Polskie kino w końcu uczy się opowiadać o swoich superbohaterach. "Najlepszy" – recenzja Spider’s Web
„Najlepszy” Łukasza Palkowskiego, to idealny przykład udanego kina rozrywkowego, które opowiada prawdziwą i inspirującą historię, a przy tym jest znakomicie zrealizowane.
Przyznane w miniony weekend Złote Lwy na 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni stanowią całkiem dobry przyczynek do zastanowienia się nad tym, w jakim kierunku zmierza polski film.
Jeszcze nigdy, tak jak w ostatnich latach, nie było takiego bumu na seriale. Pisze się o nich w Internecie, mówi w mediach tradycyjnych, analizuje w poważnej prasie. Powstają terminy, które dotyczą zachowań związanych z produkcjami w odcinkach. Bohaterowie serii stają się ważnymi postaciami, o których dyskutuje się z nie mniejszym zapałem, niż o członkach rodziny czy przyjaciołach. Tematem bywają zwłaszcza ci, których się nie znosi. A niektóre postaci irytują bardziej niż wścibski sąsiad z piętra wyżej. Przed wami 8 takich, które w serialach denerwują bądź denerwowały najbardziej.
Nie umiesz przekonać się do audiobooków? Powinieneś dać szansę słuchowisku „Karaluchy”
Znam wiele osób, które próbowały przekonać się do czytanych książek, ale ostatecznie zawsze powracały do papieru. Zupełnie mnie to nie dziwi. Poza jakością samej treści, jeszcze ważniejszy jest sposób, w jaki się nam ją podaje. Miarowo, flegmatycznie i ospale czytający lektor może zabić każdego bestsellera. Tym bardziej polecam rozpocząć od tak kapitalnych przedsięwzięć jak „Karaluchy” Jo Nesbo.
Znalezienie współcześnie dobrego serialu komediowego graniczy z cudem. Owszem, jest parę produkcji, które są naprawdę dobre, ale kiedy myślimy o najlepszych produkcjach komediowych w odcinkach przed oczami stają nam głównie lata 60., 70., 80. i 90. ubiegłego stulecia. To właśnie wtedy zarówno w Polsce jak i za granicą doczekaliśmy się najlepszych serii, które potrafią rozbawić do łez. A oto i one. Kolejność przypadkowa.
To już się robi nudne. Kolejne słuchowisko i kolejny hit. "Funky Koval. Bez oddechu" - recenzja sPlay
Fenomen „Funky Kovala” jeszcze do niedawna był mi całkowicie obcy. Gdy ukazała się pierwsza część tego komiksu, „Bez oddechu”, nie było mnie jeszcze na świecie, a na późniejsze odsłony i wydania nigdy nie zwróciłem uwagi. Dziś, za sprawą rewelacyjnego słuchowiska od Sound Tropez, widzę, jak wiele straciłem.