„Parasyte: The Grey” od Netfliksa to nie „The Last of Us”, ale tutaj ludziom też coś wchodzi do głów
Na platformę Netflix wleciał niedawno świeżutki południowokoreański serial z gatunku horror science fiction. Mowa tutaj oczywiście o produkcji „Parasyte: The Grey”, która jest spin-offem mangowej serii pt. „Parasyte”. Jest to dość śmiałe posunięcie serwisu, ale czy skuteczne? Przebrnijmy przez to wspólnie.
Manga niepopularna w Polsce? Bzdura. Rodzime wydawnictwo szokuje liczbami
Studio JG to polskie wydawnictwo, które specjalizuje się w wydawaniu komiksów japońskich i mangowej twórczości polskich rysowników. Choć wydawać się może, że to niszowy obszar, wcale tak nie jest. Studio JG podzieliło się za pośrednictwem mediów społecznościowych danymi, z których wynika, że sprzedaż japońskich komiksów ma się w naszym kraju bardzo dobrze.
"One Piece" zachwyca widzów i krytyków. Co sprawiło, że tym razem Netflix zrobił dobrą adaptację?
Fani oryginalnego „One Piece” – mangi i anime stworzonych przez Eiichirō Odę – wypatrywali premiery serialowej adaptacji Netfliksa pełni obaw. Nie muszę chyba tłumaczyć, że raczej mało kto wiązał duże nadzieje z tą produkcją: wszyscy wiemy, jak skończyły się dotychczasowe próby przeniesienia mang do wersji live action w wykonaniu streamingowego giganta. A jednak tym razem było inaczej. Dlaczego? I czy nie mogłoby tak być już zawsze?
To będzie drugi najdroższy serial Netfliksa. Mimo porażek serwis robi produkcję droższą od "Gry o tron"
Adaptacje popularnych, kultowych anime to jedna ze strategii Netfliksa – jak widać serwis nie zamierza odpuszczać, mimo odniesionych na tym polu porażek artystycznych i komercyjnych (ostatnio wielką wpadką w obu sferach okazał się anulowany po pierwszej serii „Cowboy Bebop”). Teraz przyszedł czas na „One Piece” w wersji live action.
Pełnometrażowy reżyserski debiut Tomasza Bagińskiego to wtopa. Przyzwoite mordobicie to za mało
Szkoda. Pełnometrażowy debiut Tomasza Bagińskiego – aktorska adaptacja mangi „Rycerze Zodiaku” wydawanej na przełomie lat 80. i 90. – ma w sobie dosłownie jeden godny uwagi element: sprawnie rozplanowane i zrealizowane sekwencje potyczek. Cała reszta, od efektów po fabułę, przywodzi na myśl kino akcji z pierwszych lat XXI wieku – i z niższej półki.
Poznaliśmy inspiracje dla "Squid Game". Gdyby nie mangi i anime, to hitowy serial nigdy by nie powstał
„Squid Game” co prawda nie jest adaptacją, ale są dzieła, które miały ogromny wpływ na jego powstanie. Sam autor podzielił się swoimi inspiracjami. To może być dobry trop dla tych, którzy zastanawiają się, co obejrzeć po „Squid Game”.