REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Justin Bieber wystąpi jako Robin w sequelu "Człowieka ze stali"?

Na twarzach osób śledzących losy "Człowieka ze stali 2" w sobotę bez wątpienia odmalowywały się szok i niedowierzanie. Mełli w ustach przekleństwa i pisali pełne oburzenia posty i komentarze na forach. Oto pojawiła się plotka, że w filmie tym może pojawić się Justin Bieber. 

16.09.2013
12:36
Justin Bieber wystąpi jako Robin w sequelu „Człowieka ze stali”?
REKLAMA

Źródłem rzeczonej plotki jest sam kanadyjski piosenkarz, który na Instagramie umieścił swoje zdjęcie, z widocznym obok scenariuszem do "Batman vs Superman" z dopiskiem Bieber, otagowane jako "#robin". Ma ono rzekomo sugerować, że zaproponowano mu rolę w tym filmie. Tylko tyle - żadnych oficjalnych komunikatów, potwierdzeń i oświadczeń; Warner Brothers milczy. Mimo to, wystarczyło żeby wzburzyć Internet. Dziwię się tym, którzy uwierzyli, że ten żart (jak się okazuje - całkiem udany) - nosi jakiekolwiek znamiona prawdziwej informacji. Zwłaszcza, że wystarczyło zajrzeć na Twittera piosenkarza, żeby zobaczyć, że na kilka godzin przed opublikowaniem zdjęcia ze scenariuszem ogłosił on, że wychodzi, żeby "zrobić coś zabawnego". Także bez strachu, Bieber nie będzie nowym Robinem.

REKLAMA
justin-bieber-Batman

Muszę przyznać, że nie są dla mnie do końca jasne przyczyny, dla których JB darzony jest tak ogromną niechęcią (żeby nie powiedzieć: nienawiścią) przez rzesze ludzi. Coś tam sobie śpiewa, są osoby - przeważnie młode - które go słuchają i dla których jest czymś w rodzaju idola, dlaczego to komuś przeszkadza? Przecież nie jest to zjawisko ani nowe, ani szczególnie szkodliwe. Niemniej jednak rozumiem oburzenie na obsadzenie Biebera w drugim "Człowieku ze stali" (gdyby faktycznie taki stan rzeczy zaistniał) - to po prostu nie jest gość, którego chciałoby się widzieć w tym filmie.

REKLAMA

W jakich rolach widziałbym Justina? Na przykład Spidermana w "Avengers". Fanki byłby zadowolone, bo ich idol pojawiłby się na srebrnym ekranie, a ci, którzy nie darzą go sympatią, cieszyliby się, że znajduje się kompletnie na bocznym torze i żaden z pozostałych bohaterów nawet nie pomyślał, żeby zaprosić go do współpracy. Albo jako Joffreya w "Grze o Tron", gdzie moglibyśmy "hejtować Biebera hejtując Biebera". Poza tym na pewno bez problemu poradziłby sobie z tą falą nienawiści i pogróżek, z którą boryka się teraz Jack Gleeson - wszak ma w tym niemałe doświadczenie.

O, albo w remake'u "Green Street Hooligans" Justin mógłby wcielić się w postać niesłusznie usuniętego ze szkoły chłopca z dobrego domu, który postanawia rozpocząć karierę kibola. Początkowo nieakceptowany przez środowisko, dzięki niezwykłym talentom wokalnym ujawniającym się przy przyśpiewkach, szybko zyskuje uznanie na trybunach. Andrzej Samsonowicz powinien z kolei zaprosić JB, chłopców z One Direction i Jakuba Gierszała do udziału w filmie "Testosteron: Przebudzenie" (gdyby kiedykolwiek taki planował). Skierowany do gimnazjalistów, obraz opowiadałby historię grupy młodych ludzi, którzy właśnie odkrywają co to znaczy być mężczyzną. Gdyby Kanadyjczyk chciał zerwać z dotychczasowym, wymuskanym wizerunkiem i przekonać do siebie nieco starszych odbiorców, sugerowałbym mu udział w "Dzwonniku z Notre Dame", utrzymanym w konwencji musicalu. Oczywiście w roli dzwonnika.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA