Już od dzisiaj możecie oglądać polską wersję kultowego "The Office". Z naszej recenzji dowiecie się, jak się udała.
OCENA
Robienie remake'u "The Office" dla niektórych podpada pod obrazę uczuć religijnych. Mierzyli się z tym twórcy amerykańskiej wersji ze Stevem Carellem, spotkało to też Polaków, którzy niedawno nakręcili własną adaptację serialu Ricky'ego Gervaisa sprzed 20 lat. W obu przypadkach czarnowidztwo okazało się zupełnie na wyrost. Nasza wersja nie jest tak wspaniała jak ta z USA, ale nie jest też tak fatalna, jak przypuszczali niektórzy po obejrzeniu zwiastuna.
Kiedy pojawił się news o starcie zdjęć do "The Office PL", fani zaczęli komentować go gifem z Michaelem Scottem krzyczącym "No God, please noooo!". To jednak nic po reakcjach na trailer serialu, który rozczarował i odstraszył większość widzów - wystarczy popatrzeć na przeważającą liczbę łapek w dół. Już teraz mogę napisać, że zwiastun zaszkodził produkcji. Po prostu został zmontowany tak, by skumulować wszystkie wygłupy. Sam serial jest inny, to znaczy są też krindżowe momenty, ale bez wyrwania ich z kontekstu nie doprowadzają do tego przykrego uczucia zażenowania.
O kulcie wokół "The Office" pisałem szerzej przy okazji wizyty na planie. Amerykańska wersja to jeden z najlepszych sitcomów w historii, która prześcignęła oryginał. Dlaczego? Perfekcyjne balansuje między nieprzyjemnym krindżem a genialną satyrą. Jest świetnie, naturalnie zagrana, ma przemyślane wątki, bohaterów, których kochamy nienawidzić, niektóre teksty stały się memami używanymi do dziś, a z formuły mockumentu wyciśnięto wszystkie soki.
Czy polski serial może się równać z kultowym The Office ze Stevem Carellem?
Jak już pewnie się domyślacie – jestem ofisomaniakiem. Brytyjską wersję oglądałem, podobała mi się, ale to komedia przy której się nie śmiejesz i nie masz ochoty ponownie odwiedzać tego biura z piekła rodem. Co innego amerykańska wersja. To serial ponadczasowy, do którego chce się wracać, bo zawsze odkryjemy w nim coś nowego, a wielu osobom pozwala na długo wyrwać się ze smutnego życia. Jedni mają "Przyjaciół", drudzy "The Office".
Czy da się więc ocenić obiektywnie serial będąc fanem poprzednich wersji? Nie. Zresztą nie ma czegoś takiego jak obiektywizm, ale to już temat na filozoficzną dysputę. Dlatego też zaprosiłem na seans przedpremierowych odcinków dziewczynę, z którą nawet teraz robię rewatch wersji z USA, i parę znajomych, która lata temu zachęcała mnie do obejrzenia tego serialu, a ja się początkowo opierałem, ale w końcu się złamałem. Razem zasiedliśmy do 8. odcinków (później jeszcze obejrzałem trzy kolejne), a potem poprosiłem o komentarz – niezależnie, by nie było zgapiania. Dostajecie więc cztery opinie z perspektywy fanów amerykańskiego "The Office".
Przedpremierowa recenzja polskiego The Office - oczami czterech osób:
Asia
Moje wrażenia są bardzo pozytywne! Choć przyznam szczerze, że obawiałam się polskiej wersji angielskiego/amerykańskiego humoru. Wiele rzeczy, które polska telewizja czy kino chciało przenieść z zagranicznego rynku do nas, niestety okazywało się niewypałem, a tutaj wyszło genialnie. Żarty były błyskotliwe, czasem proste a czasem nieoczywiste. Postaci są wykreowane naprawdę świetnie, Michał (Piotr Polak) wybija się tu na pierwszy plan, ale też Darek (Adam Woronowicz), który przywołuje na myśl ludzi, których rzeczywiście możemy spotkać w swoim życiu.
Świetne dobrane role i świetnie zagrane. To biuro z Siedlec ma humor wysokiej klasy, krindżówa max jest przy „ze mną się nie napijesz”, ale to cudowna krindżówa. Nie sądziłam, że podobny "system" humoru da się przenieść tak gładko (jak po masełku) na polskie podwórko. Wisienką na tym wielopiętrowym, pycha torcie są goście specjalni. No, crem de la crem! Jedyne, co mi nie odpowiadało, to czołówka, bo taki grymas twarzy na pewno nie pasuje do postaci Dariusza. Ale tu się pewnie czepiam.
Ocena 4/5
Marcin
Polskiego "Biura" bałem się bardzo, bo wersja amerykańska, obok "South Parku", jest dla mnie topem topów ukochanych seriali, na które patrzę bezkrytyczne i kocham każdy odcinek. Teraz już wiem, że nie było się o co martwić, bo polska wersja jest silnie wzorowana na wersji USA, z pominięciem jej pierwszego sezonu. Czyli jest śmiesznie, jest ci wstyd za to, co się wyprawia na ekranie i chcesz tego więcej, gdy odcinek dobiegnie końca.
Aktorzy pasują do swoich ról i czują biurowy klimat. Michał i Darek wypadają w moim odczuciu najlepiej. Wielki plus za odnalezienie polskiego zwrotu równie ikonicznego co "that's what she said", prosty i chwytliwy. Mam nadzieję, że serial nie skończy się po pierwszym sezonie, jest potencjał na więcej.
Ocena 4/5
Paulina
Muszę przyznać, że serial pozytywnie mnie zaskoczył - co oczywiście nie było zbyt trudne przy takiej ilości negatywnych komentarzy, jakie się pojawiły, nawet zanim wyemitowano zwiastun. Nie zmienia to faktu, że polską wersję "The Office" uważam za udaną i mam nadzieję, że twórcy dostaną jeszcze szansę na wykazanie się w drugim sezonie. Serial został naprawdę dobrze napisany, sprawił, że całkiem często parskałam śmiechem. Jeśli chodzi o postacie, to oczywiście nie uniknie się porównywania ich z tymi z wersji brytyjskiej czy amerykańskiej (chociaż widać że twórcy obrali zdecydowanie ten drugi kierunek).
Postać Michała w trailerze mnie nie przekonała, a jednak po obejrzeniu całości, totalnie mnie kupiła - razem z doskonałym Łukim (Adam Bobik) i Dariuszem. Asia (Kornelia Strzelecka) z kolei wyjątkowo bardziej przypominała mi recpecjonistkę Dawn z brytyjskiej wersji (Pam w tej amerykańskiej). W zasadzie cała obsada spisała się naprawdę dobrze, każda postać była wyrazista, miała klarowne motywacje i odpowiednio dobrane żarty. Temu, kto pisał scenariusz, należy się też piątka za wplatanie polskich wątków, które nie śmierdziały na kilometr boomerstwem. Na minus jedynie wątek romansowy między Asią i Frankiem (Mikołaj Matczak), bo według mnie zabrakło chemii.
Ocena: 3,5... no może 4/5 na zachętę
Bartek, czyli inicjator tego tekstu
Dla zachowania równowagi na początku trochę ponarzekam na zbytnie zapatrzenie się w wersję amerykańską. Scenarzyści chwalili się, że przygotowali wyłącznie autorskie teksty – i w większości rzeczywiście tak było, a cięte riposty, którymi sypią bohaterowie, rozkładają na łopatki i wspinają się na wyżyny czarnego humoru, ale część gagów została, że tak powiem, pożyczona (i to tych słynnych jak roast na szefa, biurowy parkour, szkolenie z "Diversity Day"), przez co nie miały takiej siły rażenia. I dlatego też nie da się uniknąć porównać z "The Office US".
Styl bycia i mówienia Michała też za bardzo przypominał Michaela Scotta granego przez Steve'a Carella. To jednak wada tylko dla fanów, bo świeżaki w temacie będą tym zachwycone. Sprawnie wypadł tandem z wiceprezeską Patrycją (Vanessa Aleksander) – postacią, której nie ma w żadnej innej wersji. Nie jest przeciwieństwem lub polską Jan z amerykańskiego "The Office", ale jakby alternatywą – niedoświadczoną szefową, której pomysły są niekiedy gorsze niż Michała. A to naprawdę sztuka.
Kolejna rzecz, która bije po oczach, to gra aktorska młodszych aktorów – są za bardzo spięci, często tylko recytują kwestie i brak im wyrazistości. Wiem, że w domyśle tak to mogło wyglądać, ale mockumenty (nie tylko "The Office" ale i "Parks and Recreation" czy "Chłopaki z Baraków") nieraz nam pokazały, że można naturalnie i przekonująco zagrać zwyczajnego człowieka. Do kreacji Michała szybko się przyzwyczajamy i po pewnym czasie nas kupuje, ale to Darek grany przez Adama Woronowicza stworzył wybitną postać. Jest zanurzonym głęboko w PRL służbistą i konserwatystą z lekką nutką socjopatii, który przywodzi mi na myśl Daria (Jan Frycz) ze "Ślepnąc od świateł".
Wszystkie te narzekania nie mają aż tak wielkiego znaczenia przy ogólnym odbiorze serialu. Trudno się od niego oderwać, bo jesteśmy ciekawi, jakimi absurdami twórcy przywalą nam po twarzy w kolejnym odcinku. Zapewnienia o wypięciu się na poprawność polityczną nie były na wyrost – jest sporo żartów, przez które mogą się obrazić zarówno lewaki jak i prawaki (o ile nie zrozumieją, że tu szydzimy z ludzi, którzy mają spaczony światopogląd lub zamknięte umysły), a jedna scena jest tak gruba, że na koniec autentycznie powiedziałem na głos: COOOOO?! Trudna forma mockumentu jest idealnie użyta do wyśmiania współczesnych problemów trapiących Polaków czy naszej mentalności i głupich zachowań – nie tylko korporacyjnych. Jest też tyle smaczków i nawiązań do popkultury, że z przyjemnością obejrzę go raz jeszcze.
Ocena 3,5/5
Premiera The Office PL na Canal+ już 22 października.
* Zdjęcie główne: Łukasz Bąk / Canal+