„Amerykańska fabryka” to pierwszy dokument wyprodukowany przez Baracka Obamę i jego żonę dla Netfliksa. Jest znakomity!
Film dokumentalny „Amerykańska fabryka” to niezwykle aktualna opowieść o zderzeniu dwóch kultur oraz filozofii pracy, które kompletnie do siebie nie pasują. Jest to też anty-bajka wskazująca na negatywne skutki globalizacji.
OCENA
Naprawdę trudno o lepszy temat będący parabolą problemów współczesnego świata niż ten podjęty przez doświadczonych dokumentalistów Stevena Bognara i Julię Reichert w wyreżyserowanym przez nich filmie „Amerykańska fabryka”. Historia zaczyna się w 2008 roku gdy, w skutek globalnego kryzysu, zostaje zamknięta fabryka samochodów General Motors w mieście Dayton, w stanie Ohio. Tysiące ludzi straciło pracę, niemała część z nich także dach nad głową i nadzieję na przyszłość. Z pomocą Ameryce zaczęły przychodzić... chińskie firmy, które od 2010 roku zaczęły stopniowo wykupywać tamtejsze słabnące biznesy albo stawiać swoje własne fabryki.
Takim właśnie przypadkiem jest ukazana w filmie Netfliksa Fuyao – założona przez chińskiego miliardera Cao Dewanga fabryka szyb samochodowych. Biznesmen postanowił postawić ją na „zgliszczach” upadłej General Motors dając możliwość pracy bezrobotnym Amerykanom z regionu. Jednocześnie zatrudniając do fabryki także i pracowników z Chin. Idea jest taka, by obie nacje uczyły się od siebie nawzajem, zbliżały się kulturowo i nauczyły ze sobą współpracować. Wszystko w imię globalizacji, a tak naprawdę filozofii powiększania zysków klasy najbogatszej.
A good story gives you the chance to better understand someone else’s life. It can help you find common ground. And it’s why Michelle and I were drawn to Higher Ground’s first film, American Factory. Take a look at our conversation with the directors, and check it out on Netflix. pic.twitter.com/KzkYFqjrFV
— Barack Obama (@BarackObama) 21 sierpnia 2019
Tym, co tak znakomicie udało się ująć twórcom dokumentu „Amerykańska fabryka”, jest właśnie pokazanie globalnych problemów związanych z wynaturzonym kapitalizmem, wyzyskiem i źle wdrażaną globalizacją na przykładach w skali mikro.
W jednej tylko fabryce Fuyao spotykają się bowiem liczne zagadnienia, które z powodzeniem można przenieść na arenę geopolityczną i społeczną. Do pewnego momentu „Amerykańska fabryka” zdaje się opowiadać wspaniałą i jakże pozytywną historię sukcesu i nadziei na lepsze jutro dla ludzi, którzy ją utracili. Fabryka zostaje postawiona na solidnych fundamentach, tysiące ludzi dostają pracę, pojawiają się perspektywy sukcesu i stabilnego życia zawodowego.
Jednak pierwsze rysy na szkle (albo jak kto woli szybie) zaczynają się pojawiać gdy prezes Fuyao oznajmia, że nie zamierza tolerować w swojej firmie związków zawodowych. Jego zdaniem one tylko przeszkadzają w funkcjonowaniu firmy, a przez to sprawiają, że zarabia on mniej pieniędzy. Z czasem też wychodzą różnice w stylu życia i filozofii Wschodu i Zachodu. Chińczycy narzekają, że Amerykanie mają „za grube” palce, co spowalnia ich pracę, są kapryśni, pracują tylko 8 godzin dziennie. Na domiar złego mają wolne weekendy, masę świąt, urlopy i jeszcze śmią robić sobie krótkie przerwy na jedzenie czy prywatne pogaduszki zamiast pracować na poczet rozwoju i dobrobytu firmy/prezesa.
W pewnym momencie w filmie jeden z chińskich pracowników rozmawia z Amerykaninem podczas ich wizyty w Chinach, że Jankesi są strasznie rozleniwieni i właściwie to mają w pracy raj, bo nie muszą pracować minimum 12 godzin dziennie, często z dala od rodzin, które spora część chińskich pracowników jest w stanie odwiedzać dwa-trzy razy w roku.
Podczas tej samej wyprawy do Chińskich fabryk Fuyao Amerykanie nie mogą się nadziwić widząc, w jaki sposób pracują Chińczycy – są niczym roboty: beznamiętnie, ale i precyzyjnie wykonujące swoje zadania. Bezbłędnie, ale i bezdusznie.
Że są niczym cyborgi, które firma może eksploatować dopóki na rynku nie pojawią się prawdziwe roboty, które ich zastąpią.
Nie protestują gdy ich prawa pracownicze są naruszane, a oni sami pracują w niedopuszczalnych (potencjalnie niebezpiecznych dla zdrowia i życia) warunkach. Te zupełnie różne podejścia do życia i pracy szybko zaczynają powodować tarcia i konflikty po obu stronach. Wynikające nie tylko z odmiennej filozofii, ale też kompletnie innej kultury. Nie da się nagle ludzi wychowywanych w jednym czy drugim systemie dopasować do kompletnie innych zasad działania. To co dla nas wydaje się niedopuszczalne, Chińczycy przyjmują jako smutną oczywistość i nie wyobrażają sobie z tym dyskutować. To odwieczne starcie pomiędzy pracowaniem, żeby żyć, a żyć, by pracować.
Wyprodukowany przez firmę Higher Ground Productions, należącą do Baracka Obamy i jego żony Michelle film „Amerykańska fabryka” podchodzi do tego zagadnienia z należną mu powagą i szacunkiem, ale też z wyraźnym zacięciem tragikomediowym. Są w tym filmie sceny, głównie te podczas wizyty Amerykanów w Chinach, które ogląda się jak odcinek „Czarnego lustra”- przedziwną, kuriozalną opowieść o wypaczonym kapitalizmie, wyzysku i braku poszanowania dla człowieka, który pełni rolę jedynie trybika w wielkich kołowrotach fabryki, w której pracuje.