"Ktoś jest w twoim domu" eksploruje odkryte już w młodzieżowych horrorach tereny, ale robi to z dumą prawdziwego odkrywcy. Dobrze znana konwencja nabiera więc nowej energii, aby dostarczyć nam rozrywki, jednocześnie mówiąc coś o kondycji współczesnych nastolatków.
OCENA
Oglądając "Ktoś jest w twoim domu" poczujecie się jak podczas seansu postslashera. Najntisowy styl pojawia się tu tak w strukturze narracyjnej, jak w poetyce. Najdosadniej widać to już w pierwszej scenie, która jest prologiem rodem z "Krzyku". Nie dajcie się mu jednak zwieść. Szybko zorientujecie się bowiem, że Patrick Brice tłumaczy znaną nam konwencję na dzisiejszy język, korzystając z nowoczesnej retoryki podgatunku. Klisze nie posiadają co prawda samoświadomości, ale są obdarzone współczesną wrażliwością. Dlatego bohaterowie nie raz rzucają hasłami mogącymi znaleźć się w katalogu promującym polityczną poprawność.
Narracja podąża za grupą licealnych wyrzutków. Mamy tu osobę niebinarną, sportowca homoseksualistę, czy typowego outsidera. W latach 80. któreś z nich mogłoby być mordercą w "Uśpionym obozie", czy ofiarą żartu popularniejszych rówieśników w "Balu maturalnym". Każda z należących do paczki dziewczyn sprawdziłaby się natomiast w roli final girl. Ale spokojnie. Twórcy prowadzą swoją opowieść w taki sposób, że od razu wiadomo, która z nich na koniec pokona mordercę. Ten aspekt podgatunku został zachowany. Co innego jeśli chodzi o ofiary. W slasherach młodzież ginęła za rozwiązłość. To się z czasem zmieniało i w "Ktoś jest w twoim domu" zabójca atakuje nożem za sekrety.
Uczniów Osborne High ogarnia panika.
Ktoś bierze na celownik kolejnych nastolatków, a chwilę przed zabójstwem ujawnia wszystkim ich sekrety. Po śmierci kolegi jedna z dziewczyn w swojej przemowie wywołuje osobę niebinarną, dziękując jej za pokazanie odwagi w byciu sobą. W tym celu posługuje się jednak cytatem z księżnej Diany (sic!), bo twórcy zamierzają wyśmiać ludzi posługujących się w debacie publicznej lewicowymi ideałami, ale chowających trupy w szafach. Nie zdziwcie się więc, kiedy okaże się, że wspomniana bohaterka nagrywała podcast o tematyce supremacyjnej. Morderca dobrze zna swoje ofiary i zanim zada im ostateczny cios, zdziera z nich maski, za którymi kryli się całe życie.
Nikt nie jest bezpieczny, bo wszyscy mają na sumieniu coś, za co mogliby stać się kolejną ofiarą. Nie sposób przewidzieć, kto zginie następny, a to tylko podsyca naszą ciekawość w trakcie seansu. Nie wyciągajcie jednak z podanego wyżej przykładu zbyt daleko idących wniosków. To nie tak, że twórcy postanowili "obnażyć obłudę lewaków" i pokazać, że każdy z nich jest w głębi duszy nietolerancyjny. Tak naprawdę wyśmiewają bowiem sposób myślenia prawej strony sporu politycznego. Aż tu iskrzy od konfrontacji różnych ideałów. Krytykowana jednocześnie jest chęć do wydawania natychmiastowych osądów, a nawet nadużywanie własnych przywilejów.
"Ktoś jest w twoim domu" to film bardzo kąśliwy i złośliwy. Twórcy wypowiadają się przeciw źle rozumianej politycznej poprawności, jednocześnie świetnie się przy tym bawiąc. Nie warstwa ideologiczna jest tutaj najważniejsza. Brice w żadnym momencie nie ukrywa, że chodzi mu przede wszystkim o dostarczenie nam rozrywki. Bo jak inaczej wytłumaczyć scenę, w której widzimy cały pokój wypełniony nazistowskimi pamiątkami, przerobionymi na bonga? Podejmowane przez reżysera tematy co chwilę stają się przyczynkiem do serwowania mniej lub bardziej gówniarskich żartów. Tak, samej atmosfery grozy jest tu jak na lekarstwo.
Reżyser bawi się w horror wykorzystując znane nam motywy, aby powiedzieć co ma do powiedzenia za sprawą krwawych morderstw podszytych czarnym jak smoła humorem.
Z tego względu skojarzenia z "Ulicą Strachu" będą podczas seansu całkowicie usprawiedliwione. Brice, tak jak Leigh Janiak, z empatią pozwala nam spojrzeć na swoich bohaterów skrzętnie malując ich portret psychologiczny. Nie są to co prawda osoby z krwi i kości, ale też nie robią za tanie mięso armatnie. Z tego względu niektórych ofiar zabójcy, możemy nawet przez chwilę żałować. Nie ma jednak co po nich płakać, bo nóż zaraz musi wejść w brzuch kolejnej postaci. Krwi jest tu całkiem sporo i fani podgatunku nie będą mieli na co narzekać.
"Ktoś jest w twoim domu" to kawał porządnej rozrywki, która jednych rozdrażni, a inni podczas seansu będą bawić się niczym, za przeproszeniem, prosię. Chociaż jest tu coś pod refleksję, to sposób, w jaki Brice’a wyczuwa konwencję wysuwa się na pierwszy plan, pozwalając nam rozsiąść się wygodnie i czekać na nadchodzące wydarzenia. Być może film nie pozostawi po sobie wyrazistych wspomnień, ale charakteru nikt nie będzie w stanie mu odmówić.