni od Louisa wydawali się już nawet anonimowi Japończycy. Zamperini został sprowadzony do roli super-bohatera, w której widz musi widzieć jedynie patriotyczne, idealne uosobienie żołnierza sił alianckich. Najzwyczajniej w świecie zabrakło samego człowieka.

niezłomny 11

Na płaszczyźnie narracji książka wyprzedza film o kilka dobrych długości. Nie oznacza to jeszcze, że „Niezłomny” jest tworem złym.

To przyjemny dla oka, hollywoodzki wyrób w którym bez problemu odnajdziecie tych złych oraz tych dobrych. Bohater jest nieskazitelny, efekty specjalne przesadzone, z kolei rozmowy są tak czerstwe i patetyczne, że nie powstydziłby się ich sztab wyborczy Republikanów. Film jest serią błyskawicznie i nieustannie zmieniających się teł, na pierwszym planie których centralną postacią jest odczłowieczony Zamperini. Temu wtóruje niesamowicie podniosła muzyka, której nie powstydziłby się „Władca Pierścieni”. Typowa bajka, w którą naprawdę ciężko uwierzyć. Bajka, która wydarzyła się naprawdę.

REKLAMA

Muszę przyznać, że mam za złe Angelinie Jolie. Reżyserka ze wspaniałej biografii zrobiła umiarkowanie dobry, mocno naiwny film akcji, którego najlepszą częścią są zrealizowane na mistrzowskim poziomie zwiastuny reklamowe. Produkcja sama w sobie nie jest zła. W opowieści na faktach drzemał jednak znacznie większy potencjał. Jeżeli czytaliście książkę – nie obejdzie się bez złorzeczenia i głośnego zgrzytania zębami. Jeżeli jednak macie ochotę na klasyczny, odstresowujący wyrób fast-food z fabryki snów – można wybrać się do kina. Obiecajcie mi tylko jedno – sięgnięcie później po książkę, która jest po stokroć lepsza.

niezłomny 12
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA