Horrory Netflix

Jak na nową francuską ekstremę „Chmara” jest za mało ekstremalna. Jak na animal attack jest w niej za mało ataków zwierząt. Chociaż Just Philippot ma coś do powiedzenia, to jego pełnometrażowemu debiutowi brakuje tożsamości.

Chciałbym napisać, że „Dom z koszmarów” to najnowszym horror na Netfliksie, ale to właściwie kiepsko zagrany zlepek scen z kilku różnych historii. Nie dajcie się zwieść tytułowi, nie będziecie mieć po nim koszmarów, a raczej poczucie zmarnowanych dwóch godzin.

Netflix w ostatnich kilkunastu dniach wypuścił nowe sezony swoich popularnych produkcji, co miało wyraźne przełożenie na ranking TOP 10. Na jego szczycie dominowały jednak filmy i obecny już przed tygodniem „The Good Doctor”. Na które nowości warto zwrócić uwagę?

Heist i zombie? „Armia umarłych”. Huragan i krokodyle? „Pełzająca śmierć”. Rozpierducha z wampirami? „Od zmierzchu do świtu”. „Krwawe niebo” z pewnością rozbudziło wasz apetyt na więcej mieszanek gatunkowych i produkcji o krwiopijcach. Na szczęście na Netfliksie ich nie brakuje.

Netflix usuwa kilkadziesiąt filmów ze swojej biblioteki. W najbliższych dniach zniknie ponad 40 filmów i seriali takich jak „Annabelle wraca do domu”, „Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street” czy „Pszczółka Maja”. Część produkcji obejrzycie jeszcze tylko jutro.

Pasażerowie zamknięci w samolocie na wysokości tysięcy metrów, terroryści i... wampirzyca? Absurdalny koncept Netflix zmienił w całkiem dobry film. „Krwawe niebo” to bardzo miłe zaskoczenie.

Była już moda na amerykańskie, hiszpańskie i japońskie horrory. Teraz czas posmakować straszaków z Korei Południowej. I nie musicie szukać ich w Pirackiej Zatoce, bo całkiem sporo trafiło do biblioteki polskiego Netfliksa. Wśród nich są dwa seriale.

„Klasyczny horror” szturmem wdarł się do biblioteki Netfliksa. Jego bohaterowie utknęli w dobrze nam znanych z kina grozy narracjach. Skąd twórcy czerpali inspiracje?

Platforma Netflix w najbliższych dniach powiększy się o kilkanaście niezwykle interesujących tytułów. Fani animacji nareszcie dostaną wyczekiwany powrót He-Mana, a wielbiciele horrorów pełen brutalnej akcji film „Krwawe niebo”. To nie koniec głośnych nowości.

„Ulica Strachu – Część 3: 1666” już na Netflix. Ostatnia część trylogii to nie jedyna dzisiejsza premiera platformy, na którą warto zwrócić uwagę. „Naomi Osaka” zaprasza cię na kort, a pewien dozorca rozbawi do łez, przejmując władzę w pewnym meksykańskim miasteczku.

Cóż za dziwaczny pomysł łączyć ze sobą formułę slashera, która w swej tradycyjnej odmianie odczytywana była (niekoniecznie słusznie) za nośnik konserwatywnych idei, z klimatem folk horroru, w którego fabularny genotyp wpisana jest transgresja społeczna. „Ulica Strachu - Część 3: 1666” udowadnia jednak, że w tym szaleństwie jest metoda.

Grupka ludzi, odludzie i mordercza sekta – w „Klasycznym horrorze” roi się od evergreenów amerykańskiego kina grozy. Odnajdywanie kolejnych odniesień do słynnych przedstawicieli gatunku początkowo sprawia niemałą radochę, ale im dalej w las tym gorzej.

Z Netfliksa znów zniknie sporo filmów i seriali, ale tym razem nie po wszystkich będziemy płakać. Na pewno na uwagę zasługują trzy horrory - „Cube”, „Święta” i „To my”. Pierwszy z nich zniknie jeszcze dziś.

Co obejrzeć w weekend? Tytułowy „Nikt” już walczy z narkotykowym bossem, a na Netfliksie dzieciaki z Shadyside w rytm najntisowych hitów odkrywają tajemnice swojego miasteczka w „Ulicy Strachu”. W ten weekend rozgrzeje was nie tylko słońce, ale również premiery kinowe i nowości serwisów streamingowych.

Netflix zaprezentował pierwszy pełnoprawny zwiastun ciekawie zapowiadającego się horroru pod porywającym tytułem — uwaga — „Klasyczny horror”. Jego opis i zapowiedź sugerują, że będziemy mieli do czynienia z czymś bawiącym się popularnymi tropami. Podobnych straszaków trochę się już w przeszłości pojawiło. A część z nich naprawdę się udała.O fabule nadchodzącego filmu Netfliksa nie wiemy jeszcze zbyt wiele. „Klasyczny horror” to włoska produkcja, której reżyserami są Roberto De Feo i Paolo Strippoli. Tradycja włoskich filmów grozy jest długa i bogata, a jednak wiele wskazuje na to, że twórcy będą czerpać raczej z dzieł amerykańskich. Oficjalny opis brzmi: „Dziecięca muzyka, opuszczony dom, pięcioro nieznajomych: wygląda jak klasyczny horror, a zamiast tego…” — możemy się wiec spodziewać, że obraz będzie podrzucał widzom kolejne znane tropy i klisze (co zresztą obiecuje już sam tytuł), by wnet zaskoczyć wszystkich fabularną woltą. Ta, miejmy nadzieję, pokaże snutym przez widzów przypuszczeniom środkowy palec i zapewni prawdziwą jazdę bez trzymanki, której finału nie sposób przewidzieć.

Platforma Netflix powróciła do świata stworzonego przez Arthura Conan Doyle'a w nowym serialu „Ferajna z Baker Street”. Produkcja skierowana do nastoletnich widzów nie boi się eksperymentować ze znanymi postaciami i kryminalną naturą opowieści o Sherlocku Holmesie. Czy robi to z powodzeniem? Sprawdziliśmy to dla was.

Netflix w następnym tygodniu poszerzy się o pierwsze odcinki należące do 2. sezonu „Snowpiercer”, horror „Annabelle wraca do domu” i niemal 20 dodatkowych tytułów. A ciekawych premier nie brakowało również w ostatnich dniach. Na które tytuły użytkownicy serwisu powinni zwrócić uwagę przed końcem miesiąca?

Uwielbiamy się bać. Ale dobrze wiemy, że niełatwo jest nas przestraszyć. Oglądając horrory, nieraz już się o tym przekonaliśmy. Poniższe filmy nie będą jednak śmieszne, a wszystko wskazuje na to, że dostarczą nam odpowiedniego dreszczyku grozy.

Nie ma wątpliwości, że z każdym kolejnym tygodniem we wszystkich mediach będzie przybywać haseł pokroju „Coraz bliżej święta”. Netflix postanowił jednak w minionym tygodniu pójść wbrew trendom i zamiast kolejnych świątecznych produkcji, dostarczył Polakom kilka nowych filmów akcji. A ci nie omieszkali skorzystać z tego prezentu.

Refaat nie wierzy w zjawiska nadprzyrodzone. Jak to jednak w podobnych narracjach bywa, zjawiska nadprzyrodzone uwierzą w niego. I chociaż taka zajawka może was zafascynować, strzeżcie się pierwszego egipskiego serialu Netfliksa. „Paranormal” pomimo ewidentnego potencjału okazuje się bowiem kompletnym niewypałem.