REKLAMA

Tę komedię ogląda się niczym thriller. Oceniamy "Moje wspaniałe życie"

"Moje wspaniałe życie" to nowy film twórcy "Kampera" i "Córki trenera". Z naszej recenzji dowiecie się, czy warto go obejrzeć.

moje wspaniałe życie premiera recenzja
REKLAMA

Łukasz Grzegorzek lubi kryzysy. W "Kamperze" opowiadał o kryzysie tożsamości, w "Córce trenera" o kryzysie ambicji, a w "Moim wspaniałym życiu" skupia się na kryzysie w rodzinie. Widać jednak, że dojrzał jako artysta. W swoim najnowszym filmie nie popełnia już błędów, które mogliśmy zauważyć w poprzednich produkcjach sygnowanych jego nazwiskiem. Opowieść jest bardziej spójna, a narracja prowadzona z większym poszanowaniem zasad dramaturgii.

Do tej pory Grzegorzek uwodził przede wszystkim klimatem. Sama opowieść gdzieś się gubiła. Śledziliśmy losy kolejnych postaci, ale brakowało w tym wszystkim historii. W "Moim wspaniałym życiu" jest już inaczej. Mamy wyraźne zawiązanie akcji, kiedy Joanna znana też jako Jo, otrzymuje wiadomość o treści "Masz przeje****". Główna bohaterka nie wie, kto jest jej autorem, ale skrywa tyle sekretów, że ujawnienie jakiegokolwiek z nich zniszczy jej pozornie poukładane życie.

REKLAMA

Moje wspaniałe życie - recenzja polskiego filmu

Jo jest nauczycielką angielskiego w szkole, w której dyrektorem jest jej mąż. Razem cisną się w małym mieszkaniu z całą familią - babcią, dwoma synami, synową i wnukiem. Swoje dnie spędza w ciągłym biegu, między pracą i obowiązkami domowymi. Jedyne chwile wytchnienia znajduje, kiedy pali trawkę podczas seksualnych schadzek z nauczycielem chowu bydła. Regularnie pojawiające się groźby konsekwentnie ignoruje, aż do czasu, gdy staje się to już niemożliwe.

Moje wspaniałe życie/zwiastun

Przez cały film zastanawiamy się, kto stoi za tymi wiadomościami. Kto podesłał jej list, kto napisał na ścianie szkoły to złowieszcze "Masz przeje****". To pytania, które co chwilę powracają, przykuwając nas do ekranu. Jak to u Grzegorzka bywa, znowu mamy do czynienia z filmem wyrastającym z najlepszych tradycji amerykańskiego kina niezależnego. Reżysera interesuje przede wszystkim człowiek. Jego emocje i relacje z najbliższymi.

Nie spodziewajcie się fajerwerków.

Opowieść rozegrana jest na niskich tonach. Grzegorzek zapisuje ją w drobnych gestach, detalach, uśmiechach i grymasach. Wpuszcza nas do intymnego świata bohaterów, niepozorne wydarzenia nasączając potężnym ładunkiem emocjonalnym. Kłótnia o dokarmianie gołębi przed szkołą staje się samczą walką o władzę, wezwanie żony do gabinetu - wyrazem dominacji, a spojrzenie na sekretarkę dowodem słabości i wątpliwości. Wielka odpowiedzialność spoczywa na barkach aktorów.

Wystarczyłaby jedna nuta fałszu, a cała misternie utkana sieć dramaturgiczna zepsułaby odbiór produkcji. Na szczęście nic takiego się nie dzieje. Aktorzy są doskonale dobrani do swoich ról, a Agata Buzek błyszczy jako główna bohaterka. To silna kobieta, która nagle znajduje się w ekstremalnej sytuacji. Jo przypomina nieco tytułową Jeanne Dielman z filmu Chantal Akerman. Robi dobrą minę do złej gry i staje się świadkiem rozpadu własnego życia.

"Moje wspaniałe życie" to skromny film, który potrafi wbić widza w fotel. Jest mocno zanurzony w naszej rzeczywistości, więc łatwo wejść w świat przedstawiony, a nieśpieszna narracja pozwala nam dobrze poznać bohaterów opowieści. W trakcie seansu czujemy, jakbyśmy byli ich znajomymi. Dlatego chociaż humoru tu nie brakuje, tę komedię obyczajową ogląda się z nie mniejszym zaangażowaniem niż dobry thriller.

REKLAMA

Co obejrzeć w tym tygodniu?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA