REKLAMA

"Transporter: Nowa Moc", czyli bez Jasona Stathama mamy mało kuriera w kurierze - recenzja sPlay

“Transporter: Nowa Moc” to czwarty film opowiadający o przygodach Franka Martina, czyli eleganckiego kuriera samochodowego o niesamowitych umiejętnościach. To też kolejny tegoroczny kinowy odgrzewany kotlet, który ze względu na decyzję o obsadzeniu w głównej roli innego aktora niż Jasona Stathama ma naprawdę małe szanse się wybronić.

Transporter: Nowa Moc już bez Jasona Stathama - recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Ostatnio obserwujemy istny wysyp rebootów, sequeli i remake’ów. Patrząc na listę premier trudno uwierzyć, że mamy 2015 rok, skoro widzieliśmy w kinie już kontynuacje “Szybkich i wściekłych”, “Mad Maksa”, “Parku Jurajskiego”, “Terminatora” i “Mission Impossible” - a w kolejce czekają jeszcze przecież “Gwiezdne wojny”.

Do tej listy można dopisać też kolejnego filmowego “Transportera”.

“Transporter” to seria bardzo przyjemnych filmów akcji od Luca Bessona w której Jason Statham trzykrotnie wcielił się w rolę Franka Martina - niezadającego zbędnych pytań kuriera. Teraz, po ośmiu latach od premiery poprzedniej części cyklu, postanowiono przypomnieć ją widzom wypuszczając do kin film “Transporter: Nowa Moc”

Nowa produkcja jest bardzo luźną kontynuacją poprzednich trzech filmów. Fabularnie nie odnosi się do przeszłych wydarzeń i opowiada zamkniętą historię. Tytułowym “transporterem” - czyli kurierem samochodowym o mistrzowskich umiejętnościach - jest ciągle Frank Martin.

Problem w tym, że w roli osadzono nowego aktora.

Nie da się ukryć, że całym urokiem trzech pierwszych “Transporterów” była postać wykreowana przez Jasona Stathama. Ten aktor wręcz idealnie pasował do roli genialnego kierowcy, który - w razie potrzeby - może też obić bandziorom mordy w efektowny sposób wykorzystując do tego elementy otoczenia.

Nowy film wygląda trochę jak skok na kasę sentymentalnych fanów poprzednich trzech części i… to po części prawda. Ed Skrein grający Franka Martina jest niestety mocno nijaki i dużo brakuje mu do znacznie bardziej szorstkiego Stathama. Nie jest to co prawda w gruncie rzeczy zły aktor, ale odziedziczył tę rolę i trudno mu rozwinąć skrzydła.

“Nijaki” to zresztą niestety dobre określenie dla całego filmu.

transporter-nowa-moc-plakat

Fabuła filmu jest do bólu sztampowa i kręci się wokół zemsty byłych prostytutek - w tych rolach Loan Chabanol, Gabriella Wright, Tatiana Pajkovic, and Wenxia Yu - na grupie wykorzystujących je przez lata alfonsów. O bohaterkach nie wiemy tak naprawdę nic, a czarne charaktery są przesadnie stereotypowe.

Panie z początku wynajmują Franka, ale jak się okazuje nie jest on im potrzebny w roli kuriera, a raczej… szofera. Główny bohater nie jest z tego zadowolony, ale bohaterki szantażem zmuszają go do współpracy. Fabuła przez większą część filmu jest dość spójna, ale przy okazji kompletnie nieinteresująca i bardzo odtwórcza.

Najlepszą rolę, chociaż też bardzo standardową, miał w tym filmie Ray Stevenson.

Aktor zagrał charyzmatycznego Franka Seniora, czyli ojca głównego bohatera - byłego szpiega, który właśnie przeszedł na emeryturę. Chociaż wprowadzony został w roli zakładnika mającego skłonić Franka Juniora do współpracy, to sceny z udziałem obu panów - a także obu panów i czterech pań - ogląda się naprawdę przyjemnie.

Niestety, im dalej tym gorzej. Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa i nie mamy tutaj żadnych niespodzianek - zamiast tego jest wiele uproszczeń, a na czas seansu najlepiej wyłączyć myślenie. Problem w tym, że nawet efektownych pościgów w filmie i scen walk jest niezbyt wiele i jego wartość rozrywkowa nie jest zbyt duża.

Film dla dorosłego widza będzie nieco zbyt infantylny.


Dzięki uproszczeniom “Transporter: Nowa Moc” może spodobać się dzieciakom, a zgrzytem dla rodzica kupującego bilet może być motyw przewodni - czyli zemsta prostytutek. Nie ma w nim co prawda brutalności i nagości, ale może też burzyć straszne przedmiotowe traktowanie kobiet - chociaż taka już konwencja filmów akcji.

Jestem wręcz przekonany, że nad filmem pastwić się będą środowiska feministyczne. Chociaż w nowym “Transporterze” pojawiły się cztery bohaterki, to były one wręcz nie do rozróżnienia, a ich misterny plan szybko zszedł na drugi plan i w rezultacie pełniły rolę... obiektów miłosnych podbojów dla obu Franków.

REKLAMA

"Transporter: Nowa Moc" to film w gruncie rzeczy poprawny, ale jednocześnie mocno odtwórczy. Mógłby wzbudzać jakieś większe emocje jeśli doczekałby się premiery dekadę lub dwie temu. Fani serii będą pewnie zawiedzeni, ale mimo wszystko widziałem znacznie gorsze produkcje w tym roku, jak chociażby nieszczęsny "Hitman: Agent 47".

“Transporter: Nowa moc” można podsumować krótko słowami, że to kawał solidnej rzemieślniczej roboty, ale temu dziełu zabrakło dotyku artysty.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA