REKLAMA

"Halloween zabija". Świetny powrót legendy horroru

"Halloween zabija". I to równie często, co brutalnie. Michael Myers powraca w kontynuacji rebootu/sequela słynnej serii. Z naszej recenzji dowiecie się, czy warto ją obejrzeć.

halloween zabija premiera recenzja horror
REKLAMA

Michael Myers nigdy nie skompromitował się tak jak Jason Voorhees. Nikt nie kazał mu zdobywać Manhattanu, ani nie wysłał go w kosmos. Seria "Halloween" zabrnęła jednak nieraz w ślepe uliczki, aż w końcu David Gordon Green postanowił potraktować ją radykalnym rebootem i zaserwować nam bezpośrednią kontynuację oryginału Johna Carpentera. To u niego słynny morderca na nowo stał się Kształtem - niepowstrzymaną siłą, niewypowiedzianym złem i esencją destrukcji. Nie może uciekać przed śmiercią zakładając sanitariuszowi swoją maskę, ani gonić ofiary samochodem. Za to, tak jak zwykle, wprowadza chaos gdziekolwiek się nie pojawi.

Z tego właśnie względu chwilę po tym jak trzy pokolenia kobiet Strode zamknęły go w piwnicy, aby spłonął, Myers wydostaje się ze śmiertelnej pułapki, torując sobie drogę trupami strażaków. Ani myśli przebierać się za któregoś z nich. Lepiej wybić każdego przechwyconym kilofem. Bo tytuł "Halloween zabija" jest wyjątkowo adekwatny. Antagonista zmierza do swojego rodzinnego domu, brutalnie rozprawiając się z napotkanymi postaciami. Wykorzystuje cokolwiek wpadnie mu w ręce. Bez znaczenia czy to jarzeniówka, czy może akurat jego ulubiona broń - nóż kuchenny. Nikogo nie oszczędzi, a reżyser mnoży pełne przemocy sceny, wiedząc jak zadośćuczynić oczekiwaniom fanów serii.

REKLAMA

Halloween zabija - recenzja filmu

Już w "Halloween" Green ironizował ustami jednego ze swoich bohaterów, że w masakrze w Haddonfield z 1978 roku zginęło zaledwie pięcioro osób. W jego reebocie/sequelu morderstw było o wiele więcej, a teraz postanowił jeszcze bardziej docisnąć pedał gazu. Tak jak w kontynuacjach być powinno, jest więcej, szybciej i zabawniej. W "Halloween zabija" trup ściele się gęsto, a Myers nie ogranicza się do napalonych nastolatków. Poderżnie gardło tak starszemu małżeństwu, jak i parze gejów. W końcu, zgodnie z logiką slasherowej konwencji, postacie w znakomitej większości są tu jedynie mięsem armatnim i idącymi na rzeź owcami.

Green wie czego oczekują miłośnicy slasherów i pozwala Myersowi popisywać się przy morderstwach pomysłowością godną… no cóż, jego samego. Zdaje sobie jednak również sprawę, że wedle dzisiejszych zasad podgatunku nie można opierać siły filmu jedynie na brutalnych ekscesach. Szczególnie gdy podpina się pod słynną serię. Dlatego chociaż reżyser unieważnia mitologię kontynuacji, to jej nie przekreśla. Część akcji rozgrywa się bowiem w szpitalu, do którego trafia ranna Laurie Strode, co bezpośrednio odnosi nas do "Halloween 2". Ba, zobaczymy tu nawet żywcem wyjęte z dwójki ujęcie.

Halloween zabija/zwiastun

Reżyser rozpisuje nową wersję czasową znanych nam z serii wydarzeń. W "Halloween zabija" zobaczymy, jak Hawkins w młodości miał szansę przyczynić się do śmierci Myersa zaraz po masakrze oglądanej w oryginale. Zasady gry pozostają jednak te same co wcześniej. Green odwraca jedynie logikę filmu Carpentera. To w "Halloween" Strode opiekowała się małoletnim Tommym Doyle’em, ochraniając go przed atakiem Kształtu. Dorosły już mężczyzna ma teraz okazję się odwdzięczyć i w jednej ze scen nawet mówi do Laurie, że teraz ochroni ją tak, jak ona kiedyś jego. W ten sposób twórcy ciągle odnoszą się do pierwowzoru, ale też szukają nowych ścieżek opowieści.

Halloween (nie tylko) zabija

REKLAMA

Być może "Halloween zabija" sprawia największą frajdę, gdy Myers morduje kolejne postacie, ale najlepsze jest, kiedy Green pokazuje zasady dynamiki tłumu. Z transportu pacjentów szpitala psychiatrycznego wraz z Kształtem uciekł bowiem ktoś jeszcze. Też jest teraz na wolności, a mieszkańcy Haddonfield z okrzykiem "zło zginie dzisiaj" na ustach organizują się, aby go zlinczować, myśląc, że to Michael. Nikt nie jest w stanie przemówić im do rozsądku. I w tym właśnie wątku film nabiera zupełnie nowej, odżywczej energii. Świat przedstawiony staje się pełnowymiarowy i namacalnie niebezpieczny.

Green nie odcina kuponów od popularności pierwszej części swojej planowanej trylogii. Sprawia raczej wrażenie fana serii z pomysłem na jej reanimację. Prawdopodobnie dlatego wyświechtane chwyty i motywy, brzmią tu tak oryginalnie i hipnotyzująco. Muzyka Carpentera jest równie przerażająca i przejmująca, co poprzednio. Okazuje się nośnikiem zakurzonych już strachów, odżywających w "Halloween zabija" z pełną mocą. Serducho filmu bije więc po właściwej stronie. I dzięki niemu miłośnicy Myersa opuszczą salę kinową z uśmiechem od ucha do ucha, zastanawiając się, co czeka go dalej. Bo tej nocy zło nie zginie, a Kształt udowodni, że ma jeszcze energię, aby zaszlachtować mnóstwo osób w "Halloween Ends".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA