Masłowska rapuje o Polsce i żongluje memami. Inni ludzie to hip-hopowa pocztówka z Warszawy
Kim są inni ludzie? Mijamy ich codziennie na ulicy, spotykamy w komunikacji miejskiej, jak mówi Masłowska - czujemy ich zapachy, przytulamy się do nich całym ciałem, wiemy, co jedli na obiad. Są blisko nas, z nami, ale jakby obok. Inni czyli dziwni, obcy? Inni od nas? A może właśnie tacy sami?
OCENA
Tacy sami, bo mają takie same problemy. Nawet jeśli rozwiązują je większym nakładem gotówki, nadal są samotni. Bo samotność wpisana jest w DNA człowieka, żyjącego w wielkim mieście. Przypadkowe spotkania, pogoń za lepszym jutrem, którego nie ma, za miłością, marzeniami, życie na ciągłym zwale, że aż człowiek gubi rytm. W ten rytm Warszawy, będącej odbiciem całej Polski, w której spotyka się mieszanka ze stron Vogue'a i Chwili dla Ciebie, próbuje wbić się Dorota Masłowska, trochę dresiara, bardziej pisarka. A na pewno wnikliwa obserwatorka.
Masłowska, która nawet jeśli nie zawsze rozumie Polaków, to doskonale ich czyta.
Jeśli jest coś, co jest nadrzędną wartością twórczości autorki Wojny polsko-ruskiej... i Pawia królowej, to nie sposób nie wspomnieć o języku.
Masłowska to wirtuozka słowa, które nierzadko lepiej wybrzmiewa wypowiedziane na głos, niźli na papierze. I mogą złośliwi pisać, że Mister D. ma wadę wymowy. Jednak kiedy posłucha się fragmentu Innych ludzi, który rapuje sama pisarka, to łatwo zrozumieć, w czym rzecz. Masłowska jak nikt inny słucha języka, przeinaczeń, wyłapuje błędy, bawi się slangiem, wykorzystuje to, co podsłucha, by stworzyć z tego własną narrację. To mowa naszych sąsiadek, pań z telewizji, głupio-mądrych, dresów, co okupują klatkę schodową, szefów z wielkich korporacji, meneli, klientów, z których sprzedawcy mają bekę i sprzedawców, których ci klienci nienawidzą, bo jest zakaz handlu w niedzielę.
To słowa nadają rytm Innym ludziom, nie tylko dlatego, że całość skonstruowana jest niczym hip-hopowy utwór, z którego fragmenty mogliby wyciąć i Taco Hemingway, i Bonson, gdyby chcieli nagrać nową płytę (hasztagów uczyła się chyba od Bisza i Dwóch Sławów). W tych słowach ukryte są nasza mentalność, nasze lęki, obawy, nasza codzienność, często kaleka, nie taka, jak ją sobie wymarzyliśmy. Masłowska ironizuje, nierzadko kpi, ale i popada w refleksyjne tony, gdzieś w duszy bolejąc nad obrazkiem, który jest wokół niej. Ale przecież, co staje się jasne, kiedy spojrzy się na jej felietony i z nią wywiady, zdaje sobie sprawę, że jest jego częścią. A to czasem boli najbardziej.
W Innych ludziach mamy kilkoro ważnych bohaterów, ale na plan pierwszy wysuwa się Kamil. Śledzimy zapis paru dni z życia tego niedoszłego rapera, który niby nie chce odkładać na później swoich pragnień o wielkiej karierze, ale musi odłożyć trochę hajsu, bo nie ma go w kanapkach. Kamil szwenda się po Warszawie, czasem więcej wypije i ma kaca, czasem sprzeda jakieś dropsy, żeby mieć za co przetrwać kolejne dni. Z matką się kłóci, siostra go wkurza. Dzień mija za dniem zupełnie bez celu, a on na swojej drodze spotyka przypadkowych ludzi.
Ta bezcelowość życia nie jest znamienna tylko dla egzystencji Kamila.
Żadna z postaci do niczego nie dąży. Wszyscy razem i każdy - notabene - z osobna są samotni. Nieszczęśliwi. Gdyby słońce przysłonił smog, pewnie nie wstaliby z łóżek, nie wiedząc czy to dzień, czy to noc. A ich poczynania, na granicy snu i jawy, komentują zwykli ludzie, jakich spotykamy każdego dnia, tworząc coś na wzór antycznego chóru. W jego szeregi wchodzą i menele, i panie kasjerki. Ci inni, których czasem nie zauważamy, bo są dla nas jak blokowiska, które wpisane są w krajobraz tego szarego kraju, tego szarego miasta.
Innym ludziom najbliżej jest w swojej formie do Pawia królowej, chociaż tematy, które pojawiają się w Innych ludziach, spotkaliśmy już w Wojnie..., w Kochanie, zabiłam nasze koty czy dramatach Masłowskiej. I to chyba gdzieś najbardziej momentami mnie uwiera, że nawet jeśli pisarka tworzy język na nowo, bo jak sama mówi, ten się zmienia i nowomowa szybko się dezaktualizuje, to nurza się w tych samych problemach. I momentami przypomina to długą, nieustającą terapię, jakby pacjentka wciąż nie przepracowała swojego bólu istnienia.
Tym jest tutaj społeczeństwo, jego brak wartości, bylejakość codzienności, wyobcowanie.
Być może trudno traktować to jako wadę, choć nieco egoistycznie przyznam, że chciałabym Masłowską zobaczyć w innej odsłonie. Nie na sesji z Polakami, nie na ławce z piwkiem w towarzystwie panów w pozie przykuc słowiański.
Ale może tak się nie da. Bo te problemy wracają. W końcu wciąż jak mantrę możemy powtarzać: między nami dobrze jest, między nami dobrze jest.
*Autorem zdjęcia tytułowego jest Karol Grygruk