Nawet Stephen King próbował swoich sił za kamerą. Ci pisarze zekranizowali własne książki
Do kin wchodzi właśnie "Jestem otchłanią" Donato Carrisiego na podstawie książki... Donato Carrisiego. To dobry moment, aby sprawdzić, jacy jeszcze pisarze postanowili zrezygnować z udziału osób trzecich i sami przenieśli na ekran swoje powieści. Na taki krok zdecydował się chociażby mistrz literackiego horroru Stephen King.
"Jestem otchłanią" to mroczny thriller o mężczyźnie, który za dnia sprząta śmieci, a nocą przemienia się w mordercę. Modus operandi wyznacza mu głos, dobiegający zza zielonych drzwi. Pewnego dnia łamie wszystkie zasady, ratując dziewczynkę po próbie samobójczej. Tak zaczyna się ich niezwykła przyjaźń.
W prowadzeniu opowieści Donato Carrisi jest równie bezwzględny dla widzów, co jego bohater dla swoich ofiar. Nie podaje prostych odpowiedzi, dusząc nas coraz gęstszą atmosferą.
Pisarze, którzy wyreżyserowali filmy na podstawie swoich książek
W "Jestem otchłanią" Donato Carrisi zabiera nas w podróż do najmroczniejszych zakamarków zwyrodniałego umysłu. Jako pisarz specjalizuje się w tym już od dawna, regularnie przenosząc też swoją prozę na ekran. W swoim podejściu nie jest odosobniony, bo przed nim inni autorzy też nieraz stawali za kamerą adaptacji własnych powieści. Jak im poszło w roli reżyserów?
Czytaj także:
Donato Carrisi
Zanim przejdziemy dalej, warto poświęcić jeszcze trochę miejsca twórczości Donato Carrisiego. On z realizacji filmów na podstawie własnych powieści uczynił bowiem swój znak rozpoznawczy. Wyreżyserowane przez niego produkcje trudno jednak nazwać adaptacjami, bo w jego przypadku najpierw powstają scenariusze, a dopiero potem książki. Jak zdradził mi niegdyś w wywiadzie, myśli bowiem najpierw obrazem, potem słowem, gdyż obraz jest bardziej demokratyczny - zrównuje widza i odbiorcę.
Za kamerą Donato Carrisi radzi sobie niemal tak samo dobrze, jak w literaturze. Przed "Jestem otchłanią" udowodnił to "Dziewczyną we mgle" i "W labiryncie". Za pierwszy wymieniony film otrzymał nawet nagrodę Davida di Donatello (włoskie Oscary) dla najlepszego debiutu reżyserskiego.
Czytaj także:
Michel Houellebecq
Każdy, kto czytał powieści Michela Houellebecqua wie, że są... z braku lepszego określenia - specyficzne. Trudno ten styl przenieść na ekran. Nie brakowało jednak śmiałków podejmujących się tego wyzwania. Najpierw dostaliśmy adaptacje "Poszerzenia pola walki" i "Cząstek elementarnych", a potem sam pisarz postanowił stanąć za kamerą "Możliwości wyspy". Jak mu poszło? Aż za mocno trzymał się pierwowzoru, przez co film okazuje się - delikatnie mówiąc - bełkotliwy. Więcej już w reżyserię się nie bawił.
Na szczęście "Możliwość wyspy" nie zakończyła flirtu pisarza z kinem. Potem pojawiał się na ekranie jeszcze kilkukrotnie. W autotematycznej roli w "Porwaniu Michela Houellebecqa" bawi się swoim wizerunkiem, a w "Przeżyć: metodzie Houellebecqa" stworzył niezwykły duet z Iggym Popem.
Stephen King
Hollywood bardzo chętnie sięga po twórczość Stephena Kinga, ale sam pisarz - podobnie jak Michel Houellebecq - tylko raz spróbował swoich sił za kamerą. Na ekran przeniósł swoje opowiadanie o... morderczych ciężarówkach. To, co na papierze się sprawdzało, w "Maksymalnym przyśpieszeniu" nie wygląda dobrze. Nic więc dziwnego, że autor dostał nominację do Złotej Maliny. Sam odcina się od produkcji, nazywając ją "debilnym filmem". Mając to wszystko na uwadze, pozostaje tylko dobrze się podczas seansu bawić.
Clive Barker
A skoro już o Stephenie Kingu mowa... Autor nazwał kiedyś Clive'a Barkera "przyszłością horroru". Nie dość, że opanował on pisarskie rzemiosło do perfekcji, to dał się jeszcze poznać jako sprawny reżyser. Koronny dowód? "Hellraiser" to mistrzowska zabawa konwencjami, która zadowoli każdego miłośnika kina grozy. Nad zaletami filmu można się rozpisywać. Nie bez powodu dał początek całej serii produkcji. Niestety, Barker nie stanął za kamerą żadnego z dziewięciu(!) sequeli, dlatego nie wyglądają one już tak dobrze (za wyjątek można uznać jedynie dwójkę).
Clive Barker za kamerą adaptacji swojej prozy stanął jeszcze dwukrotnie, realizując "Nocne plemię" i "Władcę iluzji". Samo Hollywood dość często sięga do jego twórczości po inspiracje (chociażby "Candyman"), a ostatnio zrebootowało nawet "Hellraisera".
Ryu Murakami
Po "Grze wstępnej" świat dla nikogo nie będzie taki sam. Za ten film odpowiada akurat Takashi Miike, ale autorem oryginału jest Ryu Murakami (nie mylić z Harukim Murakamim). Kilkukrotnie przenosił on na ekran swoją prozę, realizując chociażby "All Right, My Friend" czy "Almost Transparent Blue". Co tu dużo mówić, jest na ostro.