REKLAMA

3. odcinek "The Last of Us" to telewizja wybitna. I przy okazji piękny hołd dla społeczności LGBT

Łał, Łał, Łał - trzeci odcinek "The Last of Us" na HBO Max to arcydzieło. Jeśli nie jest to jeden z najpiękniejszych momentów w historii telewizji, to nie wiem, co innego by mogło nim być. Jestem absolutnie zauroczony tym obrazem i nieprawdopodobnie wzruszony historią, którą opowiada.

the last of us
REKLAMA

Po 2 pierwszych odcinkach serialu "The Last of Us" wiemy, że jest to całkiem wierna adaptacja hitowej gry z 2013 r. Do tego stopnia, że część dialogów z gry jest dosłownie ta sama w serialu. Trzeci odcinek przynosi jednak zaskakujące zmiany w pobocznej fabule tej świetnej opowieści, czyli historii Billa i Franka.

REKLAMA

Wyszła z tego wspaniała historia miłości gejowskiej, która wzrusza i chwyta za gardło.

Jest to przy okazji wielki hołd dla społeczności LGBT, który może przynieść znacznie więcej pozytywnych skutków niż wszystkie marsze równości razem wzięte. Nie wierzę bowiem, że nawet najzagorzalsi denialiści homoseksualizmu nie skruszą swojej postawy, oglądając ten pełen ciepła, dobra, bezgranicznej miłości i oddania obraz prezentujący związek dwóch mężczyzn w dobie postapokaliptycznej rzeczywistości.

Nie mam również wątpliwości, że trzeci odcinek "The Last of Us" zapisze się w historii najlepszych obrazów gejowskich w historii, gdzieś obok "Tajemnicy Brokeback Mountain", "Mulholland Drive", czy "Samotnego mężczyzny".

Nie chcę Wam przesadnie spoilerować tego wybitnego odcinka, więc nie zdradzę całej fabuły.

Nie zepsuję jednak wiele mówiąc, że serial przedstawia historię Billa i Franka w nieco inny sposób niż w grze. Ci co grali w dzieło Naughty Dog wiedzą, że Frank de facto w występuje w niej epizodycznie, istnieje głównie w opowieściach Billa. Bill z kolei nie jest w grze tak super jednoznacznie wyoutowany, choć oczywiście wiele poszlak wskazuje na związek miłosny z Frankiem.

W serialu mamy pokazaną pełną historię miłości Billa i Franka - od poznania, przez wspólne życie, aż po nieprawdopodobnie wzruszający finał. Jest to taka opowieść w opowieści, bo to właśnie ta historia stanowi główną oś trzeciego odcinka serialu - Joel i Ellie pojawiają się w niej jedynie na początku i na końcu.

The Last of Us - zwiastun

Wiele świetnych seriali w historii tv stosowało podobne zabiegi, sprzedając niejako jeden z odcinków na historię poboczną, nieco na skraju głównej fabuły, ale nie pamiętam, by cokolwiek z takich prób zbliżyło się poziomem do tego, co zrobili twórcy serialu The Last of Us. Spokojnie można ten odcinek oglądać jako oddzielne dzieło, niezależne od poprzednich dwóch i kolejnych odcinków, które dopiero HBO Max wypuści. Ba, jestem przekonany, że ten obraz obroniłby się jako oddzielny film i wielu krytyków okrzyknęłoby go mianem wybitnego. Nic nie trzeba by było tu zmieniać, nawet jego długości, bo odcinek trwa godzinę i piętnaście minut.

Kilka słów o aktorach grających postaci Billa i Franka

Jestem oczarowany kreacją Nicka Offermana grającego Billa, którego znamy przecież głównie z roli komediowych (takich trochę głupkowatych). Tutaj Nick gra absolutnie wybitną i odważną rolę dramatyczną. Z wyglądu bardzo przypomina graną przez siebie postać Forresta z także genialnego serialu Devs (również produkcja HBO), choć ma tu do zagrania znacznie większy wachlarz emocji - od dziwaka preppersa, przez romantycznego gejowskiego kochanka, po starszego pana opiekującego się swoim ukochanym.

Kapitalnie sprawdza się także Murray Bartlett w roli Franka (aktor jest również gejem w życiu prywatnym), który wprawdzie nie miał swojego pierwowzoru w grze, ale za to mógł stworzyć zupełnie nową kreację. Wyszło znakomicie, choć bez wątpienia pierwsze skrzypce tej parze gra postać Nicka Offermana.

REKLAMA

To trzeba obejrzeć!

Nawet jeśli nie oglądacie całego serialu "The Last of Us", bo nie lubicie zombie ani gier, włączcie trzeci odcinek. Wybitny kawałek telewizji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA