REKLAMA

Zabierzcie dzieci na "Rona Usterkę". To lepsza familijna komedia niż wszystkie ostatnie filmy Pixara

"Ron Usterka", wypuszczony przez Disneya, ale wyprodukowany przez 20th Century Studios filmw pokazuje się ze znacznie lepszej strony niż ostatnie familijne produkcje Disney/Pixar.

ron usterka film disney premiera dla dzieci
REKLAMA

Odpowiedzialny za takie filmy jak "Toy Story", "Luca" czy " Iniemamocni" Pixar ukształtował współczesny rynek animacji jak żadna inna firma. Nie oznacza to jednak, że należąca do Disneya firma ma na swoim koncie same sukcesy. Niektóre filmy Pixara koniecznie trzeba obejrzeć, a inne zdecydowanie można sobie odpuścić. W ostatnim czasie studiu zdarzało się zresztą więcej wpadek niż faktycznie wybitnych hitów. A tymczasem konkurencja bynajmniej nie śpi.

Netflix zrobił kilka lat temu fenomenalny film świąteczny "Klaus", a później próbował powtórzyć ten sukces średnią "Wyprawą na księżyc" i niezłą produkcją "Mitchellowie kontra maszyny". Od czasu "Spider-Man Uniwersum" mocno na animację postawiło Sony, a przecież wciąż w grze są też DreamWorks i Illumination. Nie wspominając o tym, że konkurenci Pixara wyrastają również na łonie Disneya. Oryginalne studio animacji wytwórni w ostatniej dekadzie wróciło do łask widzów, a plany tworzenia bajek dla całej rodziny ma też 20th Century Animation. Premierowa produkcja tej firmy zdecydowanie zasługuje na waszą uwagę.

REKLAMA

"Ron Usterka" to niezwykle zabawny i wzruszający film, który ma wiele ciekawego do powiedzenia o nowych technologiach.

Stworzona przez Brytyjczyków z Locksmith Animation produkcja na pierwszy rzut oka przypomina nieco opowieści znane z animacji "Wielka szóstka" i "Mitchellowie kontra maszyny". Największa firma technologiczna na świecie Bubble wypuściła właśnie swój nowy, rewolucyjny produkt. To tak zwane B-Boty, czyli superinteligente roboty zaprojektowane, by być największym i w pełni spersonalizowanym przyjacielem każdego dziecka. Wkrótce wszystkie dzieciaki w szkole młodego Barneya Pudowskiego mają nową zabawkę, której używają niemal 24 godziny na dobę.

Mieszkający z babcią emigrantką i nieco fajtłapowatym ojcem chłopiec nie może jednak liczyć na takie luksusy. Kochająca go rodzina dostrzega wywołany z tego powodu smutek i na urodziny sprawia mu... kupionego pokątnie B-Bota. Problem w tym, że tytułowy Ron Usterka w wyniku awarii mechanicznej nie jest w stanie nawet połączyć się z internetem. Początkowo zdziwiony i wściekły na te problemy Barney z czasem odkrywa, że poznawanie przyjaciół w bardziej naturalny sposób potrafi przynieść niezwykłe rezultaty.

Pierwszych kilkadziesiąt minut "Rona Usterki" to totalna karuzela śmiechu.

Animowany filmy pełnometrażowe w ostatnich dekadach zasłynęły z tego, że są w stanie trafić i do młodszego odbiorcy, i idących z nim razem do kina rodziców. A przecież znalezienie balansu między humorem dla dzieci i dorosłych wcale nie jest łatwe. "Ronowi Usterce" udaje się to naprawdę fenomenalnie. Pierwsze 40 minut produkcji wywoływało na sali pełnej recenzentów prawdziwy huragan śmiechu. I nie bez powodu. Scenarzystom i animatorom Locksmith Animation udało się znaleźć idealną równowagę między wizualnymi gagami, dowcipami z drugim dnem, meta-humorem, popkulturowymi i historycznymi nawiązaniami, a także niewinnymi żartami dla młodszych dzieci.

Duże pochwały należą się w tym miejscu odpowiedzialnemu za polski dubbing Studiu Sonica, które do bardzo dobrych oryginalnych pomysłów dodało specyficzny polski sznyt. Świetnie dobrano także głosy aktorów (na szczególne wyróżnienie zasłużyli Waldemar Barwiński jako Ron i Małgorzata Rożniatowska jako babcia Donka). Dzięki świetnej polskiej lokalizacji widz nie tylko nic nie traci z humoru pierwotnego filmu, ale jeszcze nieco zyskuje. A to wcale w ostatnich latach nie było regułą.

ron usterka film class="wp-image-1819510"

Z czasem humor nieco ustępuje miejsca akcji i opowieści z przesłaniem, ale wcale nie obniża to oceny "Rona Usterki".

REKLAMA

Z jednej strony mamy tutaj bowiem do czynienia z może nieco standardową, ale dobrze poprowadzoną opowieścią o przyjaźni. Z drugiej strony twórcy mają sporo do powiedzenia o kontaktach młodych ludzi z nowymi technologiami. Na szczęście scenarzyści nie próbują się wymądrzać czy pouczać dzieci i rodziców. Nikt nie próbuje widzom łopatologicznie wytłumaczyć, że wrzucanie wszystkich szczegółów swojego życia do sieci niesie ze sobą ryzyko, a kontakty międzyludzkie ograniczone do komunikowania się przez ekrany prowadzą do osamotnienia. Wszystkie te wnioski (podobnie jak dalekie od szlachetnych motywacje wielkich korporacji technologicznych) wypływają naturalnie w toku opowieści.

"Ron Usterka" nie jest filmem reklamowanym po całej sieci. Łatwo zrozumieć widzów, którzy w natłoku animowanych produkcji dla najmłodszych nie będą chcieli płacić za bilet do kina na pierwszy film zupełnie nieznanego brytyjskiego studia, ale ominięcie tej animacji absolutnie odradzam. Tak dobrego, mądrego i przezabawnego filmu familijnego nie widziałem od co najmniej dwóch lat (i premiery "Toy Story 4"). Zdecydowanie warto dać mu szansę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA