"Iluzjonista" z Edwardem Nortonem w roli głównej okazał się być filmem nie tylko bardzo udanym, ale również kasowym - przyniósł przeszło 70 milionów dolarów zysku. Dziś, 8 lat po jego premierze, zapowiedziano powstanie opartego na nim serialu. Czy ma szansę powtórzyć jego sukces?
Akcja serialowego "Iluzjonisty" rozgrywać się będzie w Nowym Jorku na przełomie XIX i XX wieku. Głównym bohaterem ma być, a jakże, znany iluzjonista, który po dziesięciu latach odsiadki wychodzi z więzienia i dowiaduje się, że jego ukochana poślubiła gangstera, który go wrobił. Postanawia on nie tylko odzyskać miłość swojego życia, ale także zemścić się na przestępcy. Dołącza więc do gangu, gdzie przy pomocy magicznych sztuczek i trików, szybko pnie się po kolejnych szczeblach hierarchii, by zbliżyć się do jego szefa i go wyeliminować.
Serial wyprodukuje stacja CW, a za scenariusz odpowiedzialny jest Mark Hudis ("True Blood").
W stosunku do filmu, w serialu "Iluzjonista" poczyniono kilka mniej lub bardziej istotnych zmian. Miejsce akcji zostanie przeniesione z Wiednia, główny bohater wiele lat spędzi nie na podróżach, a zamknięty w celi, a jego rywal z księcia i pretendenta do tronu stanie się szefem gangu. Trzon fabuły pozostanie jednak bez zmian - wciąż najważniejszym wątkiem będzie pojedynek magii i iluzji z władzą, w którym stawką jest miłość kobiety.
Oczywiście jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek spekulacje na temat "Iluzjonisty", aczkolwiek to kolejny przypadek wpisujący się w dość popularny ostatnio trend. Chodzi o tworzenie seriali na podstawie głośnych filmów - "Godziny szczytu", "Raport Mniejszości", "Adwokat Diabła", "Resident Evil" czy opisywany przeze mnie kilka dni temu "Underworld". Ciekawe, czy taka konwersja dosięgnie również świeższe blockbustery. Widzę spory potencjał w serialu "Na skraju jutra" albo "Pacific Rim", które przy okazji byłby czymś, czego w telewizji w tej chwili nie ma.